fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Andrzej Franaszek Mała oda dla Renaty Gorczyńskiej
„Czego nauczyłam się od Czesława Miłosza?” – pyta Renata Gorczyńska we wstępie do swojej książki, by sobie samej i nam zarazem spróbować udzielić odpowiedzi w kilku następnych akapitach. Było to więc – używając słów eseistki – „otwarcie na metafizykę”, uwrażliwienie na tematykę religijną, czy jeszcze szerzej – duchową, jak dobrze wiemy, wcale nie oczywiste w polskim społeczeństwie, nadal tłumnie zapełniającym kościoły. Następnie nauka wytrwałości, odwrotność (znów: ciążących nad polskim losem) „słomianych zapałów”. Zaraz obok – wyzwolenie z doraźnych zatrudnień dziennikarskich, co oznacza nie tylko zmianę sposobu zarabiania na życie, ale coś więcej – szacunek dla słowa, którym należy posługiwać się z umiarem, nie rozdrabniając na ławice artykułów tego, co ewentualnie mamy do powiedzenia. Dalej, będąca fundamentem tak Miłoszowej poezji, jak jego duszy ciągle zdolnej do odnawiania się – potrzeba zachwytu, oznaczająca pokorę wobec nieogarnionego świata i niektórych świata tego mieszkańców, którzy budzą w nas podziw, gdyż zdają się być znacznie od nas lepsi, wychyleni ku innym ludziom i ich sprawom, mniej oddani demonom. Szacunek dla tajemnicy, jaką jest ludzki geniusz. No i wreszcie – last but not least – czarne poczucie humoru, które nie uchroni nas przed rozpaczą, ale przynajmniej nieco ją złagodzi, pozwoli na nutę zbawiennej autoironii. Jak widać – nauczyła się Gorczyńska od Miłosza bardzo dużo.
Maciej Miłkowski Arta – efemeryczna stolica
Docieramy do Arty. Wysiada się przy szosie pod miastem. To jest częsty motyw w Grecji, że dworzec jest na jakichś ponurych peryferiach – tak jest w dużych miastach jak Saloniki czy Ateny, ale również i w małych, nieraz właściwie za miastem, co miewa swój urok, bo wtedy się do takiego miasteczka wkracza piechotą i widzi się tabliczkę z jego nazwą, co zresztą bywa główną – bo jedyną – atrakcją. Z dworca na peryferiach idziemy w upale pod górkę, potem schodzimy ostro (czyli niepotrzebnie szliśmy pod górkę), robimy wielkie koło, niby bez sensu, ale może i z sensem, bo dość dokładnie zwiedzamy Artę dzisiejszą. Później będziemy już zwiedzać tylko tę niedzisiejszą. Bo ta niedzisiejsza jest o wiele ciekawsza. Arta przypomina nieco Rawennę. Mało atrakcyjne miasto współczesne (w porównaniu z wieloma innymi w tym regionie), ale właściwie na każdym rogu jakiś niesamowity zabytek. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Przez chwilę była tu jedna ze stolic tego świata. A potem już jej nie było. I właściwie żadna z kolejnych epok nie odcisnęła na Arcie (tak jak na Rawennie) wyraźnego piętna. Właśnie dlatego to tę epokę wyraźnie tu widać, to do niej można próbować się przenieść.
Krzysztof Czyżewski Pożegnanie Martina Pollacka
Rozmawialiśmy często o "Dzienniku" Mihaila Sebastiana. „Jak to możliwe, że intelektualiści pokroju Eliadego dali się uwieść faszyzmowi?”. Wtedy jeszcze Martin Pollack nie wiedział o uwiedzionych w kręgu własnej rodziny i o tym, że pytanie „jak to możliwe?” nie opuści go do końca życia, że przy okazji szukania na nie odpowiedzi napisze kilka książek, w tym może najlepszą z nich, czyli "Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu".
Jan Zieliński Spod powieki (E)
Nowa wersja przedwojennego "Mocnego człowieka" wedle powieści Przybyszewskiego – z muzyką Maleńczuka i zespołu Püdelsi. Film z roku 1929, jeśli pominąć naiwności fabuły i przesadną mimikę, uderza znakomitym oddaniem atmosfery wielkomiejskiej Warszawy, z licznymi napisami reklamowymi, grą świateł, przebitkami i szerokimi planami. Spod powieki odnotować wypada liczne sceny pojedynków oczu. Dobra obsada, także w rolach drugo- i trzecioplanowych – pozostaje w pamięci zwłaszcza boy hotelowy, grany przez młodego Tadeusza Fijewskiego. Dodana muzyka Maleńczuka świetnie wpisuje się w narkotyczny klimat prozy Przybyszewskiego. [...] Maria zaczęła ją czytać przed seansem i od razu wychwyciła świetny cytat (słowa genialnego pisarza Górskiego do dziennikarza Bieleckiego): „Ciekaw jestem, jakbyś w jakiejś powieści opisał stół albo krzesło, rozumiesz, taki stół, na którym ktoś przed chwilą bezsenną noc przepędził, ot, np. taki Mickiewicz, który na nim pisał swoje improwizacje, albo takie krzesło, na którym siedział mężczyzna, a potem na tym krześle usiadła dziewczynka, która tego pana kochała, i uczuła się zapłodnioną… Barbey d’Aurevilly piękną rzecz o tym napisał…”. To aluzja do sceny z opowiadania "Najpiękniejsza miłość Don Juana", do której [...] Félicien Rops stworzył sugestywną ilustrację, zapowiadającą nieco ekspresjonistyczną poetykę filmu "Mocny człowiek".
Wojciech Karpiński Płomień. O Józefie Czapskim
Rzucał się w rozmowę, w dyskusję, żył chwilą, a jednocześnie tkwił w strumieniu czasu. Pamięć była ważnym motorem jego działania, jego sposobem rozpoznawania się w świecie. Wplątany w korzenie życia doczesnego, tkwił też mocno, myślami, uczuciem, w życiu duchowym. Inny wymiar był mu potrzebny, wierzył w jego istnienie. Ktokolwiek się z Józefem Czapskim zetknął, z jego osobą czy z jego dziełem, nie wątpił o obecności w nim tej potrzeby, tego wymiaru. Stanowił żywy dowód istnienia „innego świata”. A przecież o konfesyjnym i instytucjonalnym kształcie swojej religijności mówił mało, on, który rozmowy, rozmowy istotne, tak cenił. Także w życiu wewnętrznym był raczej rysownikiem niż filozofem. Kreślił szkice interesujących go światów, nie budował ideologii, systemów. Nie przez dedukcję odkrywał ludzi i siebie, nie dawał się szantażować spekulacjom, to stanowiło jego siłę; był jednak żywą, krytyczną, analityczną myślą zafascynowany, to też stanowiło jego siłę. Chciał chwytać mgnienia rzeczywistości, był malarzem, walczył o otwarcie malarstwu i malarzom, także rozumianym jako sposób postrzegania świata, szerszych horyzontów. „We Francji nie istniał nigdy przesąd, popularny w Polsce, że malarz ma prawo być głupi” — napisał kiedyś z wyzywającą ironią. On nie był głupi. Uderzał mądrością konkretną i ludzką, która nie podlega okrutnej i celnej Gombrowiczowskiej formule: „im mądrzej, tym głupiej”, bo jego mądrość nie była mądrością spekulacji i instytucji, kapłanów i filozofów. To była jego mądrość, Józefa Czapskiego, przez niego zdobywana i rozwijana.
Andrzej Stanisław Kowalczyk Eseiści na łamach „Kultury”
Są gatunki literackie, które jak rośliny w pewnych warunkach bujnie się rozwijają, a w innych marnieją. Czy esej by się narodził w XVI wieku, gdyby temperament i typ umysłowości skłoniły Michela de Montaigne do opowiedzenia się po stronie katolików bądź hugonotów? Nie, gdyby Montaigne był kimś innym, esej by się nie narodził. Po raz kolejny narodziłby się paszkwil. Z eseistyczną modłą życia wiążemy zwykle takie przymioty jak powściągliwość, postawa sceptyczna, skłonność do namysłu, przekonanie o nieusuwalnej wielobarwności świata. Ale nie znaczy to, że czytając esej nie usłyszymy tonu dramatycznego. Odzywa się on wielokrotnie.
Beata Bolesławska-Lewandowska Anioł
Podczas pierwszego badania PET, już wiedząc, że mam chłoniaka, czekałam cierpliwie na swoją kolej. Wszyscy, którzy znają to badanie wiedzą, że po przyjęciu radioaktywnego izotopu każdy pacjent odpoczywa w fotelu, odgrodzony od pozostałych. W pomieszczeniu obowiązuje zakaz rozmów, panuje półmrok. Miałam tych badań później wiele. Ale tylko podczas tego pierwszego zdarzyło się, że młody chłopak, który trafił jak i ja do tej „poczekalni”, zamiast siedzieć w fotelu stanął przy mnie i zaczął swobodnie rozmawiać. Mówił, że wyleczył właśnie chłoniaka Hodgkina i drobiazgowo opowiadał, przez co przejdę i jak się będę czuć podczas kolejnych etapów leczenia [...] Opowiadał to wszystko z uśmiechem, a ja słuchałam jak zahipnotyzowana aż do chwili, kiedy weszła pielęgniarka i upomniała nas ostro, że mamy odpoczywać. Nigdy więcej tego chłopaka nie spotkałam. Nigdy więcej nie zdarzyło się też, bym w tym pomieszczeniu z kimkolwiek rozmawiała.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (56)
In? Out? - zastanawiał się, na głos, starszy pan przed Megu na wystawie, w Karolinie Północnej, w maju 1985. Fotografie, nagrodzone w corocznym konkursie lokalnej gazety "Spectator", pokazane były w: Chapel Hill, Carrboro, Durham, Raleigh. Megu zdobyła pierwsze miejsce w kategorii "People". Zdanie mężczyzny, przyglądającego się małej dziewczynce, było i jest, dla mnie, ważne. Fotografia, nie do końca określona, z przewagą szarego, przemawia.
Jerzy Stempowski Korespondencja z Krystyną Marek (9)
O sobie powiem tyle, że jestem mniej więcej zdrów i przeznaczony dziedzicznie do długiego życia. Na warunki tutejszej egzystencji nie mogę narzekać. Kiedyś w dawnym Konstantynopolu słyszałem takie przysłowie: kto ma zwyczaj jeść kawior, temu Bóg zsyła zawsze trochę kawioru. W tym jest część prawdy. Jeżeli bardzo mocno obstawać przy swych gustach i przyzwyczajeniach, najczęściej wystarcza to, aby wytworzyły się potrzebne do nich warunki. Ukrywając się np. u przemytników w Karpatach, myślałem, że będzie mi w ich kryjówce leśnej brakować lektury, ale już po kilku dniach przemytnicy przynieśli mi dwa worki pełne książek. W pobliskim tartaku ukrywał się jakiś uczony filolog, po którego zniknięciu zostało trochę łacińskich autorów w dobrych wydaniach, gdzie indziej rozbójnicy ograbili podróżnych, mających ciekawe książki w swych bagażach, to znów włoski arystokrata szukał przygód w puszczy, czytając w dni deszczowe autorów Renesansu. W ten sposób zebrało się tam trochę książek, czekających od lat czytelnika, a ponieważ tak daleko w głąb lasów byle jakich książek nie noszą, znalazłem tam lekturę w najlepszym gatunku.
ks. Jan Sochoń Pisarz filozofujący wobec wyzwań epoki Antychrysta
Intuicje filozoficzne zawarte w tekstach Hamvasa wyrastają z osobistych przeżyć autora w czasach zwanych przez niego epoką Antychrysta. [...] Hamvas nie był widzem, lecz podmiotem działania. Starał się pomijać sztuczne i napuszone formy bycia, odrzucać wszystko, co wysysa się z gardzieli grzechu, niesprawiedliwości, moralnego bezładu, nierzeczywistości i kłamstwa, po to, żeby wreszcie zaznać świętości życia. Trzeba odnowę świata zawsze zaczynać od siebie, od odpowiedzialności za własne wybory i sposoby życia, mając pod skórą karteczkę, jak Pascal pod surdutem, z napisem: najważniejszym zadaniem jest nie twórczość pisarska, tylko dążenie do zbawienia.
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek