fbpx
HOME
Robert Papieski

Stawisko i Pławowice

W numerze 28. tygodnika „Do Rzeczy” ukazał się felieton Joanny Siedleckiej Pławowice i Stawisko, który wymaga komentarza.

W pierwszym akapicie autorka pisze, że nie tylko Stawisko udzielało podczas okupacji niemieckiej schronienia dla pisarzy, lecz także pałac w Pławowicach, należący do hrabiego i pisarza Ludwika Hieronima Morstina. Różnica między tymi miejscami polegała – zdaniem Siedleckiej – na tym, że Morstin pomagał z własnych pieniędzy, podczas gdy Iwaszkiewicz, „o czym się nie pisze, korzystał z funduszów delegatury rządu polskiego w Londynie, które również pisarzom przydzielał”.

Owszem, nie pisze się o tym, tak jak nie pisze się na przykład, że dwa plus dwa równa się piętnaście. Skąd zatem Iwaszkiewicz miał pieniądze podczas wojny? Autor Brzeziny wyjaśnia to w dwóch miejscach: w dzienniku pod datą 21 lipca 1944 oraz w szkicu Stawisko w czasie wojny, zamieszczonym w książce Walka o dobra kultury. Warszawa 1939–1945. Z wyjaśnień wynika, że jeszcze przed wojną jego żona była współwłaścicielką 40% całego nierozparcelowanego terenu Podkowy Leśnej. Za okupacji Iwaszkiewiczowie sprzedawali place i dzięki temu mieli „zawsze dostateczną ilość pieniędzy zarówno na utrzymanie domu, jak i na poratowanie ludzi, którzy tej pomocy potrzebowali”.

Co więc robił Iwaszkiewicz z pieniędzmi Delegatury Rządu Polskiego, skoro pomagał ludziom – podobnie jak Morstin – za swoje pieniądze? Pisze o tym Jerzy Andrzejewski w książce Gra z cieniem: „W roku 1941, z inicjatywy Stanisława Lorentza, pełniącego podówczas obowiązki dyrektora departamentu sztuki w Ministerstwie Szkolnictwa Krajowej Delegatury Rządu Polskiego w Londynie, powołane zostały «trójki» we wszystkich dziedzinach sztuki; «trójkę» literacką reprezentowali Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Dąbrowska oraz niżej podpisany. Miesięczne dotacje pieniężne, rzeczywiście stanowiące dla wielu pisarzy podstawę egzystencji, przekazywane były do kraju przez Londyn, a rozprowadzane regularnie aż do Powstania przez Iwaszkiewicza i przeze mnie. Po upadku Powstania – na Stawisku, w osobie Iwaszkiewicza, a w Zakopanem, dzięki mojemu kontaktowi z Józefem Zarembą i jego powiązaniom z Delegaturą, wznowiona została pomoc dla pisarzy, oczywiście daleka od poprzedniego zasięgu i porządku”.

Następnie Joanna Siedlecka kreśli powojenną, smutną historię pałacu w Pławowicach, który – przekazany przez Morstina krakowskiemu oddziałowi Związku Literatów, a potem będący własnością Skarbu Państwa – popadł w ruinę. Autorka krytykuje Iwaszkiewicza, że w sprawie Pławowic „nie kiwnął nawet palcem”. Kiwnął, i to już 12 września 1945, gdy jako świeżo wybrany prezes ZZLP pisał w liście do Tadeusza Kwiatkowskiego, ówczesnego sekretarza krakowskiego oddziału ZZLP: „Chciałem także pomówić z tobą w sprawach administracyjno-gospodarczych. Czy Staffowie na pewno zostają w Pławowicach i co słychać z węglem na zimę?”. Kwiatkowski odpowiedział: „Z Pławowicami jest bardzo trudna historia, nie wiemy, jak to będzie z węglem. Pławowice potrzebują go wiele, urzędy nie chcą dać – z chwilą zaś kiedy pałac będzie nieopalany, popękają urządzenia instalacyjno-wodociągowe, co pociągnie za sobą wielkie koszty. Proszę Pana więc o interwencję w Ministerstwie Przemysłu o węgiel”. 25 września zirytowany Iwaszkiewicz pisze do Kwiatkowskiego: „Co wy w tym Krakowie wyrabiacie! Nie dostałem pisma w sprawie węgla do Ministerstwa Aprowizacji, chociaż wymieniasz je w swoim liście. Co mam teraz zrobić? Nie wiem przecież, ani jaką ilość, ani gdzie ma przydzielić ministerstwo, a to sprawa pilna. Chociaż obawiam się, że w tej chwili beznadziejna wobec tego wielkiego deszczu, po którym dojazd do Pławowic będzie niemożliwy. Czy przyślesz mi to pismo, czy mam iść do Ministerstwa bez niego?” (listy, z których zaczerpnąłem cytaty, ukazały się w lutowym numerze „Twórczości” z tego roku).

A 17 czerwca 1946 w liście do Jerzego Andrzejewskiego, ówczesnego prezesa oddziału krakowskiego ZZLP, Iwaszkiewicz napisał: „Dostałeś zapewne list z oficjalną propozycją Ministerstwa Rolnictwa wydzierżawienia przez ZZLP stawów i pola w Pławowicach. Trzeba to będzie zrobić – chociaż stawy są zniszczone, ale chyba się znajdzie gdzieś jakiś kapitał na odnowienie gospodarstwa rybnego, trzeba też będzie poszukać w takim razie fachowca administratora, pomówię też o tym z Ludwikiem Morstinem, który jest w tej chwili w Warszawie. Myślę, że nie trzeba odrzucać tej sprawy, choć środków pieniężnych na rozpoczęcie gospodarki nie mamy”.

W latach 1945–48, gdy Pławowice podlegały ZZLP, a Iwaszkiewicz był prezesem Związku Literatów, mógł i próbował coś robić dla Pławowic, ale gdy pałac Morstina przeszedł na własność Skarbu Państwa, Iwaszkiewicz stracił wpływ na losy Pławowic. I nie miał tak dobrych relacji z Bierutem, jak sugeruje autorka, by liczyć na jego interwencję w sprawie Morstina. Gomułki Iwaszkiewicz nie cierpiał, zresztą z wzajemnością. Rzeczywiście dobre stosunki łączyły go z Gierkiem, ale to już nie miało żadnego znaczenia dla Morstina, który zmarł cztery lata przed dojściem Gierka do władzy.

Stawisko w latach okupacji

Joanna Siedlecka twierdzi, że Iwaszkiewicz nie zamierzał w niczym przeciwstawić się komunistom, bo nie zabrali mu Stawiska. Tak, nigdy nie przeciwstawił się ostro i otwarcie władzy, uprawiał z nią grę, by osiągnąć zamierzony cel dzięki prywatnym spotkaniom i rozmowom.

Autorka ma za złe pisarzowi, że nosił haftowaną czapeczkę po swoim teściu – daj Boże, żebyśmy wszyscy tak grzeszyli – i w tym samym zdaniu dorzuca, że unieszczęśliwił swoją żonę i wpędził ją w obłęd swoim aktywnym homoseksualizmem. Małżeństwo jest na ogół sumą szczęścia i nieszczęścia, toteż rozdzielenie pary tych pojęć jest zabiegiem chybionym i równie nieprawdziwe byłoby stwierdzenie, że Iwaszkiewicz swoją żonę uszczęśliwił; czasami dawał jej szczęście, czasami zaś przysparzał jej zgryzot – jak w każdym małżeństwie.

Nie dysponujemy orzeczeniem lekarskim, które by odsłoniło przyczyny schizofrenii Anny. Czy był to „aktywny homoseksualizm” jej męża? Wątpię, Iwaszkiewicz wyjawił Annie swoje preferencje seksualne przed ślubem. Należy zaś pamiętać o chorobie psychicznej ojca Anny, który popełnił samobójstwo; niewykluczone zatem, że Anna była dziedzicznie obciążona. Są to delikatne sprawy, których nie sposób wyjaśnić jednym arbitralnym sądem.

Joanna Siedlecka powiada, że Iwaszkiewicz „nie lubił hrabiów, takich jak Morstin”. Jak więc wyjaśnić jego przyjacielskie stosunki z hrabią Zygmuntem Mycielskim i serdeczne kontakty z królową Belgów Elżbietą, którą gościł w Stawisku 21 marca 1955? To tylko dwa pierwsze z brzegu przykłady.

A hrabiego Morstina Iwaszkiewicz lubił i cenił jego pisarstwo, o czym świadczy recenzja z książki Morstina Spotkania z ludźmi, opublikowana 23 lutego 1958 w „Życiu Warszawy”. Recenzja nosi tytuł Spotkania z Aniołem, a tym Aniołem jest w oczach Iwaszkiewicza Morstin. Na recenzję zareagowała Janina Morstinowa, po trosze w imieniu własnym, a częściowo w imieniu męża, pisząc 24 lutego 1958 list do Iwaszkiewicza, znajdujący się w stawiskim archiwum:

„Kochany Jarosławie, bardzo mnie ucieszyła Twoje recenzja o Spotkaniach Ludwisia – masz rację, Ludwiś jest nieprzebranej dobroci. Wdzięczna Ci jestem za przerwanie zmowy milczenia, która otacza Ludwisia od… tej najstraszliwszej krzywdy – wygnania z domu i ukochanej ziemi proszowickiej. Zdawałoby się, że koledzy i w ogóle wszyscy zechcą przyjąć tak zrównanego z nimi boleśnie wygnańca i poniekąd wynagrodzić mu sprawiedliwą oceną jego pracy – ja jedna może jako naturalny jego aliant wiem, ile spotkał od tego czasu nienawiści, ile lekceważenia, upokorzeń i zbywania niczym. I nagle Ty jeden wystąpiłeś tak jawnie, odważnie i tak ciepło. Bardzo, bardzo w dwojeśmy się wzruszyli – i widzisz, wywołałeś skargi moje, których nikt nigdy nie słyszy”.

Iwaszkiewicz wierzył, że sprzeczne idee są nie do pogodzenia, ale ludzie im hołdujący mogą żyć zgodnie. Kończę mój tekst w tym samym przeświadczeniu.

ROBERT PAPIESKI

Warto również przeczytać...