fbpx
HOME
Agnieszka Papieska

Zakład Todorova

Pierwszy pakt zaproponował szatan Chrystusowi. W XV wieku kuszącą ofertę ponowił Mefistofeles wobec Fausta. Trzeci pakt, zawarty w tym samym czasie, miał charakter wyjątkowo podstępny, o jego istnieniu bowiem dowiedziano się, kiedy wszedł już w życie. Kontrahent, czyli człowiek nowożytny, miał uwierzyć, że po kolejne zdobycze sięga dzięki własnemu wysiłkowi; że za sprawą zdobytej właśnie wolności staje się nie tylko panem własnego losu, ale także sędzią uprawnionym do rozstrzygania, co jest dobre a co złe. Nie wiedział, że za tę wolność przyjdzie mu zapłacić.

Taki jest punkt wyjścia rozważań Tzvetana Todorova w dziele Ogród niedoskonały. Myśl humanistyczna we Francji, przełożonym z języka francuskiego przez Hannę Abramowicz i Jana Marię Kłoczowskiego (Warszawa, Czytelnik, 2003). Książkę będącą połączeniem rozprawy z dziedziny historii myśli z błyskotliwym esejem czyta się z fascynacją, co jest rzadkie w przypadku rozpraw, ale charakterystyczne dla tekstów, które wyszły spod pióra francuskiego pisarza i teoretyka literatury, wykładowcy Uniwersytetu Yale, urodzonego przed osiemdziesięciu pięciu laty w Sofii, a zmarłego w Paryżu w roku 2017. Czynnikiem dodatkowo wzmagającym uwagę czytelnika jest to, że – jeśli rzeczywiście istnieje układ z diabłem – każdy, kto partycypuje w rozkoszach płynących z wolności, spotka się pewnego dnia z roszczeniami infernalnego egzekutora. Jaka jest cena? Najpierw porzucenie Boga, później osłabienie więzi rodzinnych i społecznych, w końcu dezintegracja własnego „ja”. Z chwilą ujawnienia kontraktu intelektualiści podzielili się na kilka istniejących do dziś odłamów różniących się reakcją na wezwanie do uregulowania rachunku. Autor nazywa je rodzinami: konserwatystów, scjentystów, indywidualistów i humanistów.

Rodzina konserwatystów – traktując poważnie zagrożenie płynące z paktu – rezygnuje z wolności, przedkładając ponad nią posłuszeństwo grupie, tradycji i religii; rodzina scjentystów odrzuca pretensje diabła, negując istnienie wolności w świecie zdeterminowanym przez prawa biologii i historii; dla indywidualistów natomiast zanik wspólnych wartości, więzi społecznych i spójnego „ja” nie jest bynajmniej stratą, tylko kolejnym, zadowalającym stopniem na drodze do wyzwolenia. Ostatnia z wielkich rodzin, humaniści, uważając wolność za równie cenną jak inne wartości, chce się nią cieszyć, nie płacąc ceny, jaką wyznaczył handlarz z piekła rodem. Pytanie, czy ten zamiar może się udać, towarzyszy lekturze Ogrodu niedoskonałego. Lekturze pasjonującej i niespokojnej, jako że odpowiedź na to pytanie ma znaczenie rozstrzygające.

Todorov, opowiedziawszy się już na wstępie po stronie humanistów, ich właśnie, a dokładniej – sformułowaną przez nich koncepcję wolności, czyni przedmiotem swoich poznawczych poszukiwań. Pomocą w tym przedsięwzięciu służą mu przede wszystkim pisma Montaigne’a, Rousseau oraz Benjamina Constanta. W pierwszej kolejności podejmuje próbę wyjaśnienia, dlaczego w przekonaniu humanistów wolność stanowi cechę wyróżniającą nowożytnego człowieka, następnie skupia uwagę na zagrożeniach dla życia społecznego, przywołując w tym celu humanistyczne koncepcje społeczeństwa i samotności, miłości i przyjaźni. Rozważania zamyka analiza kwestii wartości w świecie, w którym Bóg przestał być ich źródłem i poręczycielem.

Czy chcąc pozostać wolnymi, nie narażamy się na odcięcie od wspólnoty, z której pochodzimy? Czy samotność nie jest konieczną zapłatą za naszą autonomię? Czy w świecie nowożytnym jest jeszcze miejsce dla miłości, czy już tylko dla relacji wynikających z umów? Na te pytania, powiada Todorov, musi dać odpowiedź obrońca wolności, „jeśli nie chce pogodzić się z faktem, że przy dobijaniu targu zostaliśmy oszukani”. Pierwszą wspólnotą, jaką poznaje człowiek, jest rodzina. Dla ukazania, że humaniści nie przeceniali jej wartości, Todorov przywołuje pisma Montaigne’a, w których autor wyznaje, że przyjaźnie pochodzące z wyboru ceni bardziej od relacji narzuconych przez więzy krwi. Pozostaje w zgodzie z tą zasadą, gdy stwierdza, że własne dzieci nie są mu tak drogie jak przyjaciele czy książki. Podejrzliwość Montaigne’a wobec przywiązania do własnego potomstwa wynika z tego, iż tym uczuciem nie rządzi wola, lecz instynkt, który ludzie dzielą ze zwierzętami. Okrutnie mogą brzmieć słowa Montaigne’a, szczególnie w uszach konserwatystów, jednak analiza Todorova pokazuje, że osłabienie więzów krwi wcale nie musi przywieść człowieka do samotności, przeciwnie – relacje nawiązane z wyboru tym silniej, bo świadomie, zakorzeniają jednostkę w rodzinie ludzkiej.

Nie mniej istotna od autonomii uczuć jest autonomia intelektu. Wszelka działalność umysłowa – głosili humaniści – winna wyzwolić się spod presji tradycji i oprzeć na własnych siłach (Gombrowicz, który określał siebie mianem „Montaigne’a w miniaturze”, formułował ten postulat w sposób bardziej dobitny, powiadając, że woli własną głupotę od cudzej mądrości). Jednakże decydującym krokiem ku nowożytności było uznanie, że dobro nie jest owocem zesłanym przez Boga, lecz skutkiem aktu woli człowieka. Rzecz jasna, humaniści nie postradali rozumu, by utrzymywać, że człowiek jest jedynym panem samego siebie: „Humaniści nie głoszą wszechmocy człowieka, nie godzą się jednak na wszechmoc Boga lub natury. Ich zdaniem, obok tego, co z góry dane, jest miejsce – i to miejsce niepoślednie – na to, co dyktuje nam wola”. Bluźnierstwo! – zakrzyknęliby konserwatyści, utrzymujący za św. Pawłem, że człowiek jest w rękach Boga niczym glina w rękach garncarza. Skoro tak – odpowiedzieliby humaniści z Erazmem na czele – do czego potrzebny byłby człowiek? Ciekawe, co powiedziałby autor Pochwały głupoty, gdyby się dowiedział, że za prekursorów humanizmu Todorov uważał m.in. heretyków, czyli – ujmując rzecz etymologicznie – „tych, którzy wybierają”.

W możliwości wyboru leży godność człowieka – powtarzają humaniści wszystkich czasów, nie żywiąc przy tym przesadnego wyobrażenia o ludzkich zdolnościach. „Ludziom trzeba pozwolić na kierowanie własnymi sprawami nie dlatego, że są dobrzy lub inteligentni (bo nie są) – podsumowuje Todorov – lecz dlatego, że nikt tego za nich nie zrobi. Rozum jest słaby i zawodny, lecz mimo wszystko wart jest więcej niż ślepe posłuszeństwo wobec tradycji”. Propozycja humanistów przypomina zakład Pascala, choć stopień ryzyka jest w niej nieporównywalnie większy. Jeśli przyjąć, że gra toczy się o najwyższą stawkę, pytanie o cenę wolności stanie w całej swojej grozie.

AGNIESZKA PAPIESKA

Warto również przeczytać...