fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jakub Dolatowski „Na wierzbach nasze skrzypce”
Narysowałem przed laty, dla prof. Kazimierza Browicza, do jakiegoś jego studium botanicznego, gałązki, liście i owoce topoli eufrackiej, Populus euphratica. Tego drzewa – rośnie nie tylko w Arabii, o czym mówi nazwa, ale znacznie szerzej, od północnej Afryki, przez środkową Azję i Himalaje, po Mongolię – z natury nie znałem i nie znam po dziś dzień. [...] Poruszyła mnie szczególnie praca nad tym arkuszem, z początku z powodu samej elegancji rośliny, o liściach tak zmiennych, przyjmujących dwa skrajnie różne kształty, wąziutkie na gałązkach młodych, a szerokie i grubo zębate na gałązkach, które rodzą kwiaty i owoce (coś podobnego, „heterofylię”, znamy u wielu roślin, choćby u bluszczu), a później, gdy zacząłem czytać o tym drzewie i przeglądać źródła, także dla historii, dla powodu, który sprawił, że ta topola, ale jako wierzba!, trafiła do Psalmu 136 (2).
Krzysztof A. Worobiec Dygresja berlińska (i nie tylko…)
Na początku tej historii (już w trzecim zdaniu pierwszej części) wspominałem o Berlinie Zachodnim, potem nazwa ta kilkukrotnie jeszcze się pojawiała (i jeszcze się pojawi). Paradoksalnie pobyt w tym wielkim mieście (liczyło prawie dwa miliony mieszkańców, a po zjednoczeniu Niemiec, wraz ze wschodnią częścią, prawie cztery miliony), odcisnął piętno na tym, co później tworzyliśmy w maleńkim Kadzidłowie liczącym zaledwie... czterech mieszkańców (czasami żartujemy, że tylko skreśliliśmy sześć zer). Pora więc na dygresję (nieco dłuższą) i kilka słów o Berlinie i o sobie...
poczta redakcyjna „Mariahilfe”
Przypomniałem sobie czarno-żółtą szachownicę na nartach ojca. Pan prezes Mirandola, rodzic Felice, w restauracji Charybda w oczekiwaniu na kieliszek hennessy wystukiwał znany takt, na który nie zwracałem uwagi, i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że był to "Marsz Radetzky’ego". Moja matka nuciła arie z operetek Lehára. Urząd pocztowy jest wszechstronną placówką: rozsyła karty mobilizacyjne, zapewnia łączność między frontem a tyłami.
poczta redakcyjna Fantazjano „Czarny kot”
Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie dotyczące aniołów w Boskiej Komedii Dantego. Choć przekopałem się przez stosy komentarzy do tego dzieła, nie znalazłem odpowiedzi na swoje pytania. Postanowiłem zatem zasięgnąć konsultacji u specjalisty: profesora angelologii, Gabriela Serafina. Światowej sławy ekspert od aniołów przyjechał akurat z wykładem, który miał się odbyć w gmachu Artes Liberales, tam też umówiłem się z Profesorem.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (29)
Dzieci było dwoje: Flo i Jonathan, który kilka lat później wolał być Kasimirem. Pokój był prawie pusty, niedawno się wprowadzili. To nic - dzieci miały już swój domek. Tyle o miejscu. A czas? Na folii z negatywem napisałam: Winter/Frühjahr '88.
Jan Maria Kłoczowski Muszla na plaży (III)
Przywołałem tu wspomnienie o akwarelach Kazimiery, o Józefie Adamie oraz Bolesławie nie po to, by pytać o intencje, jakimi się kierowali: Kazimiera, kiedy sięgała po pędzel i kopiowała Grottgera; Józef Adam, kiedy ukrywał przed Rosjanami powstańczą broń w piaseczyńskim magistracie; Bolesław, który ledwo wrócił z jednego zesłania, a już pakował się w kłopoty, całkiem świadomie, wiedząc, że ryzykuje kolejną zsyłką... Mój własny ojciec, Jerzy Kłoczowski, mając lat dziewiętnaście, brał udział w powstaniu warszawskim. We wrześniu 1944 roku stracił prawą rękę podczas ataku na Królikarnię. Po wojnie skończył studia historyczne, wykładał przez lata na KUL. Doskonale wiedział, jak wyglądały realia polityczne latem 1944 roku w Warszawie. Zawsze powtarzał mnie i moim starszym braciom oraz obu siostrom: „Nawet gdyby nie nadszedł rozkaz, wyszlibyśmy na ulicę”. Tak to zapamiętałem.
Jakub Dolatowski „Open-arse”
Nieszpułka o dużych owocach [...] to jedyne owocowe drzewo – choć może trzeba by do tego dorzucić jedną czy drugą odmianę pigwy? – nieprzerwanie mnożone od tysięcy lat [...]. Krzew, przy którym krzątam się rok w rok w ogrodzie, jest po prostu tym samym ciałem, ściśle tą samą rośliną, przy której krzątali się perscy, syryjscy, greccy i rzymscy ogrodnicy. To jedyne więc takie drzewo, bo w starożytności nie było jeszcze, z czego jakoś nie zdajemy sobie sprawy, jabłek w takiej postaci, pod jaką znamy je dzisiaj, dużych i krągłych, wypełniających ciężarem całą dłoń, a choć były już gruszki bardzo podobne – w smaku, kształcie i wielkości, do jadanych teraz, ale do naszych czasów nie dotrwała ani jedna taka odmiana, żadna z tych gruszek „aleksandryjskich”, „damasceńskich”, „krustumskich”, „pompejańskich”, „syryjskich” i innych – znamy tylko ich nazwy, jak targowiskowe etykietki na opróżnionych skrzynkach i koszach po owocach.
Agnieszka Papieska Artysta w rodzinie eskulapów
Flaubert nienawidził pospólstwa i mieszczańskiego groszoróbstwa; w państwie rządzonym przez tłum nie widział dla siebie miejsca. Najchętniej przyznałby sobie dwadzieścia kart do głosowania („Jestem wart dwudziestu wyborców z Croisset”). Wybiera zatem ustrój oparty na władzy jednostki, ale jego wybór jest pesymistyczny. Będąc pesymistą od dzieciństwa, właśnie dlatego utożsamia się z Cesarstwem.
Świadectwa Michaił Szyszkin „List do przyjaciela Ukraińca rok później”
Przed rokiem, gdy rosyjskie czołgi ruszyły w kierunku Kijowa, cały świat pytał w zdumieniu – dlaczego nie widać masowych protestów antywojennych w Rosji, dlaczego na ulice wychodzą tylko pojedyncze osoby? Wtedy tłumaczyłem to strachem. Milczenie jest rosyjską strategią przetrwania. [...] Puszkin wyraził ten aspekt naszego stylu życia w ostatnim wersie "Borysa Godunowa" słowami: „Lud trwa w milczeniu”. Lud trwał w milczeniu, gdy rozpoczęto agresję na Ukrainę. Lecz oto jesienią, gdy ogłoszono masową mobilizację i setki tysięcy Rosjan posłusznie szły zabijać Ukraińców i ginąć z ich rąk, tego nie można już wytłumaczyć strachem. To coś głębszego i straszniejszego.
poczta redakcyjna Fantazjano „Na poczcie”
Odszedłem na dwa kroki, by najbliższe minuty spędzić na kontemplowaniu kwitnącego w pobliżu krzaku forsycji – i te dwa kroki, Panie Redaktorze, wystarczyły, by pomiędzy moją osobą a drzwiami powstała przestrzeń, w którą nagle chytrym wślizgiem wepchnął się pewien rozchełstany obywatel, choć jeszcze przed sekundą nie było wokół mnie żywego ducha. Ów nowy klient poczty, egzemplarz o cwaniackiej powierzchności, z ryżym wąsikiem, z miejsca przykleił się do drzwi, a wyraz twarzy, Panie Redaktorze, miał przy tym bardzo z siebie zadowolony.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...