fbpx
HOME
Hugo von Hofmannsthal

Balzak

Kto zna jedno czy drugie jego dzieło, ten nie zna tego wielkiego autora. Inaczej niż w Fauście czy wierszach Goethego istota poetyckiego żywiołu Balzaka nie zawiera się w jakiejś jednej jego książce. Balzaka należy czytać szeroko i nie wymaga to osobliwego kunsztu. To najzwyklejsza lektura dla ludzi w najogólniejszym znaczeniu tego słowa obytych w świecie, od kancelisty adwokackiego czy subiekta do wielkiego pana. Dla ludzi w świecie obytych (mam tu na myśli mężczyzn wszelkiego stanu, polityków, wojskowych, komiwojażerów, kobiety z wyższej sfery i kobiety proste, duchownych, tych, co nie są ani literatami, ani pięknoduchami, i tych wszystkich, którzy czytają nie po to, aby się kształcić, lecz dla rozrywki) czytanie Goethego za każdym razem stanowi chyba pewien wysiłek, swojego rodzaju wydarzenie. W trudnych, zawiłych chwilach ich żywota Goethe najprawdopodobniej ich zawiedzie; Balzak zawsze okaże się przystępny. Nie mówię tu o stronie literackiej, każdy bowiem wiersz Goethego, na który padłoby ich spojrzenie, zawsze będzie czymś olśniewającym, jakąś muzyką duchów, jakimś czarodziejskim zaklęciem, gdy tymczasem, biorąc do ręki Balzaka, łatwo natkną się na trzy, cztery nudne, męczące kartki i to nie tylko na początku jakiejś opowieści, lecz najpewniej tam, gdzie właśnie otworzyliby książkę. Ale gdy tak będą machinalnie przebiegać wzrokiem te nic nieznaczące i raczej rozwlekłe stronice, zacznie działać na nich coś, czemu zawsze ulega prawdziwy czytelnik, czytelnik ożywiony ludzkim uczuciem, a mianowicie ogromna wyobraźnia autora, niezwykle konkretna, najbardziej twórcza i konkretna od czasów Szekspira. Na którejkolwiek stronicy otworzą książkę, trafiając na jakąś dygresję dotyczącą prawa wekslowego i praktyk lichwiarzy, na jakiś wywód o rządach legitymistycznych czy liberalnych, na opis wnętrza kuchni, sceny małżeńskiej, jakiejś twarzy lub spelunki, wszędzie poczują świat, substancję, tę samą, z której jest ukształtowane ich życie wewnętrzne. Do tych książek mogą przejść prosto ze swojego życia, od własnych trosk i kłopotów, awanturek miłosnych i spraw pieniężnych, interesów i pospolitych ambicji. Znałem finansistę, który po posiedzeniach i konferencjach natychmiast brał do ręki swojego Balzaka z tkwiącą w nim jako zakładka ostatnią cedułą giełdową, a także panią z towarzystwa, która, chcąc znów poczuć się sobą, wieczorem, po powrocie z przyjęcia lub pożegnawszy swoich gości, czytała Stracone złudzenia albo Starą pannę, twierdząc, że to jedyna lektura tak mocna i czysta, że można nią leczyć wyobraźnię z gwałtownej i wyniszczającej gorączki próżności i wszystko, co światowe, sprowadzić do właściwego wymiaru ludzkiego. I zadaję sobie pytanie, czy jakikolwiek inny wielki autor spośród tych, co liczą się w naszym życiu duchowym, choćby nawet Szekspir, mógłby współzawodniczyć z Balzakiem w umiejętności wnikania w życie ludzkie, leczenia podobnego podobnym, pokonywania rzeczywistości wyższą od niej rzeczywistością demoniczną. Nie każdy jednak potrafi tak czytać Szekspira, jak dawne pokolenia czytały starożytnych, czytać go tak, aby wyczytać z niego pełnię życia, czytać go z perspektywy życia, zaspokajając swoją żądzę wiedzy. Nie każdy potrafi tak wysilić swoją wyobraźnię, aby pokonać odległość trzech stuleci, przeniknąć wszystkie zasłony wspaniałej, ale z gruntu obcej epoki i dostrzec za nimi jedynie odwieczny kołowrót ludzkich uczynków i cierpień. Nie każdy, bez pomocy aktora, bez szczególnego daru naśladowczej wyobraźni, potrafi z najbardziej zwartego skrótu, jakiego kiedykolwiek dokonano, ponownie odtworzyć obraz świata tak rozległy, że odnajduje w nim siebie i owe po wielekroć splątane nici istnienia, z którym zetknięcie kształtuje jego własną rzeczywistość.

[…] Tylko niewielu spośród jego niezliczonych czytelników wie coś o jego życiu. Literaci znają kilka o nim anegdotek, które nie byłyby dla nikogo zajmujące, gdyby nie dotyczyły autora Komedii ludzkiej, a jego korespondencja z pewną osobą nie zawiera właściwie nic poza sprawozdaniami z nieustannej gigantycznej pracy, niemającej sobie równej w dziedzinie literatury. To, że owe niekończące się sprawozdania potrafimy czytać z takim samym zainteresowaniem jak jakiś komunikat z kampanii napoleońskiej, w którym mowa o Austerlitz, Wagram czy Jenie, najdobitniej świadczy o przemożnej mocy jego dzieł. Czytelnicy nie znają Balzaka, znają tylko jego dzieła. Mówią: Jaszczur, i przypominają sobie jakiś sen na jawie, jakieś fantastyczne zdarzenie, a nie dzieło poety, myślą o ojcu Goriot i jego córkach i nie pamiętają, jak nazywa się autor. Skoro raz weszli w jego świat, dziewięćdziesięciu na stu będzie tam wciąż wracać po pięciu, dziesięciu czy dwudziestu latach. Walter Scott, którego niegdyś z zachwytem czytali mężczyźni, stał się lekturą dla chłopców. Balzak zawsze (albo przez dłuższy czas, kto bowiem może powiedzieć: zawsze) będzie czytany bez względu na wiek, zarówno przez mężczyzn, jak kobiety. Opowieści o wojnach i przygodach, Szuanie, Czerwona oberża, El Verdugo, zajmą w wyobraźni szesnastolatków to samo miejsce, co historie o Indianach lub przygody kapitana Cooka; przeżycia Lucjana de Rubempré i Rastignaka to lektura młodych mężczyzn; Lilia w dolinie, Savarus, Modesta Mignon – młodych kobiet; mężczyźni i kobiety koło czterdziestki, dojrzali, a jeszcze niedotknięci ubóstwem, zatrzymają się przy tym, co najdojrzalsze, a mianowicie przy Kuzynce Bietce, książce wspaniałej, której, choć mowa w niej niemal tylko o sprawach haniebnych, żałosnych i okropnych, nie sposób nazwać ponurą, tryska bowiem ogniem, życiem i mądrością, przy Starej pannie, gdzie wyższa nad wszelkie pochwały wyrazistość postaci łączy się z najgłębszą mądrością życiową, a wszystko to cechuje zwięzłość, jasność, słodycz i pogoda, książce pod każdym względem niezrównanej i gdyby jej autor nic prócz niej nie napisał, już by nią sobie zasłużył na sławę u wielu następnych pokoleń. Słyszałem, jak pewien starszy pan wychwalał Powiastki ucieszne i jak inny starszy pan mówił z przejęciem o historii Cezara Birotteau, dzielnego człowieka, który z roku na rok, od bilansu do bilansu, od zaszczytu do zaszczytu, nieustannie pnie się ku górze. A jeśli byli tacy, co z Wilhelma Meistra wycinali Wyznania pięknej duszy i resztę rzucali w ogień, musiał też być z pewnością ktoś, kto, szukając książki, w której mógłby znaleźć pocieszenie, z całej Komedii ludzkiej wybrał Serafitę, i był to może ów nieznajomy, co przecisnął się do Balzaka w jednej z wiedeńskich sal koncertowych, aby ucałować dłoń, która napisała Serafitę.

Z całości życia każdy znajdzie tu tyle, ile ma go w sobie. Im bogatsze ma doświadczenie, im śmielszą wyobraźnię, tym bliższe staną mu się te książki. Tu nikt niczego nie musi się wyrzekać. Tu w grę wchodzą wszystkie jego wzruszenia, choćby były nieczyste. Tu każdy znajduje swój własny świat wewnętrzny i zewnętrzny, tyle że bardziej zwarty, niezwykły, rozświetlony od środka. Tu są moce, które nim powodują, i hamulce, które go powstrzymują. Są tu choroby duszy, żądze, niemal absurdalne pragnienia, pożerająca próżność; są tu wszystkie demony, które się w nas kłębią. Przede wszystkim jest tu wielkie miasto, do którego przywykliśmy, albo prowincja z jej szczególnym stosunkiem względem wielkiego miasta. Jest tu pieniądz, przerażająca potęga pieniądza, filozofia pieniądza uosobiona w postaciach, mit pieniądza. Są tu rozmaite warstwy społeczne, ugrupowania polityczne, które mniej lub bardziej są takie same jak nasze dzisiejsze, jest tu gorączka kariery, gorączka zysku, upojenie pracą, samotne tajemnice artysty, wynalazcy, wszystko aż do żałosnych niedoli małomieszczańskiego życia, kłopotów finansowych, zniszczonych ciągłym czyszczeniem rękawiczek i plotek służby.

[…] Oto świat, gdzie roi się od postaci. Nie ma wśród nich ani jednej, która, choć zakrojona na tak wielką miarę i sama w sobie tak doskonała, mogłaby, oddzielona od swojego tła, istnieć sama przez się w nieprzemijającej doskonałości swojego gestu jak Don Kichot, król Lir czy Odyseusz. Materia jest tu bardziej krucha, a wizja nie ma owej promiennej jasności, aby mogły z nich powstać postaci modelowane w na wskroś czystym, mocnym blasku, jak Achilles Homera, Nauzykaja, lub w najsubtelniejszym półcieniu, jak Mignon i Otylia. Wszystko się z sobą łączy, wszystko jest współzależne. Z dzieła Balzaka, podobnie jak z obrazu Rembrandta czy Delacroix, nie sposób wyrwać jakiegoś pojedynczego szczegółu. Tu, jak tam, wspaniałość polega na zdumiewającym bogactwie wartości tonalnych, które ku górze i ku dołowi, infinitis modis, jak sama natura, tworzą pełną ich skalę. Tamte postaci zdają się stąpać swobodnie niczym bogowie: jak mogły się zrodzić, to nieprzenikniona tajemnica; te, tutaj, są pojedynczymi nutami jakiejś tytanicznej symfonii.

HUGO VON HOFMANNSTHAL

Tłum. Paweł Hertz

Fragment szkicu Hugo von Hofmannsthala z tomu: „Księga przyjaciół i szkice wybrane”, Warszawa, Próby, 2023.

Warto również przeczytać...