fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jerzy Stempowski Korespondencja z Krystyną Marek (6)
W 1935 czy 1936 André Malraux, wracając z Moskwy, opowiadał mi o zupełnej ruinie sowieckiej literatury i barbarzyństwie nowej warstwy tamtejszych literatów. Zapytałem go wówczas, dlaczego co rok prawie do nich jeździ. Na to dał mi takie wyjaśnienie: „Jak jednym słowem określić uczucia literatów zgromadzonych np. w PEN Clubie czy innej podobnej instytucji na Zachodzie lub nawet w Polsce?” — Nuda, powiedziałem. — „Tak jest, nuda, obawa, że ktoś może napisać jeszcze jedną książkę, którą będzie trzeba przeczytać. Czy warto pisać dla takich ludzi?”. — Chyba, że nie. (Ja sam zawsze liczyłem tajnie na urzędników celnych, mających dużo czasu między pociągami). – „Barbarzyńcy natomiast, ciągnął dalej Malraux, nic nie wiedzą, ale są strasznie przejęci literaturą, oczekują od niej czegoś niezwykłego. Nimi warto się zajmować; z nich może jeszcze coś będzie, nie zaraz zapewne, ale później”.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (46)
Często, kiedy nie prowadziłam lektoratów albo sama nie uczestniczyłam w zajęciach na UNC (University of North Carolina at Chapel Hill), opiekowałam się dziećmi naszych przyjaciół: Shizuko - studentki stomatologii i jej męża Mitsuo - pracownika laboratorium. Najstarszy z trójki był Naoshi, średni - Nozomo, najmłodsza - Megu. W weekendy jeździliśmy w naturę. W wyprawie „Spring`86” (zapis na negatywie), towarzyszył nam chłopiec sąsiadów.
poczta redakcyjna Zdarzenie w drodze
Z wiekiem coraz mniej pasujemy do tego świata i powinniśmy się od niego odsunąć. Taki św. Hieronim wycofał się do bardzo przyjemnej pracowni, w której chętniej przyjmował zwierzęta (np. lwy) niż ludzi. Michel de Montaigne miał swoją wieżę z biblioteką, gdzie nikt mu nie zawracał głowy, mógł czytać, myśleć i pisać. Natomiast Lew Tołstoj nie miał swojej wieży i od piekła, jakie zgotowała mu żona, musiał salwować się ucieczką. Z wiekiem coraz mniej pasujemy do świata i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.
Jakub Dolatowski Trawy dr. Martina Schencka
Długo „chodziłem” koło tych rysunków, z początku kiepsko szło mi nawet odcyfrowanie nazwiska twórcy, a gdy już byłem pewny jego brzmienia, z kolei nieproste było określić tożsamość rysownika – nazwisko jest pospolite. Z czasem się udało, wywiedziałem się też paru faktów z jego życia. Był to dr Martin Schenck (1826–1918), z westfalskiego Siegen, z wykształcenia lekarz, który jednak nie podjął tego zawodu, a został botanikiem, wielkim znawcą traw.
Joanna Ugniewska Claudio Magris „Kierling, Hauptstrasse 187”
Jakiż lepszy tekst można by wybrać na setną rocznicę śmierci Kafki niż ten krótki rozdział z "Dunaju" Claudia Magrisa, tej wielkiej książki o podróży przez Europę Środkową i jej literaturę. Namysł nad twórczością tego autora towarzyszył wprawdzie Magrisowi w całym niemal jego pisarstwie krytyka i eseisty, wizerunek Kafki przedstawiany był jednak w kategoriach obcości i wykorzenienia, budowania barier mających bronić przed życiem. I oto w ostatnich dniach pisarza następuje wielkie pogodzenie, powiedzenie życiu „tak” w akcie pokory i miłości do Dory Diamant, zrównanie z anonimowymi pacjentami.
Ewa Bieńkowska Poławiacz pereł
Finkielkraut nie szczędzi publiczności ostrych sądów. Powstawało wrażenie, że od lat uprawia samotną krucjatę przeciw nowoczesności (postnowoczesności, niech będzie), chociaż nie jest aż tak odosobniony w swym intelektualnym nastawieniu. Najważniejszym świadectwem są dla niego przemiany języka, który odbija zmiany w społeczeństwie: spłaszczenie i brutalizację, rezygnację z tysiąca odmian, odcieni, rozróżnień, jakie mowa daje nam tradycyjnie do dyspozycji. Za przemianami języka idzie ideologia, wzory zachowań, modele osobowe brane z masowych mediów, świat wyobrażeń kształtowany przez produkty najnowszych technologii, dominacja młodych. Co oznacza równanie w dół, przystosowywanie się do grup, które są najgłośniejsze i najważniejsze pod względem rynkowym, zapatrzenie w wynalazki technologiczne. Finkielkraut nie waha się przyjąć postawy patentowanego wzgardziciela swoich czasów, „narzekacza” i „wytykacza”; czasem w stylu niemal komediowym.
Miłosz Waligórski Pięści. Na pożegnanie
Od lat szykuję się na tę okoliczność, na wypadek Jego krótkiego półetatu w moim mieście. Kolekcjonuję cytaty, którymi zadam mu ostateczny cios. Zanim oddali się na śmierć, spod osłony mroku pomacham mu ich zwitkiem, ściśniętym w lewej pięści. Na pożegnanie odegram się za lata nieodbierania telefonów. Kwerendzie krzywd i obelg towarzyszą klasycy.
Agnieszka Papieska Katorga Flauberta i harfa George Sand
George Sand dziwiła się mękom pisarskim Flauberta. „Co do stylu, to nie przywiązuję do niego takiej wagi, jak Pan. Wiatr trąca struny mojej harfy, jak mu się podoba” – przyznaje beztrosko i udziela młodszemu o siedemnaście lat pisarzowi takiej oto rady: „Powinien Pan wpuścić czasem wiatr na swoje struny. Wydaje mi się, że zadaje Pan sobie za wiele trudu”. Wśród wszystkich chybionych porad, jakimi jeden pisarz może obdarzyć drugiego, tej przypada miejsce pierwsze, albowiem dla Flauberta dobrze pisać znaczyło – wedle znanej formuły Buffona – to samo, co dobrze myśleć, dobrze czuć i dobrze czynić. „Troska o zewnętrzne Piękno, którą mi Pani wyrzuca, jest moją metodą. Kiedy odkryję brzydki asonans czy powtórzenie w którymś z moich zdań, mam pewność, że zabrnąłem w Fałsz […]. Mając jasną ideę, zawsze znajduje się słowo”.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XVI)
To mój ulubiony sonet. Powiedzmy: jeden z tych dla mnie samej najważniejszych. Z tych, które były od początku, od pierwszej lektury Rilkego. W zawołaniu niemożliwym: „Tanzt die Orange” – „(Za)tańczcie pomarańczę” jest kwintesencja takiego ruchu ciała, jakiego ruchem słowa jest wiersz. Punkt esencjonalny. Ruch więcej czy ruch mniej byłby naruszeniem kunsztu. I naruszeniem sensu.
Świadectwa Aleksander Smolar „Książka mojego ojca”
To była jedna z najważniejszych książek mojego życia. Nie dlatego, że ma jakieś szczególne walory literackie – chociaż jest dobrze napisana. Jest dokumentem, świadectwem czasów Zagłady. Jest również świadectwem dzielności, bohaterstwa zbiorowego i bohaterstwa konkretnych ludzi, które mój ojciec pieczołowicie wydobywał z własnej i innych pamięci. Książka ta była dla mnie ważna, bo dotyczy mojego ojca, który nie lubił mówić o swoich zasługach. [...] Książka ojca pozwalała mi bronić się, bronić własnej samooceny, oceny moich najbliższych i ogólnie Żydów przed degradującym obrazem żydowskiej bezsilności, braku woli walki, wręcz żydowskiego tchórzostwa.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek