fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Przemysław Pawlak W Saskim Ogrodzie
Dróżki w Ogrodzie Saskim, od przystanku przy Królewskiej ku Wierzbowej, prowadzą przez stary kaliski park. Choć do Teatru Narodowego szybciej dociera się po przekątnych, na szagę, to warto nadrobić drogi i odbić przy kępach śnieguliczki lekko w prawo, by przez chwilę znaleźć się w pobliżu Kogutka i dwustuletnich buków. Ich gałęzie gną się do ziemi, kłaniają słońcu. Kurtyna liści oddziela od spacerujących, tworzy doskonałą kryjówkę do zabaw w chowanego. Przy sprzyjającej aurze można nawet dostrzec welodrom albo zanurzyć się w szumie wody spiętrzonej na Jazie Bernardyńskim. Zimą, gdy mróz tężeje, ślizga się tu roześmiana Agnieszka Niechcicówna.
Marcin Sabiniewicz Nad Dźwiną
Szerokie są plaże Jurmały. Można iść kilometrami po miękkim, kwarcowym piasku. Czas zatarł ślady stóp Chruszczowa i Breżniewa, którzy lubili tutaj przyjeżdżać, za to krzyk młodego poety Klavsa Elsbergsa, który wypadł z dziewiątego piętra domu związku pisarzy w pobliskim Dubulti w 1987 roku [...]. Trwają również uchwycone na płótnach, zdjęciach i instalacjach na wystawie „Demontując ścianę” w Galerii Narodowej w Rydze molekuły życia z lat osiemdziesiątych. Łotwa, młoda dziewczyna, unosi się tam w powietrzu nad łąkami i lasem, które zatruwał przemysł i oficjalna propaganda. [...]. Energia zawarta w tych obrazach jest większa od świata, w którym żyjemy. Ich twórcy mierzyli się z uniwersalistyczną ideologią, co sprawiało, że byli zrozumiali pod każdą szerokością geograficzną. Nie ześlizgiwali się w solipsyzm. „Czas smutku, czas nadziei”, jak powiedziano u nas o malarstwie tamtego okresu. Że zapowiadany wtedy świt nie nastąpił? Może powinniśmy go szukać z płaczem. Jego echa wciąż rozbrzmiewają nad Dźwiną, która niesie je do najmłodszego z mórz, Bałtyku.
Paweł Hertz Pod koniec listopada
W tych dramatach, co czytane lub oglądane na scenie jednakowo nami wstrząsają do głębi, owe spięcia, konflikty, katastrofy jednej chwili, jednego dnia czy jednej nocy historycznej, umieszczonej w określonym dniu, miesiącu i roku, odsłaniają jak gdyby jakąś inną, wiecznotrwałą swoją istotę. Owi ludzie: Chłopicki, Lelewel, Czartoryski, Wielki Książę i wszyscy inni są tu tak ukazani, że widzimy ich los polski czy rosyjski tak splątany z ich losem ludzkim, że to wszystko, co o nich wiedzieliśmy, staje się jak gdyby mniej ważne od tego, co o nich teraz wiemy. Teraz, gdy czytamy lub słuchamy Wyspiańskiego. I myślę, że to waśnie musiał zobaczyć i utrwalić w sobie Wyspiański, kiedy stał i patrzył na Łazienki, może na przedmiejską okolicę, jeszcze wtedy porosłą olszyną, na to miasto z soborem pośrodku. Stąd pewno wynikło, że trzeba to było wszystko zniżyć do Erebu i podnieść w niebo mitologii greckiej. Zawsze tak robił, żeby rzeczom ludzkim nadać wymiar według niego właściwszy.
Marek Artur Abramowicz Słoń Trąbalski
W wybranej przez Johna restauracji był tylko jeden kelner — miły, grzeczny, dobrze ułożony młodzieniec [...]. Coś szczególnego zastanowiło mnie w jego głosie: "John, myślę, że ten kelner jest Polakiem". [...] "Marku, ty chyba masz obsesję! Bardzo wątpię, że jest Polakiem, bo po angielsku mówi dokładnie tak jak ja". [...] Ale mój domysł nie dawał mi spokoju, więc kiedy kelner przyniósł rachunek, spytałem, bo to był ostatni moment, aby się upewnić: "Young man, may I ask you a private question?". "Yes, Sir. Please do". "Do you know who Słoń Trąbalski was?". "Yes, I do".
Andrzej Stanisław Kowalczyk Etranżer
Stanisław Stempowski żył wśród Polaków, Ukraińców, Żydów, Niemców i Rosjan. Znał miasta, których gwar był wielojęzyczny. [...] Był poddanym imperatora wszech Rosji, potem obywatelem Rzeczypospolitej Polskiej, przeżył okupację niemiecką i powstanie warszawskie, umarł w roku 1952 w Polsce pod rządami komunistów. Cenił silne więzi, szukał przyjaciół i znajdował ich. W kamienieckim gimnazjum zgromadził wokół siebie krytycznie myślących rówieśników, jako student należał do konspiracji socjalistycznej, co zaprowadziło go do więzienia. W Warszawie wydawał intelektualne pismo lewicowe „Ogniwo”, któremu kres położyła cenzura i policja. Organizował na Podolu wybory do samorządu gubernialnego i Dumy, choć wynik był przesądzony, bo ordynacja wyborcza gwarantowała zwycięstwo rosyjskim reakcjonistom. Walczył wówczas na dwa fronty: z carską biurokracją i z polskimi nacjonalistami, którzy patetycznymi deklamacjami maskowali swój konformizm i lojalizm wobec władz zaborczych. Nie mógł współpracować z ludźmi, z którymi nie rozumiałby się w pół słowa. Nigdy nie należał do żadnej partii ani organizacji: „Zawsze chodziłem luzem – pisał – i współżyłem tylko z ludźmi, których sobie sam dobierałem – i to dopóty, dopóki łączyły mnie z nimi węzły sympatii i jednomyślności w sprawach zasadniczych. Toteż niestety często musiałem zrywać stosunki z ludźmi”.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XXI)
Rilke przyzywa niegdysiejsze olśnienie, jakiego doznał podczas drugiej podróży rosyjskiej; [...] Na nadwołżańskiej łące poeta orficki doświadczył czegoś, co można śmiało nazwać epifanią i co go odmieniło: siwy koń w pełnym galopie wyskoczył przed oczy podróżnych. Wyobraźmy sobie: wielka, rozlewna rzeka, w jej dorzeczu – rozległe łąki, wolność i pełnia życia, uroda rozpędzonego rumaka w pejzażu postrzeganym jako kwintesencja przestrzeni. Po latach tamto przeżycie powróciło, stając się bodźcem do napisania bardzo pięknego i bardzo (podkreślam: bardzo) trudnego do przełożenia na inne języki – sonetu.
Zygmunt Mycielski Epoka psychologiczna
Wyjątek z listu Gide’a do żony: „Nie można życia oddzielać od dzieła — powtarzaj to sobie każdego wieczoru i ranka... Wszystko trzyma się razem. Twory ducha nie spadają jak meteoryty”. W książce o Chopinie pokazuje nam Iwaszkiewicz, że ten chłopiec z Warszawy nie był rezultatem przypadkowego układu, że nie spadł jak meteoryt, o którym pisze Gide. W żadnej książce o Chopinie nie jest to tak jasno i logicznie przedstawione. Iwaszkiewicz wskazuje na ciemne i niewyjaśnione miejsca w biografii Fryderyka, na rolę otoczenia, osób, które tak mało znamy, na „drogi porzucone” w jego twórczości. [...] Jak niewiele pisze tu Iwaszkiewicz o psychologii Chopina, choć tak bardzo wiąże jego życie z dziełem, choć nie ogranicza sztuki do wybierania, zestawiania i wyrabiania jakiegoś kształtu tylko.
Ewa Bieńkowska Rozmowa na wystawie
Zachwyca nie tylko mistrzostwo, które Korolkiewicz osiągnął już dawno, chociaż tutaj doprowadzone zostało pod próg sugestywności, która onieśmiela. Lubimy w sobie tę rolę prostodusznego widza: jak to namalowane! Jest w tym również wymiar, który nazwałabym znieruchomieniem. Intuicja: więcej nic już się nie może zdarzyć. Kości zostały rzucone, decyzje podjęte, czas przestał się liczyć. Jest to przeciwieństwo egzaltowanej formuły: chwilo trwaj, jesteś piękna! W obrazach świat przybrał taki właśnie kształt, postawił osobę (autora / narratora) przed jej samopoznaniem, jej wrażliwością i wiedzą; zamknął go w przestrzeni, którą może nazwać własną. I która jest – ani na chwilę nie wolno nam zapominać! – nie tylko obszarem zjaw i fantazji, ale światem materii malarskiej, kolorów i kompozycji, budujących tę twórczość.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (52)
Plaże Holandii Albrecht znał dobrze. Przez lata spędzał tam wakacje z rodzicami i rodzeństwem. Stąd wybór, Zierikzee w Zelandii, w grudniu 1987, na kilka dni spokoju. Szerokie plaże. Raj dla wiatru, który niestrudzenie nanosi, przenosi i tworzy - na mokrym piasku - nietrwałe kompozycje z patyków, trawy i suchych ziaren. Patrzyłam na nie przez obiektyw. Obrazy te mam teraz na negatywach. I portrety Albrechta.
Jan Zieliński Spod powieki (C)
Pod wieczór lot przez Paryż do Bordeaux. Zaczynamy kilkudniowy objazd Oksytanii i zachodniej Prowansji. Bywałem tutaj nieraz w latach siedemdziesiątych, choćby na winobraniach [...] Pierwszym motywem przewodnim były obrazy mojego ulubionego malarza barokowego, Trophime’a Bigota, którego "Święta Irena pielęgnująca świętego Sebastiana", ujrzana kiedyś w muzeum watykańskim, towarzyszyła mi przez lata codziennie jako tło ekranu podołkowca. Punkt odniesienia stanowiły też zapisy kilku pisarzy, do których wciąż wracam, jak choćby Bobkowski, Herbert czy Rilke.
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek