fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Wojciech Kass List do niepoznanego poety (VI)
Kreślę list do Pana, gdyż czuję się w obowiązku wyjaśnić, kim Pan dla mnie jest i nie jest. Niepoznany poeta, czyli kto? Nie masz Pan ani adresu, ani tożsamości, ani imienia, ani peselu. A także określonego wieku, więcej – jest Pan mężczyzną, bywa jednak, że i kobietą. Jest Pan dla mnie figurą retoryczną, ale pulsującą tętnem wielu żywych, których poznałem. Widać zatem, że owa figura jest figlarna, ni to martwa, ni to żywa, ni literacka, ni w sylwetkę i twarz jaśniejącą przybrana. Może tak – jest Pan w tych kilkunastu twarzach odbitych w tafli stawu, które nachodzą na siebie, rozmazują, rozchodzą się, gdy wpadnie weń kamień.
Wojciech Kass List do niepoznanego poety (V)
Chciałby Pan ode mnie rozumowych wykładni, gotowych wzorów. Nie dam ich Panu, bo sam ich nie mam. Przeczytałem setki przypisów definiujących poezję, sam takich podałem co niemiara, ale przepis? Wyłożenie przepisu, koń by się uśmiał, a los by wyśmiał. Musi to wybrzmieć w tym liście wyraźnie: jest los człowieczy, ale i język ma swój los. Jego nawigatorem, a nie uzurpatorem jest poeta. Nie ma żadnego przepisu, a źródła poezji są niedocieczone i wciąż przepastne.
Wojciech Kass List do niepoznanego poety (IV)
Nie chodzi o to, abyś zaczął odwirowywać swoje wiersze z przymiotników i zaimków, gdyż one są częścią organizmu języka, a tym samym życia. Rzecz w tym, abyś umiał korzystać z nich z umiarem tak, aby nigdy nie stały się zawalidrogą pędu tych cząsteczek językowych, które posiadają siłę oznaczoności. I obyś – to najważniejsze – umiał je na powrót uświetnić, a nie pogrążać aż do wycieńczenia w korowodzie banału. Nie wiem, czy tego da się nauczyć, czy to się po prostu ma. Wiem za to, że rezygnacja z pomocy zaimka jest trudniejsza niż podpieranie się nim i to, że prawdziwy poeta wyżej stawia trud niż okoliczności, które niosą ułatwienia oraz to, że strzała wersu nie obciążona zaimkiem jest szybsza i uderza skuteczniej.
Wojciech Kass Do niepoznanego poety (III)
Widzę, że Twoją inspiracją przede wszystkim pozostaje lektura (to dobrze) i przemyślenia, które ona wywołuje, a także pewne nastroje. Musisz jednak wiedzieć, że niekoniecznie myśl buduje wiersz, a raczej budują go obrazy (myśl jest ich konsekwencją, czyli czymś wtórnym). Myśl, zwłaszcza nieudolnie wyrażona, prowadzi język na manowce ogólności. Jakie to ogólności? [...] W Twoich wierszach, co prawda, pojawiają się drzewo, kamień, ulica, schody, ale nie jest to jeszcze Twoje drzewo, kamień, schody, ulica, gdyż nie są przez Ciebie zgłębione, czyli zobaczone w sposób niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju, nie ustalony dotąd w języku!
Wojciech Kass „Nieobecność” Erwina Kruka
Te wiersze są tak proste, a zza ich prostoty tak wiele widać, jakby słowa, które stawia poeta sadowiły się na progu przezroczystości i miały w sobie coś z porannego, rześkiego powietrza. Zobaczyć więc zza nich można dzieciństwo i sieroctwo, mazurską wioskę i wygnanie, plac zabaw dla dzieci i cmentarz, umarłych jak żywych i żywych jak umarłych, dotkliwą historię i oddaloną współczesność, puste miasto i puste ogrody, dziewczynki i chłopców, poetów i starców, to, co na wierzchu i co ukryte, znikanie i przybywanie, nieobecne i obecne, jawnie i sennie przesuwające się krajobrazy...
