Wojciech Kass
„Ależ, dlaczego to”
Ramiona Andrzeja Strumiłły były jak dźwigary, ciężkie i mocne, a przy tym hojnie oraz szeroko otwierające się na świat, na jego Wschód i Zachód. Któż nie pamięta sylwetki artysty, kiedy rozwierał ramiona do nadchodzącego gościa. Otwierał je do koni na wybiegu, na płynącą nieopodal Hańczę, na nieboskłon. Do tworzenia trzeba mieć silne ręce, a Andrzej Strumiłło takie miał; były jak wypieczone bochny, jak wypalone cegły, były żywym świadectwem udziału człowieka i artysty w bycie oraz jego zmaganiach z materią, z którą mierzył się jak zapaśnik, posiadający instynkt nieomylnego chwytu. I któż nie słyszał o tym, jak wynosił głazy z jeziora Śniardwy na fundament swojego mazurskiego domu w Niedźwiedzim Rogu, o kamieniach, rok w rok znoszonych z pola obsiewanego pod owies dla koni, które z biegiem lat stały się jednym z najpiękniejszych, żywych akcentów krajobrazu podwórca i obejścia dworu w Maćkowej Rudzie?