Piotr Mitzner był pierwszym polskim poetą, którego miałem szczęście poznać osobiście. Latem 2001 roku po raz pierwszy wpadłem do redakcji czasopisma „Nowaja Polsza”, nie wiedząc jeszcze, że dziesięć lat później rozpocznę stałą współpracę z tym pismem w charakterze tłumacza literatury polskiej. Przywitał mnie energiczny, wesoły, uroczy, brodaty poeta z wysokim czołem i fajką w zębach, który okazał się zastępcą redaktora naczelnego. Przyznam, że nie pamiętam o czym wówczas rozmawialiśmy, ale na pożegnanie Piotr podarował mi tomik swoich wierszy w rosyjskim przekładzie. Wróciwszy do domu, do Królewca, otworzyłem książkę na chybił trafił i już pierwszy wiersz wprawił mnie w zachwyt.
Kulminacją, ukoronowaniem i opus magnum badań Krzysztofa Pomiana nad historią kolekcjonerstwa jest trylogia "Le Musée, une histoire mondiale", po polsku wydana jako "Muzeum. Historia światowa" w 2023 i 2024 roku. [...] Trzeba sobie uprzytomnić rozmiar i rozmach przedsięwzięcia, jakim jest ta monumentalna publikacja. Ponad dwa tysiące lat do prześledzenia; dziesiątki albo i setki tysięcy faktów, zdarzeń, osób do przeanalizowania i dokonania selekcji tych najbardziej znamiennych lub znamienitych; miliony przedmiotów dawno i niedawno temu gromadzonych! A do tego – poddanie tej masy danych rygorom historiograficznej opowieści, ukazującej ewolucję i rewolucje, kontynuację i przełomy, ciągłość i przeskoki, postęp i regresy, kryzysy i fulguracje. A przy tym miała to być – i jest – opowieść ciekawa, ba, porywająca, jak to zwykle u Krzysztofa Pomiana: stylistycznie perswazyjna i literacko wirtuozerska. Arcydzieło narracji historiograficznej.
Antysemityzm pozostaje ciągle obecnym fragmentem endeckiej wizji świata, która – niestety – nie należy wyłącznie do przeszłości [...] Zamykanie oczu na jego istnienie jest nie tylko moralnie nie do zaakceptowania, ale również pośrednio służy utrwalaniu się tego światopoglądu w różnych kręgach społeczeństwa polskiego.
Był pisarzem i filozofem, spisywał opowieści i mity starej kultury Hucułów, szukał prawdy i dzielił się z czytelnikami swoją mądrością. Liczne jego eseje, jakkolwiek erudycyjne, nie należą do książkowych i szeleszczących papierem, słychać w nich głos i śmiech autora. Vincenz bowiem nigdy nie naucza ex cathedra, szuka z czytelnikiem innego porozumienia, zachęca nas do zaprzyjaźnienia się z Sokratesem, Platonem, Dantem, Mickiewiczem – nawet jeżeli nie będą znali odpowiedzi na wszystkie nasze pytania, na pewno nie zbędą nas propagandowym frazesem czy kłamstwem. Znane powiedzenie Sokratesa, przekazane przez Ksenofonta: „Jestem nie tylko z Aten, jestem ze świata”, mogłoby doskonale odzwierciedlać drogę życia Vincenza, gdyby pod słowo „Ateny” podstawić „Słoboda Rungurska”. Tam właśnie, na Pokuciu w Galicji Wschodniej, 30 listopada 1888 roku przyszedł na świat Stanisław Vincenz.
Aby mówić o Jerzym Kłoczowskim, jak należy, trzeba przestać bać się wielkich słów. Gdy o nim mowa, nie podobna bowiem uniknąć słowa „bohater”, myśląc nie tylko o jego żołnierskim udziale w Powstaniu Warszawskim, ale również o jakże trudnych latach tużpowojennych, gdy młody kombatant, pomimo amputacji prawej ręki, odbył studia i zrobił doktorat, nim podjął pracę w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Nie podobna też uniknąć określenia „wielki uczony”, gdy ma się na uwadze jego imponujący, często pionierski wkład do polskiej i nie tylko polskiej nauki historycznej.
Człowiek jest w sztuce Lipeckiej jednocześnie częścią natury i jej nieposkromionym „użytkownikiem”. Będąc w przestrzeni obrazu pełni funkcję biernego obserwatora albo obojętnego przechodnia, najczęściej jednak ludzie przedstawieni są w chwili, gdy pochłonięci czynnościami nie dostrzegają zagrożenia bądź sami są sprawcami zbrodni. Piękno natury: urzekające zachody / wschody słońca, bezkresne śnieżne oceany, piaski pustyni naznaczone są ludzką obecnością. Lecz człowiek z obrazów Lipeckiej nie kontempluje potęgi, doskonałości natury, nie doświadcza jej Absolutu, nawet nie dostrzega grożącego z jej strony niebezpieczeństwa – jest tym, który ją sobie podporządkował. Wieloznaczność tych okazałych rozmiarami płócien zawarta jest w łagodności zimowego pejzażu rozegranego kolorystycznie w odcieniach bieli, niebieskiego, różu, w harmonii kompozycji i oświetlenia. Przy bliższym wpatrzeniu się w dzieło, po pierwszym urzeczeniu jego urodą dostrzegamy, że piękno i ład są pozorne, że naznaczone są dramatem śmierci, zniszczenia, obojętnością, samotnością jednostki w obliczu spraw ostatecznych.
Hélène Zamoyska, Jerzy Giedroyc, August Zamoyski – przekraczali konwencjonalne ramy przypisane rolom, jakie wybrali: wykładowczyni akademickiej, emigracyjnego działacza politycznego i artysty rzeźbiarza. Wszystkich troje cechowało poczucie misji, odrzucali rutynę, schemat, pokorę. Kreując nowe sposoby swojej obecności w świecie, mierzyli siły na zamiary. [...] Byli niespokojnymi duchami o ogromnej sile oddziaływania. Redaktor i Rzeźbiarz, wraz z „Mystérieuse Madame Hélène”, zachęcają nas do rewolty, do zmiany oblicza świata, do zmiany, którą każdy powinien zacząć od siebie.
Kiedy Ewa skakała wzwyż na zawodach, byłam z nią. Kiedy zdawała na anglistykę, czekałam pod drzwiami na uniwersytecie... Byłyśmy razem we wszystkim. Ewa Krasińska była piękna, nieśmiała i delikatna. O wielkiej inteligencji, która wybuchła w pracy literackiej, tłumaczeniach. Była wspaniałą tłumaczką.
To była jedna z najważniejszych książek mojego życia. Nie dlatego, że ma jakieś szczególne walory literackie – chociaż jest dobrze napisana. Jest dokumentem, świadectwem czasów Zagłady. Jest również świadectwem dzielności, bohaterstwa zbiorowego i bohaterstwa konkretnych ludzi, które mój ojciec pieczołowicie wydobywał z własnej i innych pamięci. Książka ta była dla mnie ważna, bo dotyczy mojego ojca, który nie lubił mówić o swoich zasługach. [...] Książka ojca pozwalała mi bronić się, bronić własnej samooceny, oceny moich najbliższych i ogólnie Żydów przed degradującym obrazem żydowskiej bezsilności, braku woli walki, wręcz żydowskiego tchórzostwa.
Ojciec był niechętny sądzeniu, niechętny wyrokowaniu. Człowiek pytań raczej niż odpowiedzi, człowiek, który obnosił się ze swoimi wątpliwościami a nie wiedzą. Poszukiwacz wyjątków od reguł. Człowiek nie ze świata „tak - tak, nie - nie”, tylko ze świata - „to zależy”. Postawa taka pozwala na łagodną ironię i czułość wobec świata. Utrudnia jednak zaangażowanie. Był ojciec człowiekiem towarzyskim, ale osobnym. Bez odruchu stadnego, bez plemiennych uwikłań. Nie chciał płynąć w ławicy, co kosztowało go w latach 90. sporo przykrości. Dystans i ironia uchroniły go przed frustracją.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.