fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Anna Piwkowska Kolęda wigilijna 2023
[...] przytuli nas wszystkich żyjących na ziemi. / I tych dawno minionych, co już tylko prochem / i tych tak bardzo chorych, że są tylko trochę / i te dziewczyny w tańcu, które dziś są wieczne / w miękkim jedwabiu skóry schowane bezpiecznie / ze swoim drżącym lękiem, czy się spełni miłość / ten o nas nie zapomni jakby nas nie było.
Świadectwa Aleksandra Radecka „Paweł Hertz w notatniku Jana Papugi”
Podczas jednej z wizyt w łódzkim mieszkaniu Pawła Hertza przy Bandurskiego Papuga zaproponował mu kupno jachtu i wspólną morską podróż, najlepiej dookoła świata. Hertz, znając jego przekonania, zażartował, że owszem zgodzi się pod warunkiem, że jacht będzie ze służbą i pełnym komfortem. Papuga był zgorszony tym pomysłem i niemal się obraził. Jedynym możliwym do zaakceptowania przez niego sposobem zdobywania pieniędzy, bo połączonym z przygodą, a nie z wyzyskiem, było poszukiwanie złota. Ulegał tej pokusie parę razy, ale zawsze z beznadziejnym skutkiem. Za prawdziwe wartości uznawał czyjąś mądrość, siłę charakteru, dobro i wrażliwość. Zaimponować mu można było wiedzą. Z tego względu miał szczególną słabość do intelektualistów, do tych, którzy nie obracali się jedynie wokół własnej osi, ale byli otwarci na innych. Tych podziwiał i od nich chciał się uczyć. Był dumny ze swojej znajomości z uznanymi literatami. Niektórych z nich traktował jak mistrzów i literackich przewodników. Pokazywał im swoje utwory i oczekiwał od nich wskazówek, by pisać coraz lepiej.
Agnieszka Papieska Szkoła Rezzoriego
W świecie opisywanym przez Rezzoriego groteska odciska piętno na każdym zjawisku, a komizm stanowi część składową grozy, jeszcze ją potęgując. Jedno z najbardziej wstrząsających doświadczeń dzieciństwa wiąże się z postacią pana Kunzelmanna. Otoczony aurą okropieństwa i prostackiej figlarności – pewnego dnia, zatrzymując swój drabiniasty wózek przed dziećmi, wyrecytował skrzekliwym głosem: „Cóż to za cudaczne zwierzę Kunzelmann na wózku wiezie?”, po czym – ku przerażeniu rodzeństwa – wyciągnął obwisłą skórę ich martwego konia i odjechał z głośnym śmiechem. Pomimo drastyczności doznania pamięć o nim – jako nieodłączna część pamięci o Czernopolu – pozostała dla młodego bohatera nie mniej oczyszczająca i pokrzepiająca niż wrażenie, jakie wywarłby niczym niezakłócony, harmonijny świat. „Bo już wtedy czuliśmy – wyznaje narrator, któremu można pozazdrościć samoświadomości – że żadne z przeżyć najboleśniej nawet doświadczonych nie wyda nam się równie straszne, jak to, co pan Tarangolian nazywał grozą bytu literackiego: pustka, w jaką wtrąca nas brak bezpośredniego doświadczenia”.
Jakub Dolatowski Figa z makiem
Pokazać komu figę, czego seksualne pierwociny zatarły się w pamięci pokoleń i są teraz dla nas zakryte (jak choćby stało się to w polszczyźnie z „kpem” i przymiotnikiem „kiepski”), to odpowiednik powszechnie teraz u nas znanego wulgarnego gestu, jakim jest pokazanie sterczącego środkowego palca. Obraźliwe pokazywanie komuś figi zrodziło we Włoszech sprośny wierszyk, coś jak ze starorzymskich "priapea": „acqua fresca / vino puro / fica stretta / cazzo duro”, co ma i u nas, we współczesnej plebejskiej polszczyźnie, dosłowny i żywy odpowiednik.
Joanna Rolińska Ptasznik jakiś
Ostatnie dni życia Ficowski spędził w lesie, w Wildze, w rodzinnym letnim domu, w którym lubił pracować i odpoczywać. W rozmowach przez telefon z żoną, na pytanie jak się czuje, odpowiadał, że jest szczęśliwy, bo słucha śpiewu ptaków. Bieta twierdzi, że mówił o ptakach. Ja jednak myślę, że musiał dokładnie je określić, wymienić – na przykład wilgę albo szpaka. Wilga już mogła wtedy śpiewać w Wildze – był przecież początek maja. Na pewno jej wypatrywał. W wydanym w roku śmierci tomie "Pantareja" w wierszu "Zamiast" pisał: „przywiązałem się do nich / zwłaszcza do wilgi / do jej żółtych kantylen / jeżeli nie przyleci / utracę wiarę / w błędne koło”.
Wojciech Kass Do niepoznanego poety (II)
Co do Twoich wierszy, to przyznam, że mam mieszane odczucia, nie jestem pewien ich konstrukcji ani wyrazu. Słowem – nie przekonują mnie, co nie znaczy, że są niedobre, nieudolnie skrojone, niezbornie zszyte. Nic z tych rzeczy. Powiedziałbym raczej, że brakuje w nich indywidualnego rysu, który czyniłby je widocznymi pośród innych, a ich wyraz wynikałby ze szczególnej podpowiedzi Nieznajomego, Innego. Poprzez takie wiersze chciałaby wyrazić się Twoja okolica, drzewa, ludzie, wyspy, książki, miasto, skwery, zmierzch, tumult zdarzeń. A to są przecież rzeczy, zjawiska i „osoby” dramatu, poeta zaś to arena, scena, którą tamte zawładnęły. Zresztą, z tych samych powodów poeta zostaje niekiedy obezwładniony niemotą.
Piotr Mitzner Nic więcej
Niewielki tomik, dużo światła między krótkimi segmentami, dużo ciszy. Szelesty. Ciche stąpanie po zimnej podłodze. Po śniegu. Taka lamentacja. Mówię o segmentach poematu "Sorrowful Songs" Déborah Heissler, alzackiej, francuskojęzycznej poetki, poemacie nawiązującym do "Symfonii pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego, w przekładzie Jana Marii Kłoczowskiego (PIW 2023).
Michał Szymański Skrawki z archiwum (II)
Nazywała się Louise Wollichard. Najprawdopodobniej w 1953 roku na kartoniku o pofalowanych brzegach przekazała Miłoszowi zapisane niezmiernie równą francuszczyzną podziękowania za pasjonującą lekturę "Zniewolonego umysłu" i przepowiedziała tej książce wielki sukces. Karteczka z wydrukowanym nazwiskiem przeszło sześćdziesiąt lat tkwiła między stronami książki francuskiego jezuity i teologa Jeana Daniélou "Essai sur le mystère de l’histoire" (1953). Poeta chyba wykorzystał ją jako zakładkę, na jej odwrocie zanotował czarnym piórem imię i nazwisko „Raymond Aron”.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (38)
Niespieszne tempo Graniti najlepiej oddaje obrazek z domu Teresy – kuzynki Nadii, z którą, w czerwcu 1987, przyjechaliśmy na Sycylię. Zgromadzeni w kuchni, wokół stołu, patrzyliśmy jak mama Teresy robiła spaghetti. Rozwałkowane ciasto nawijała na drut starego parasola. Rurka po rurce.
Agnieszka Kania Stój. Nie prowokuj
Pomiędzy drzwiami pauza – prostokątna wnęka. We wnęce półnagi, barczysty robotnik, trochę wyższy od dorosłego mężczyzny. Oskard i łopatę zarzucił na ramię jak żołnierz karabin i stoi okrakiem nad cementownią. Calutka się zmieściła, te wszystkie silosy, hale i młyny, hałdy węgla, piece i rozruszniki. Podobny mężczyzna wieńczy portal. Leży wsparty na łokciu, z podkulonymi nogami. Chyba odpoczywa po nocnej zmianie. Zdążył się wykąpać, nie zdążył odziać. W tle kręcą się gruchy do betonu, pod stopami płonie mu ziemia.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek