fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (43)
Miejsce: schody przy zejściu do podziemia dworca kolejowego w Krakowie. Czas: 6 czerwca. W kalendarzyku, z 1996, zapisałam: Łazienki, foto Wojciech Karpiński. „Zejście do podziemia” zrobiłam w ostrym, późnopopołudniowym słońcu, po powrocie z Warszawy, gdzie, w południe tego dnia, byłam umówiona z pisarzem na portret.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XIV)
Zapach, smak, barwa, dojrzałość i wszelkie między nimi synestezje przelewają się poza granice wyrażania – poeta próbuje je: a to powstrzymać trzykropkiem (poetycki inhibitor), a to przyszpilić wykrzyknikiem (poetycki gwóźdź), a to ujarzmić inaczej – dłuższą frazą, enumeracją. Uważa się, że sonet trzynasty, podobnie jak czternasty i piętnasty, tworzą triadę wierszy nawiązujących do owocowych martwych natur Cézanne’a i Pauli Modersohn-Becker.
Jakub Dolatowski Glupki
Na te śliwy i ich owoce wszyscy mówią u nas – „mirabelki”, choć tak naprawdę mirabelki, to inna, można rzec – szlachetniejsza śliwa. Na owoce prawdziwych mirabelek nie trafi się u przekupek czy na targowisku, a tylko czasem, importowane, w wielkomiejskich delikatesach czy bazarach z „wyższej półki”; są, jak węgierki, renklody czy lubaszki, jedną z form innego gatunku – śliwy domowej, a ich owoce są od „glupek” większe, ich żółtawą skórkę kryje białawy nalot, miąższ nie jest wodnisty i ostry w smaku, a bardzo, bardzo słodki i odchodzi od pestki.
Jacek Hajduk List Jarosława Iwaszkiewicza do Józefa Wittlina
Na szczęście wyszedłem obronną ręką ze wszystkich opresyj, straty w najbliższej rodzinie mam nieduże, siostra moja Anna (Nucia) zginęła pod gruzami domu w Warszawie podczas powstania — ale za to w dalszej i wśród znajomych po prostu przeraźliwe, z kolegów i kuzynów mojej córki mało kto ocalał, młodzież warszawska to była prawdziwa hekatomba — i co za ludzie tam byli, jak Tadek Gajcy albo Krzyś Baczyński i inni. Myślę, że gdyby żyli, zakasowaliby nas starych, których ty tak chwalisz. W tej literaturze starców, którą tak chwalisz, jest jednak coś, co mi nie bardzo odpowiada. Oczywiście kultura zachodu to olbrzymie złoża węgla — ale górników już nie ma, trzeba się nam wynająć do tej roboty.
Henryk Urbanek Nasze miasto
Nigdy nie przychodziło nam do głowy zapytać: czy trudno, czy łatwo się tu umiera. Byliśmy tacy młodzi, ledwo co zaczęliśmy naukę w liceum, śmierć była daleko, tak daleko… Zapowiadały ją zaledwie orkiestry dęte maszerujące główną ulicą miasta na czele konduktów, których najbarwniejszym elementem były chyba jeszcze przedwojenne karawany zaprzężone w parę (rzadziej czwórkę) czarnych koni. Pióropusze wetknięte w chomąta, kopalniane sztandary, wieńce, poduszki z medalami, zawsze księża w asyście kilku ministrantów. Większość ludzi na chodnikach przystawała, mężczyźni zdejmowali kapelusze i czapki, kobiety żegnały się dotykając czoła, serca i obu ramion. Było to tak naturalne, że aż wydawało się odwieczne i nie kusiło pytaniami o wygodę czy niewygodę umierania.
Wojciech Kass List do niepoznanego poety (VI)
Kreślę list do Pana, gdyż czuję się w obowiązku wyjaśnić, kim Pan dla mnie jest i nie jest. Niepoznany poeta, czyli kto? Nie masz Pan ani adresu, ani tożsamości, ani imienia, ani peselu. A także określonego wieku, więcej – jest Pan mężczyzną, bywa jednak, że i kobietą. Jest Pan dla mnie figurą retoryczną, ale pulsującą tętnem wielu żywych, których poznałem. Widać zatem, że owa figura jest figlarna, ni to martwa, ni to żywa, ni literacka, ni w sylwetkę i twarz jaśniejącą przybrana. Może tak – jest Pan w tych kilkunastu twarzach odbitych w tafli stawu, które nachodzą na siebie, rozmazują, rozchodzą się, gdy wpadnie weń kamień.
Bogdan Tosza Wspomnienie pewnej lektury
Hilsbecher określa eseistę jako „poszukiwacza duchowej przygody, […] tropiciela i zarazem strażnika tajemnicy”, dla którego „absolut to nieustanna pokusa”. Czy może dziwić, że przeciwstawia esej felietonowi, który zdominował współczesne piśmiennictwo popularne? „Felietonista chce się bawić, eseista chce wiedzieć”. Ten drugi nigdy nie ustaje w poszukiwaniach, choć wie, że osiągnięcie pełnej wiedzy nie jest możliwe. I w tym sensie jest może podobny do uczonego, tyle że uczony musi się zawęzić do specjalizacji, do swojej specjalizacji, a eseista jest, by tak rzec, uczonym amatorem, który nigdy nie pozwoli ograniczyć pola swoich obserwacji i poszukiwań. Jest kimś, kto bada nie tylko przedmiot swoich zainteresowań, ale i samego siebie badającego, szukającego prawdy o sobie. Zapewne z tej przyczyny Hilsbecher analizuje sylwetki mitycznych poszukiwaczy prawdy o sobie: Narcyza, Edypa, Hamleta…
Agnieszka Kania Miasto-tulipan
Stainhof, czyli „wzgórze głupców”, jak do dziś nazywa się to miejsce, wyglądało jak dawniej. Prawie tak samo, jak na początku XX wieku, kiedy to Wiedeń ogłosił, że chce zburzyć stojącą w środku miasta „wieżę głupców”, bo kłuje w oczy i pęka w szwach. I że pomylonych przenosi się na podmiejską górę. Najpierw zwerbowano architekta, sławnego Ottona Wagnera. Mógł robić, co tylko chciał. Byle z głową, to znaczy, aby z góry nie było ucieczki.
Świadectwa Maciej Łubieński „Ojciec”
Ojciec był niechętny sądzeniu, niechętny wyrokowaniu. Człowiek pytań raczej niż odpowiedzi, człowiek, który obnosił się ze swoimi wątpliwościami a nie wiedzą. Poszukiwacz wyjątków od reguł. Człowiek nie ze świata „tak - tak, nie - nie”, tylko ze świata - „to zależy”. Postawa taka pozwala na łagodną ironię i czułość wobec świata. Utrudnia jednak zaangażowanie. Był ojciec człowiekiem towarzyskim, ale osobnym. Bez odruchu stadnego, bez plemiennych uwikłań. Nie chciał płynąć w ławicy, co kosztowało go w latach 90. sporo przykrości. Dystans i ironia uchroniły go przed frustracją.
ks. Jan Sochoń Uzdrawiający paradoks życia
Miał ginący dar mówienia rzeczy niepopularnych i trudnych, wynikających ze szczerego namysłu. Starał się niczego nie kopiować, unikał taniego kunktatorstwa, żywił szczery szacunek dla rozmówców. [...] Kochał Polskę, w stylu wielkich romantyków, kochał jej dzieje, język, a więc to, co stanowi rdzeń polskiej tożsamości, choć bez przerwy wychylał się ku światu [...]. Trzeba nazwać go patriotą wszelkiego rodzaju gór, wzniesień, falistych krajobrazów i oczywiście ludzi gór. Do tego jeszcze kierowanie „Nowymi Książkami”, niemal adoracyjne uwielbienie teatru, muzyki, także światowej literatury, zwłaszcza tej spod znaku Dantego. Nie mogę tu pominąć również nart, tenisa, piłki nożnej. Pamiętam, jak co jakiś czas dzwonił do mnie z prośbą o podanie siglum biblijnego, potrzebnego bodaj do książki o Molierze. Wtedy zapędzaliśmy się w twarde rozmowy o Kościele, starając się przy tym nie przekraczać etosu szlachetnej ironii, przekory czy różnicy zdań. I na sam kres bycia na tej ziemi: autobiografia oraz zbiór poezji "Ulica Mazowiecka".

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...