fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jakub Dolatowski Płatki i podkowy
Jest od wieków konfraternia tych, którzy mają krajobraz i zapełniające go istoty, i ich związki, za szkielet istnienia; często zachwyceni słowami, które to wszystko nazywają, i metamorfozami tych określeń. Wszyscy oni, błędni rycerze, przewodnicy karawan, pisarze i poeci, karpaccy przemytnicy, pasterze, rolnicy, wędrowcy, mieli i mają za rdzeń życia świadome zanurzanie się w otaczające ich strony („stronami deszcze stronami pogoda”) i przez sam sposób, w jaki pędzą życie, przez precyzję spoglądania na świat, oddają się otaczającym ich loca circumiecta, które witają o przedświcie wraz z kosem i rudzikiem, a z pohukiwaniem puszczyka co wieczór żegnają.
Jakub Dolatowski Trawy dr. Martina Schencka
Długo „chodziłem” koło tych rysunków, z początku kiepsko szło mi nawet odcyfrowanie nazwiska twórcy, a gdy już byłem pewny jego brzmienia, z kolei nieproste było określić tożsamość rysownika – nazwisko jest pospolite. Z czasem się udało, wywiedziałem się też paru faktów z jego życia. Był to dr Martin Schenck (1826–1918), z westfalskiego Siegen, z wykształcenia lekarz, który jednak nie podjął tego zawodu, a został botanikiem, wielkim znawcą traw.
Jakub Dolatowski Równianka
Równianka - słowo celne, gdy wziąć pod uwagę desygnat – bukiet z kwiatów zebranych w pęk i stojących ściśle jeden przy drugim, co daje gęsto utkaną, jednorodną i właśnie – równą, choć nieco wypukłą powierzchnię kwiatów. [...] Dla przypomnienia, Mickiewicz i Słowacki: „Zosia tańczy wesoło […] w zielonej sukience, / ustrojona w równianki i w kwieciste wieńce”; to w księdze "Kochajmy się", przez Krzyżanowskiego objaśnione bardzo krótko, ale i zbyt szeroko, bo jako nieokreślona bliżej „wiązanka, bukiecik”; i w "Balladynie": „…a w kosach równianka / nie z białych róż, ze złotych”; może piękniej niż u Zosi, bo Balladyna równianek nie przypięła do sukni, ale, czyniąc ozdobę bardziej cielesną – wplotła w warkocze.
Jakub Dolatowski Liście, słowa
Twarz człowieka, który dobywa z ust nie słowa, ale liście, jeden po drugim, i one jakby pączkowały ze swoich drzewnych gałązek – taką twarz, oddaną w płaskorzeźbie, z trzema gałązkami dębu, które wychynęły spomiędzy warg i otaczają kamienne oblicze roślinnym nimbem, pokazał mi kiedyś w Pradze Antonín M. Svoboda. Było to na Starym Mieście, gdzie – w otwartych na Rynek arkadach kamienicy zwanej Tyńską Szkołą, pod ostrołukami, w półmroku – jednym ze zworników sklepienia jest właśnie spoglądająca w dół twarz, która mówi liśćmi.
Jakub Dolatowski Róża Luksemburg, grusze i ptaki
Opracowywałem, od strony botanicznej zielnik, jaki w 18 brulionach zestawiła Róża Luksemburg, oddając się temu głównie już w aresztach i więzieniach. Wklejała zasuszone rośliny wprost na karty zeszytów i skrupulatnie starała się opatrzyć właściwymi nazwami – łacińskimi i niemieckimi, zapisując obok rozmaite notatki z lektury pism czołowych ówczesnych botaników czy własne wątpliwości, pytania i uwagi, a i wspomnienia, i szkice z natury. Była uosobieniem wyjątkowej wrażliwości i precyzji w obserwowaniu świata, wszystkich jego przejawów i odsłon: od zasad ekonomii, ekspansji wyzysku i rewolucyjnej kulminacji przemian społecznych, po geologię i strukturę minerałów, budowę kwiatów czy głosy ptaków – dajmy na to po głos sikorki odwiedzającej więzienny dziedziniec, której „cwi-cwi” chciała mieć na grobie, za cały funeralny napis.
