Nic dziwnego, że Nowy Jork hucznie obchodzi stulecie tygodnika „The New Yorker”, wszystko co w tym mieście doczeka tak sędziwego wieku zasługuje na szacunek. Pośpiech, zmiana, ucieczka do przodu są tu najważniejsze. A „The New Yorker” nie miał łatwego życia, owszem, czytany, poważany, ale także wyśmiewany i często zagrożony finansowo (na dziś dochodowy). [...] Wśród tych obchodów największe wrażenie zrobiły na mnie dwa przepastne tomy – antologie wierszy i opowiadań, które przez te sto lat ukazywały się w „New Yorkerze” tydzień w tydzień. Naprawdę imponujące.
Była wspaniałą tłumaczką, coraz pojawiała się jakaś nowa książka w jej przekładzie, koniecznie trzeba je było czytać. [...] Nigdy nie okazywała nerwowego obciążenia pracą, życie tu i teraz wydawało się zawsze możliwe, nawet gdy nagliły terminy. Możliwe, że tę przerwę w pracy wymuszał rytm palenia, papieros był w jej ręku stale obecny. Albo potrzeba czytania poezji, która jest rodzajem medytacji i zadziwienia światem.
Jedną z moich nowojorskich tradycji są urodziny Josifa Brodskiego, który 24 maja skończyłby 81 lat. Co roku albo prawie co roku w restauracji Russian Samovar tego dnia spotykają się przyjaciele, znajomi czy wielbiciele jego twórczości. Leningradczyk Roman Kaplan założył tę restaurację 35 lat temu przy finansowym wsparciu Michaiła Barysznikowa i właśnie świeżo nagrodzonego Noblem Brodskiego. Brodski mieszkał wtedy na Morton Street w dolnym Manhattanie, lubił bywać w Samowarze, miał tam, oczywiście, swój stolik.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.