Andrzej Franaszek
W letniej błyskawicy
Miłosz ma dość twórczych sił, by podjąć tak obszerne i ambitne zamierzenie, jakim jest "Traktat poetycki", powstający na przełomie 1955 i 1956 roku, a jako osobna książka trafiający do drukarni w roku 1957. By stworzyć dzieło polifoniczne, niezwykle błyskotliwe, chwilami wręcz olśniewające; zarazem kondensujące dziesiątki filozoficznych, politycznych, estetycznych, historycznych czy biograficznych wątków – i emanujące lekkością. Dzieło, o którym jeden z pierwszych czytelników, Aleksander Wat powiedział, że „to szczyt, na jakim nasza poezja nie była od stu lat”. [...] "Traktat" rekonstruuje artystyczny rodowód pisarza, chce wskazać, jakie winno być zadanie poezji w powojennej, tak innej od przeszłości epoce, co ja sam, jego autor – chcę osiągnąć, jakie moralne zobowiązania na mnie ciążą. Jak się wpisuję w literacki łańcuch pokoleń, którego ogniwa znaczone są sporami i niechęcią, ale także podziwem, wdzięcznością, solidarnością. A już niewątpliwie: poczuciem podejmowania – wciąż na nowo – tego samego trudu.