Z wiekiem coraz mniej pasujemy do tego świata i powinniśmy się od niego odsunąć. Taki św. Hieronim wycofał się do bardzo przyjemnej pracowni, w której chętniej przyjmował zwierzęta (np. lwy) niż ludzi. Michel de Montaigne miał swoją wieżę z biblioteką, gdzie nikt mu nie zawracał głowy, mógł czytać, myśleć i pisać. Natomiast Lew Tołstoj nie miał swojej wieży i od piekła, jakie zgotowała mu żona, musiał salwować się ucieczką. Z wiekiem coraz mniej pasujemy do świata i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.
Wielkanoc niezależnie od tego, czy przypada w marcu czy w kwietniu, każe nam zaplanować wizyty u krewnych. No więc u ciotki w Milanówku śniadanie, u stryjostwa w Podkowie obiad, u siostry w Brwinowie podwieczorek. Śniadanko trwa do wieczora, obiad do zmroku, a podwieczorek w ogóle nie ma żadnych granic i potrafi przeciągnąć się do następnego dnia.
Wizyta moja była służbowa (mam na myśli, rzecz jasna, służbę sztuce). Otóż zostałem posłany przez redakcję magazynu kulturalnego „Paletą i piórem”, by przeprowadzić wywiad z Maurycym Paletą. Trzeba Panu wiedzieć, Panie Redaktorze, że jestem wielkim miłośnikiem malarstwa, toteż perspektywa pogłębionej rozmowy o arkanach sztuk plastycznych sprawiła, że skrzydła wyrosły mi u stóp niczym Hermesowi i pokonując przestrzeń chyżym lotem, rychło znalazłem się przed domem, a raczej szlacheckim dworkiem, mistrza Palety.
Pokażę wam, co znalazłam wczoraj na strychu. Dach pod ciężarem śniegu zaczął trzeszczeć, więc poszłam zobaczyć, jak sprawy się mają od podszewki. A ona, ta podszewka, stara, bo dom liczy ponad sto lat. Potknęłam się o taką skrzyneczkę, która okazała się pełna listów. Kiedyś były listy, ale teraz zostały tylko koperty. Było to kilkadziesiąt kopert adresowanych różnymi kolorami atramentu i różnymi charakterami pisma. Na markach pocztowych można było rozpoznać członków dynastii europejskich od Hohenzollernów po Habsburgów. Otworzyłem pierwszą z brzegu kopertę, była rzeczywiście pusta.
Poeci z prawdziwego zdarzenia nigdy nie mówią w towarzystwie o swoim métier. Cena prawienia banałów nie jest dla nich za wysoka, byle tylko nie dać profanom fałszywej satysfakcji, byle nie narazić się na ich kłopotliwe i wścibskie pytania. Zawsze podziwiałem zwinność, z jaką Fantazjano lawiruje w towarzystwie, aby uchylić się od rozmowy z osobnikami niedyskretnymi. Jeżeli cieszę się jego sympatią, to dlatego, że nigdy nie pytam go, co pisze, a jeżeli nie pisze, to jaka jest przyczyna akrybii. Jakie honorarium zapłacili panu za ostatni tomik? Dlaczego nie dostał pan Nagrody Minerwy, skoro w jury zasiadało dwoje pana przyjaciół?
Znalazłszy się znów na ulicy, odetchnąłem z ulgą i raźnym krokiem poszedłem przed siebie. A dzień był tak piękny, że nie mogłem oprzeć się pokusie kupienia sobie po drodze brioszki z owocami i zjedzenia jej wprost na chodniku, obsadzonym świeżymi bratkami – i tak mi było, Panie Redaktorze, lekko, wesoło i niefrasobliwie, że ni stąd, ni zowąd zaczęły się w mojej głowie układać strofy wiersza. Wiersz ma tytuł "Za plecami świętego Floriana" i opowiada o warszawskich muzykantach z podwórkowej kapeli. W pewnym sensie stanowi pochwałę ziemi mazowieckiej, ale nie będę go wysyłał na żaden konkurs.
Jestem kompletnym laikiem w zakresie angelologii. Słowo anioł kojarzy mi się raczej ze staroświeckim komplementem, jakim mój dziadek obdarzał kelnerki i pokojówki, niż z posłańcem tajemniczej mocy. Z tym większym podziwem odnoszę się do zainteresowań naszego drogiego Fantazjana, który z taką łatwością nawiązuje kontakty z tuzami światowej angelologii, do których bez wątpienia należy profesor Gabriel Serafin, doctor honoris causa co najmniej tuzina fakultetów. Niemniej i ja miałem w młodości epizod, który mógłby zainteresować Fantazjana.
Przypomniałem sobie czarno-żółtą szachownicę na nartach ojca. Pan prezes Mirandola, rodzic Felice, w restauracji Charybda w oczekiwaniu na kieliszek hennessy wystukiwał znany takt, na który nie zwracałem uwagi, i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że był to "Marsz Radetzky’ego". Moja matka nuciła arie z operetek Lehára. Urząd pocztowy jest wszechstronną placówką: rozsyła karty mobilizacyjne, zapewnia łączność między frontem a tyłami.
Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie dotyczące aniołów w Boskiej Komedii Dantego. Choć przekopałem się przez stosy komentarzy do tego dzieła, nie znalazłem odpowiedzi na swoje pytania. Postanowiłem zatem zasięgnąć konsultacji u specjalisty: profesora angelologii, Gabriela Serafina. Światowej sławy ekspert od aniołów przyjechał akurat z wykładem, który miał się odbyć w gmachu Artes Liberales, tam też umówiłem się z Profesorem.
Odszedłem na dwa kroki, by najbliższe minuty spędzić na kontemplowaniu kwitnącego w pobliżu krzaku forsycji – i te dwa kroki, Panie Redaktorze, wystarczyły, by pomiędzy moją osobą a drzwiami powstała przestrzeń, w którą nagle chytrym wślizgiem wepchnął się pewien rozchełstany obywatel, choć jeszcze przed sekundą nie było wokół mnie żywego ducha. Ów nowy klient poczty, egzemplarz o cwaniackiej powierzchności, z ryżym wąsikiem, z miejsca przykleił się do drzwi, a wyraz twarzy, Panie Redaktorze, miał przy tym bardzo z siebie zadowolony.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.