fbpx
HOME
Krzysztof A. Worobiec

…a my nadal budujemy!

Pozostańmy w kręgu arystokratycznych rodów dawnych Prus Wschodnich (chociaż oczywiście odwiedzali nas także inni dawni mieszkańcy tej ziemi, o niektórych z nich jeszcze napiszę, bo ich wizyty były dla nas ważne). Trzy lata po niespodziewanych odwiedzinach Marion Gräfin Dönhoff pojawili się u nas Angela i Christian von Redecker – syn ostatniego właściciela barokowego pałacu w Nakomiadach (Eichmedien) koło Kętrzyna. Po II wojnie ich rodowa siedziba przez wiele lat była zaniedbana i popadała w ruinę, i zapewne skończyłaby marnie, gdyby po transformacji ustrojowej nie przeszła w ręce prywatne. Nowy właściciel starannie odrestaurował pałac – ku radości Redeckerów, którzy docenili również nasze działania, a w „Złotej Księdze” wpisali: „Było dla nas bardzo interesującym móc podziwiać tu Państwa pracę. To bardzo ważne dbać o stare budownictwo…”.

Kilka lat później zapowiedziała się u nas Margarete Finck von Finckenstein z mężem i rodziną czy przyjaciółmi. Przyjechali na herbatę, porozmawiać z nami oraz zobaczyć efekt naszej pracy. Ród Finck von Finckensteinów był jednym ze znaczniejszych w Prusach Wschodnich, a ich reprezentacyjny późnobarokowy pałacu w Kamieńcu (Finckenstein, w tzw. Prusach Górnych czyli Oberland) nazywano nawet „Wersalem Królestwa Pruskiego”. Był to – podobnie jak wspomniany poprzednio Friedrichstein Dönhoffów, jeden z czterech tzw. pałaców królewskich (oprócz wymienionych były to pałace w Słobitach i Drogoszach), w którym zwykle nocowali królowie pruscy podczas podróży po Prusach Wschodnich. Podczas kampanii rosyjskiej w pałacu tym kilka tygodni spędził Napoleon z Marią Walewską. Napoleoński apartament z sypialnią i wielkim łożem z baldachimem, z zasłonkami z purpurowego jedwabiu zachował się do 1945 rok, do czasu, gdy pałac został splądrowany i lekko uszkodzony przez żołnierzy radzieckich. Potem był kilkukrotnie szabrowany, w 1947 roku podpalony, a obecnie zostały z niego już tylko ruiny. Margarete von Finckenstein mogła więc teraz oglądać tylko smutne pozostałości dawnej rodowej rezydencji. Zapewne dlatego do naszej księgi wpisała, że jest szczęśliwa, oglądając „Wasz, Wasze domy”, efekt „Waszych starań”, oraz zgromadzone w nich „te wszystkie stare skarby” mazurskie.

Napisała „domy” w liczbie mnogiej, gdyż wówczas, w 2009 roku, było ich już kilka, bo po otwarciu Oberży w maju 1999 roku nie spoczęliśmy na laurach, lecz dalej… budowaliśmy!

Oberża – zgodnie z pierwotnym znaczeniem tego słowa, to miejsce „w którym podróżni zatrzymywali się na posiłek i nocleg”. Dlatego uznaliśmy, że oprócz możliwości zjedzenia musimy zadbać także o zapewnienie naszym gościom noclegów. Powróciliśmy więc do pierwotnego planu (dlatego kupiliśmy przecież wcześniej chałupę z Dąbrów) czyli do remontu niewielkiej, murowanej obórki z dostawioną do niej drewnianą, ledwie trzymającą się kupy szopki.

Rozogi – przygotowania do rozbiórki drewnianej chaty z początku XX w., 1999

Mieliśmy już spore doświadczenie w przenoszeniu i „budowie zabytku” uznaliśmy więc, że do murowej obórki dobudujemy, a raczej „dostawimy”, kolejny stary drewniany budynek, i to w nim urządzimy pokoje gościnne. Jesienią 1999 roku, jeżdżąc po okolicy znalazłem we wsi Rozogi (pow. Szczytno) niewielką – czyli odpowiednią dla nas, drewnianą chałupę, opuszczoną, z tabliczką „Na sprzedaż”. Obok niej stał nowowybudowany z białej cegły, nieotynkowany dom, do którego przenieśli się już właściciele. Szybko ustaliliśmy cenę, warunki rozbiórki i przystąpiliśmy do sporządzanie inwentaryzacji chałupy. Ta nie musiała być zbyt dokładna – jak w przypadku chałupy z Dąbrów (pierwotnie te oba drewniane budynki znajdowały się w sąsiednich wsiach, w odległości sześciu kilometrów od siebie), gdyż nie planowaliśmy jej wiernej (1:1) translokacji, lecz adaptację do istniejącego już budynku.

Do murowanej obórki „dostawiamy” drewnianą chałupę przewiezioną ze wsi Rozogi, 1999

Jeszcze zimą 1999 roku, a więc zaledwie kilka miesięcy po otwarciu Oberży (!) rozebraliśmy tę zakupioną chałupę, przewieźliśmy ją do Kadzidłowa i od razu rozpoczęliśmy kolejną budowę. Prace ciesielskie postępowały dość szybko i już w kwietniu 2000 roku świętowaliśmy tradycyjną wiechę (vel wiankowe), oznaczającą zakończenie ważnego etapu budowy jakim jest postawienie więźby dachowej. To sięgająca XV wieku tradycja polegająca na wieszaniu na ostatniej stawianej krokwi wianka lub bukietu kwiatów i gałązek (stąd obie nazwy) – a niekiedy także wyciętych z deski symboli ciesielskich: siekiery i piły. Zwyczajowo po zawieszeniu wiechy inwestor zaprasza majstrów na wspólne świętowanie lub – jak kto woli, oblewanie… (podobny zwyczaj znany jest także m.in. we Francji, Belgii, Niemczech, a także w Austrii – czego miałem okazję doświadczyć, gdy w 1975 roku jako student kilka dni przepracowałem na budowie siedziby banku w Neusiedl am See, i tam akurat trafiłem na taki Richtfest, który świętowaliśmy z inwestorem w najlepszym Gasthofie w miasteczku).

Gotowa już konstrukcja „galerii”. Biała, murowana część to dawna obórka, po prawej stronie widoczny nasz murowany dom, od którego wszystko się zaczęło. W głębi działająca już wówczas Oberża, kwiecień 2000

Zwykle budowa w drewnie tzw. stanu surowego trwa krócej niż wykończenie wnętrz. Tak też było w tym wypadku, zwłaszcza, że wiele z tych prac (łącznie z układaniem kafelków w łazienkach) wykonywałem sam. W końcu powstał ładny, choć dość długi parterowy budynek, z podcieniem, wiatą oraz użytkowym poddaszem (gdzie są dwa pokoje z łazienkami). Budynek nazywaliśmy „galerią” – nie tylko dlatego, że miał długi podcień – wsparty na dziewięciu ozdobnie profilowanych słupach, ale dlatego, że w największym pomieszczeniu na parterze planowaliśmy otwarcie mojej galerii – wtedy malowałem dużo obrazów i jeszcze więcej fotografowałem. Galeria nie powstała, ale pokoje gościnne tak. Urządziliśmy je w tradycyjnym wiejskim stylu, oczywiście z nowoczesnymi udogodnieniami – i w ten sposób zrealizowaliśmy nasze wcześniejsze plany.

Tak teraz wygląda „adaptowana” w nowym miejscu chałupa przewieziona z Rozóg, sierpień 2023

Realizacja ta była tak udana, że kilka lat później, w 2007 roku budynek wraz z innymi naszymi translokowanymi obiektami, został wpisany do rejestru zabytków nieruchomych!

Jak się wkrótce okazało, nie był to ani koniec, ani nawet kulminacja naszej „przygody” z mazurskim budownictwem drewnianym…

KRZYSZTOF A. WOROBIEC

Warto również przeczytać...