fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Henryk Urbanek Nasze miasto
Nigdy nie przychodziło nam do głowy zapytać: czy trudno, czy łatwo się tu umiera. Byliśmy tacy młodzi, ledwo co zaczęliśmy naukę w liceum, śmierć była daleko, tak daleko… Zapowiadały ją zaledwie orkiestry dęte maszerujące główną ulicą miasta na czele konduktów, których najbarwniejszym elementem były chyba jeszcze przedwojenne karawany zaprzężone w parę (rzadziej czwórkę) czarnych koni. Pióropusze wetknięte w chomąta, kopalniane sztandary, wieńce, poduszki z medalami, zawsze księża w asyście kilku ministrantów. Większość ludzi na chodnikach przystawała, mężczyźni zdejmowali kapelusze i czapki, kobiety żegnały się dotykając czoła, serca i obu ramion. Było to tak naturalne, że aż wydawało się odwieczne i nie kusiło pytaniami o wygodę czy niewygodę umierania.
Henryk Urbanek Tadeusz
Tadeuszowi zawdzięczam, że zniosło mnie w stronę literatury. Siedziałem z nim w jednej ławce najpierw przez trzy końcowe lata szkoły podstawowej, potem przez pierwsze trzy liceum. Nudził się w szkole okropnie, więc zawsze przynosił książki odległe od kanonu lektur obowiązkowych. Czytał je pod ławką maskując torbą. A ponieważ ja też się nudziłem, to mu czasami te książki zabierałem. I też czytałem. Więc wkrótce zaczął przynosić dwie książki – jedną dla siebie, drugą dla mnie.
Autorzy