Szlachectwo mojego drugiego dziadka, Mieczysława Żółcińskiego, zostało wnikliwie sprawdzone przez wyspecjalizowaną w tych kwestiach carską komisję, gdy dziadek w roku 1902 starał się o przyjęcie do elitarnej szkoły oficerskiej w Sankt Petersburgu. Witkacy wstąpił do tej samej szkoły w trochę ponad dziesięć lat później po moim dziadku, a Jarosław Iwaszkiewicz opisał w ślicznej książeczce "Petersburg" jego trudności w przedłożeniu dokumentów potwierdzających szlachectwo. I mój dziadek, i Witkacy, zrobili sobie fotograficzne portrety wielokrotne. Portret Witkacego, późniejszy o ponad dekadę od portretu mego dziadka, stał się powszechnie rozpoznawalną ikoną polskiej kultury. Żółciński od razu po ukończeniu szkoły oficerskiej wyjechał, w randze kapitana, na wojnę japońską. Za okazane w boju męstwo dostał order Świętego Równego Apostołom Księcia Włodzimierza (z mieczami). Został ciężko ranny szablą w głowę i leczył się długo w wojskowym szpitalu w Carskim Siole [...]. Kapitan Mieczysław Żółciński ożenił się z Marią Rothejmówną, pochodzącą z rodziny dość zamożnych, całkowicie zasymilowanych, warszawskich Żydów.
W wybranej przez Johna restauracji był tylko jeden kelner — miły, grzeczny, dobrze ułożony młodzieniec [...]. Coś szczególnego zastanowiło mnie w jego głosie: "John, myślę, że ten kelner jest Polakiem". [...] "Marku, ty chyba masz obsesję! Bardzo wątpię, że jest Polakiem, bo po angielsku mówi dokładnie tak jak ja". [...] Ale mój domysł nie dawał mi spokoju, więc kiedy kelner przyniósł rachunek, spytałem, bo to był ostatni moment, aby się upewnić: "Young man, may I ask you a private question?". "Yes, Sir. Please do". "Do you know who Słoń Trąbalski was?". "Yes, I do".
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.