Wojciech Kass Do niepoznanego poety (II)
Co do Twoich wierszy, to przyznam, że mam mieszane odczucia, nie jestem pewien ich konstrukcji ani wyrazu. Słowem – nie przekonują mnie, co nie znaczy, że są niedobre, nieudolnie skrojone, niezbornie zszyte. Nic z tych rzeczy. Powiedziałbym raczej, że brakuje w nich indywidualnego rysu, który czyniłby je widocznymi pośród innych, a ich wyraz wynikałby ze szczególnej podpowiedzi Nieznajomego, Innego. Poprzez takie wiersze chciałaby wyrazić się Twoja okolica, drzewa, ludzie, wyspy, książki, miasto, skwery, zmierzch, tumult zdarzeń. A to są przecież rzeczy, zjawiska i „osoby” dramatu, poeta zaś to arena, scena, którą tamte zawładnęły. Zresztą, z tych samych powodów poeta zostaje niekiedy obezwładniony niemotą.
Wojciech Kass Drzewo poezji. O poetyckiej sumie Lecha Sokoła
Cierpliwie wyczekał Lech Sokół swoją poetycką sumę i podał nam ją jako owoc pracy dojrzałej i mądrej, za którą kryje się postawa człowieka powściągliwego i cierpliwego, czerpiącego z tradycji Biblii, antyku i klasycyzmu. W tym sensie, choć Goethego nie sportretował w żadnym z wierszy, jest „goetheański” – jako poeta „łowca obrazów i kolekcjoner słów” i jako człowiek, nie raz w swoich wierszach przysiadający pod drzewem, bo w jego cieniu najlepiej się myśli.
Wojciech Kass Do niepoznanego poety (I)
Wpierw coś pulsuje, jakieś słowo, pół słowa, zbitka słów, nawet nie semantyka, a echo linii melodii, drży pogłos, ćmi zaśpiew – to trwający dzień, dwa, niekiedy tydzień, dekadę, czasem miesiące „przedwiosenny niepokój” (Achmatowa) lub „rozbudzona rozpacz” (Mandelsztam). Zaczyna się metafizyczny zew, coś co nie ma kształtu, lecz poetę bierze w posiadanie, zagarnia całkowicie, jest „natchnieniem żywiołów”, bywa jak „burza”, „prąd morski”, „wir rzeczny”, „huragan”, „trzęsienie ziemi” „zwalista ulewa”, wyswobadza rękę z szablonu zajęć, wydobywa z inercji i zatrzaskuje w nawias wolę zapisującego.
Wojciech Kass „Ależ, dlaczego to”
Ramiona Andrzeja Strumiłły były jak dźwigary, ciężkie i mocne, a przy tym hojnie oraz szeroko otwierające się na świat, na jego Wschód i Zachód. Któż nie pamięta sylwetki artysty, kiedy rozwierał ramiona do nadchodzącego gościa. Otwierał je do koni na wybiegu, na płynącą nieopodal Hańczę, na nieboskłon. Do tworzenia trzeba mieć silne ręce, a Andrzej Strumiłło takie miał; były jak wypieczone bochny, jak wypalone cegły, były żywym świadectwem udziału człowieka i artysty w bycie oraz jego zmaganiach z materią, z którą mierzył się jak zapaśnik, posiadający instynkt nieomylnego chwytu. I któż nie słyszał o tym, jak wynosił głazy z jeziora Śniardwy na fundament swojego mazurskiego domu w Niedźwiedzim Rogu, o kamieniach, rok w rok znoszonych z pola obsiewanego pod owies dla koni, które z biegiem lat stały się jednym z najpiękniejszych, żywych akcentów krajobrazu podwórca i obejścia dworu w Maćkowej Rudzie?
Wojciech Kass Mozart, tarantela i oda do radości
Przez cztery dekady na prańskim pagórze, z którego roztacza się niepospolity widok na część jeziora Nidzkiego, w niedzielnym cyklu "Muzyka u Gałczyńskiego" wystąpiło około pięciuset pięćdziesięciu muzyków instrumentalistów oraz solistów, piętnaście chórów [...] oraz blisko stu dwudziestu, nierzadko wybitnych, aktorów planów filmowych i scen teatralnych [...]. Ale najdłużej na pagórze w Praniu panował Wojciech Siemion. [...] Głos aktora niósł się po lesie aż do parkingu położonego u dołu wzgórza dwieście metrów od leśniczówki. Głos silny i melodyczny razem ze stukotem chodaków, które aktor, wchodząc pomiędzy widzów ściągał z nóg i wystukiwał nim greckie metra, jakimi poeta zapisał powstały w 1951 roku w Praniu poemat "Niobe".
Autorzy