Jakub Dolatowski Glupki
Na te śliwy i ich owoce wszyscy mówią u nas – „mirabelki”, choć tak naprawdę mirabelki, to inna, można rzec – szlachetniejsza śliwa. Na owoce prawdziwych mirabelek nie trafi się u przekupek czy na targowisku, a tylko czasem, importowane, w wielkomiejskich delikatesach czy bazarach z „wyższej półki”; są, jak węgierki, renklody czy lubaszki, jedną z form innego gatunku – śliwy domowej, a ich owoce są od „glupek” większe, ich żółtawą skórkę kryje białawy nalot, miąższ nie jest wodnisty i ostry w smaku, a bardzo, bardzo słodki i odchodzi od pestki.
Jakub Dolatowski Abram Isaakowicz Pastak
Katalog dużych zakładów ogrodniczych z Symferopola, na rok 1905. Właścicielem firmy był Abram Isaakowicz Pastak, Karaim, o którym do tej pory ani słyszałem. W środku tego zeszytu, na całą stronę – piękne zdjęcie zrobione 16 lutego 1904, w trakcie wysyłki drzew owocowych. [...] W rewolucję stracili wszystko, nowa władza raz po raz przymykała Abrama Isaakowicza, ale jakoś w końcu udało mu się wywinąć. Od dawna dobrze go tutaj znali, poznawali więc i teraz, krążącego po ulicach Symferopola, gdzie zarabiał obwoźną sprzedażą domowych „karaimskich pierożków”. Nie było już przecież cudownych ogrodów i jego fach stał się zupełnie bezużyteczny.
Jakub Dolatowski Nietota i krzew dobrego imienia
Czarodziejska nazwa „nietota” służyła nie jednej, a wielu roślinom, była nie tylko dziwna i intrygująca, ale i niejednoznaczna. Przede wszystkim mówiono i pisano tak o zabójczo trującym jałowcu [...], który potrafi wywołać krwotok wewnętrzny [...]. Nazywano tak też inne tajemnicze ziele, widłak wroniec, który rośnie przede wszystkim w górach. [...] „Nietota” zarazem czymś jest i tym czymś – nie jest, potrafi być sobą i nie sobą, uchyla się od tożsamości, chce się pokazać, ale zza zasłony.
Jakub Dolatowski Ten dereń, ta czereśnia
Cieszę się zawsze, gdy napotykam w botanicznych lekturach ślady dawnego spojrzenia na rośliny, tego odmiennego od współczesnego klasyfikowania ich różnorodności, zwłaszcza „męskości” i „kobiecości”, ślady tego, jak widzieli naturę alchemicy, szamani, zielarki. Wszystkim im przychodziło zresztą stosować zgoła inne rośliny, gdy tę samą przypadłość zwalczali u mężczyzny, inną – gdy leczyli kobietę. Kilka takich roślinnych historii stale do mnie wraca, bo to rośliny z najbliższego sąsiedztwa, z przydomowych kątów.
Jakub Dolatowski Pod lipą, na kwiecistej łące
Nie tylko botanikom i znawcom szaty roślinnej hasło "heide" przywodzi na myśl takie krajobrazy, jak choćby ogromne przestrzenie północnoniemieckiej Lüneburger Heide czy nasze Wrzosowiska Cedyńskie. I niczego innego zobaczyć nie mogą, bo nie znają w szczegółach losów słów i ich znaczeń. Wydawcy, którzy drukują Walthera von der Vogelweide w transkrypcji na współczesną niemczyzną, po prostu pozostawiają w drugim wersie pierwszej zwrotki – "Heide", czyli – wrzosowisko.
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek