fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Agnieszka Kania Miasto-tulipan
Stainhof, czyli „wzgórze głupców”, jak do dziś nazywa się to miejsce, wyglądało jak dawniej. Prawie tak samo, jak na początku XX wieku, kiedy to Wiedeń ogłosił, że chce zburzyć stojącą w środku miasta „wieżę głupców”, bo kłuje w oczy i pęka w szwach. I że pomylonych przenosi się na podmiejską górę. Najpierw zwerbowano architekta, sławnego Ottona Wagnera. Mógł robić, co tylko chciał. Byle z głową, to znaczy, aby z góry nie było ucieczki.
Agnieszka Kania Klejnot
W latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia, zaledwie trzydzieści lat po ukończeniu wystroju budowli, kościół zeszpecono. Czerwień wenecką zrobiono na szaro, przemalowano twarze świętych i zapaćkano pozłacane świeczniki. Gzymsy pokryto szlagmetalem, zdarto pozłacane wieńce laurowe, zafarbowano postacie apostołów i proroków. Secesja zniknęła ze świątyni. Dopiero na początku XXI wieku któryś z księży proboszczów się obudził i zatrudnił do remontu miejscową malarkę, Jolantę Golenię. To ona poszukiwała oryginalnych barw, zaglądała pod lampiony, odsuwała ławki, szperała w niszach i wymiatała kąty.
Agnieszka Kania Stój. Nie prowokuj
Pomiędzy drzwiami pauza – prostokątna wnęka. We wnęce półnagi, barczysty robotnik, trochę wyższy od dorosłego mężczyzny. Oskard i łopatę zarzucił na ramię jak żołnierz karabin i stoi okrakiem nad cementownią. Calutka się zmieściła, te wszystkie silosy, hale i młyny, hałdy węgla, piece i rozruszniki. Podobny mężczyzna wieńczy portal. Leży wsparty na łokciu, z podkulonymi nogami. Chyba odpoczywa po nocnej zmianie. Zdążył się wykąpać, nie zdążył odziać. W tle kręcą się gruchy do betonu, pod stopami płonie mu ziemia.
Agnieszka Kania Fontanna czy lustro świata?
Edmund Gomansky zmienił osoby w kamienie, a z kamieni wyczarował przypowieści. Stworzył metafizyczne lustro; odbijają się w nim szaleństwo i pycha, powołanie i zazdrość, niepokój i śmierć. Nie wystarczy patrzeć – zdaje się mówić artysta, trzeba patrzeć wnikliwie i bez uprzedzeń, odnajdując w fontannie coś więcej niż postacie znane z podań.
Agnieszka Kania Teatr życia i śmierci
Spektakle odbywały się w dwudziestu ośmiu miastach świata, trwały po kilka dni. Widzowie siedzieli na podłodze, zanurzeni w półmroku. Światło padało na olbrzymie blejtramy zagruntowane emulsją – malarską scenę. Franciszek Starowieyski miał na sobie spodnie związane parcianym sznurem i luźną koszulę. Mówił i rysował jak szaman. Najpierw z wolnej ręki kreślił koło, potem zaludniał płótna postaciami. W 1993 roku przyjechał do Opola.
Agnieszka Kania Ustawanie
Pierwsza chwila w pracy to spojrzenie w okno naprzeciw dyżurki: czy na metalowej ramie łóżka wisi ręcznik w pomarańczowe pasy. Należy do Gieni. Kiedy go zabraknie, zabraknie i Gieni. Wraz z żółtym ręcznikiem ubyło Wieśka. Ze spranymi frędzlami odszedł Tadeusz, z niebieskimi kropami Janusz. Szary ręcznik miała Krystyna. Nie lubiła zdrobnień. Ziemia mnie rozdrobni – mówiła. Rozdrobniła.
Agnieszka Kania Linia nieba
Współczesnym Iranem rządzi starość: silna, zajadła i wściekła. 16 września 2022 roku zabiła młodziutką Mahsę Amini, bo grzywka wymknęła się jej spod chusty. Podczas pogrzebu dziewczyny wybrzmiały słowa: „Kobiety, życie, wolność”. Od tej chwili są hasłem tłumów przewalających się przez ulice miast i miasteczek. W kilka miesięcy starość wymordowała pięćset trzydzieści dwie osoby. Dziewiętnaście tysięcy trzysta osiemdziesiąt sześć osób uwięziła. Więzienie to chudy jak wylinka siennik rzucony na gołą ziemię, więzienie to miska zupy, wyrywanie paznokci, chłosta i polewanie lodowatą wodą ze szlaucha. Więzienie to jutowy wór z głodnymi szczurami. Wrzuca się do niego ludzi wyłapanych na ulicach.
Agnieszka Kania List
Spracowane dłonie żony cieśli odcinają się od niebieskiego tła sukni. Brud wcisnął się pod byle jak przycięte paznokcie. Wtopił się też w fałdki na knykciach. Toporne, grube palce z popękanymi opuszkami złączono już po zgonie. Na siłę. Te dłonie o twardej, chropowatej skórze, z zadrami, skaleczeniami i rysami, mogłyby należeć do chłopa, który pieli bakłażany. A w niebie Jezus. I jego wypielęgnowane, nieludzko delikatne dłonie. Co obiecują?
Agnieszka Kania Wróżbita
Lekarz, poeta, wicekanclerz Uniwersytetu Wiedeńskiego Johannes Cuspinian z obrazu Lucasa Cranacha Starszego to typ wiecznego chłopca. Tęgawy blondyn z cienkimi kręconymi włosami, świdrującymi oczami i perkatym zaczerwienionym nosem. Ma krótką szyję i jasną karnację ludzi Północy (pierwsze promienie słońca spieką go na raka). Na lnianą koszulę narzucił ciemny płaszcz podbity futrem. Upierścieniowanymi, pulchnymi jak serdelki palcami znaczy stronę oprawionej w skórę książki. Za nim pejzaż: rdzawe dolomity z twierdzą na szczycie (podobną do fortecy w miasteczku Kronach). Osobna skała dla samotnej czworokątnej wieży, na lewo lodowiec (widać, że malarz znał gleczer tylko z opowiadań). Na niebie ptactwo. Sowa, która pomyliła noc z dniem, chwyciła w szpony krzykliwego bażanta. Sroka i czapla fruwają po cichu. Pod nimi łąka. Spory ruch jak na alpejską dolinę: siedem kobiet, z tego trzy całkiem gołe. Krytycy sztuki mówią o nich „muzy”. Jest więc bogini pływania żabką, bogini prania bielizny, bogini wcierania wonnych olejków, bogini nicnierobienia i spacerów po lesie.
Agnieszka Kania Kondukt
W 1892 roku "Chore dziecko" Edvarda Muncha zdjęto z wystawy w Berlinie. Obraz wisiał tylko tydzień. Skandal! Kres sztuki! – krzyczały nagłówki gazet. – Brzydki. Nieprzyzwoity. Potworny – powtarzała ulica. Co tak wzburzyło Berlin? Śmierć, która na oczach widzów upomina się o dziewczynkę?
Autorzy