fbpx
HOME
poczta redakcyjna

Pierwszy sonet

Drogi Panie Redaktorze,

Poeci z prawdziwego zdarzenia nigdy nie mówią w towarzystwie o swoim métier. Cena prawienia banałów nie jest dla nich za wysoka, byle tylko nie dać profanom fałszywej satysfakcji, byle nie narazić się na ich kłopotliwe i wścibskie pytania. Zawsze podziwiałem zwinność, z jaką Fantazjano lawiruje w towarzystwie, aby uchylić się od rozmowy z osobnikami niedyskretnymi. Jeżeli cieszę się jego sympatią, to dlatego, że nigdy nie pytam go, co pisze, a jeżeli nie pisze, to jaka jest przyczyna akrybii. Jakie honorarium zapłacili panu za ostatni tomik? Dlaczego nie dostał pan Nagrody Minerwy, skoro w jury zasiadało dwoje pana przyjaciół? Takie pytania kompromitują dożywotnio. Tym bardziej nie zdradziłem Fantazjanowi własnej przygody z poezją. Zresztą, czy była to przygoda? Niech Pan sam osądzi.

Pewnego poranka w znanej już Panu tyrolskiej miejscowości Mariahilfe napisałem sonet poświęcony mojej przyjaciółce Felice. Pierwsza kwartyna poświęcona była jej uśmiechowi, druga gustowi, pierwsza tercyna urodzie, ostatnia w mistrzowski sposób ukazywała Felice przypinającą narty. Zbliżały się jej urodziny i postanowiłem wraz z prezentem, białym pulowerem, podarować Felice numer gazety z moim sonetem. Przeczytałem go Marii Teresie, która zachwyciła się wierszem. Powiedziała, że w Innsbrucku nikt nie zna się na poezji i nawet do tego nie aspiruje. Przyjęto aksjomat, że o tym, co jest poezją, decyduje Wiedeń. Jeżeli jednak wpłacę na konto jednej z gazet przekonującą sumę, to sonet zostanie zamieszczony.

W Mariahilfe nie wychodziła oczywiście żadna gazeta, bo i po co. Mieszkańcy tego miasteczka są ludźmi głęboko sceptycznymi, niezdolnymi tolerować żargon dziennikarski pełen błędów językowych i blagi. Obydwa te zjawiska kwitną dziś w internecie i doprawdy nie wiem, jak sobie z tym radzą mieszkańcy Mariahilfe. Może zresztą nowe pokolenie porzuciło sceptycyzm, nie widząc dla niego żadnego zastosowania w XXI wieku. Ale już w Innsbrucku kwitła żurnalistyka, ukazywały się dwie gazety i tygodnik, których personel dziennikarski trzymał rękę na pulsie bujnego życia tego alpejskiego miasta.

Łatwiej było napisać sonet niż zgromadzić kwotę, która by mu pozwoliła ujrzeć światło dzienne na łamach jednej z dwóch gazet: „Guten Tag. Die Neusten Nachrichten aus der Alpen” względnie „Frost und Schnee. Der Alpenkurier”. Proszenie rodziców o pieniądze było bezcelowe. W kolejnych listach wzywali mnie do powrotu, nazywali utracjuszem i kobieciarzem i grozili zamknięciem w dyscyplinującym zakładzie wychowawczym w Wiener Neustadt. Od miesiąca żyłem za pożyczone pieniądze. I tym razem udało mi się znaleźć życzliwą duszę, którą okazała się Maria Teresa. Zaraz wpłaciłem sto dwadzieścia szylingów na konto „Frost und Schnee. Der Alpenkurier”, a sonet wysłałem listem poleconym.

Nisa Villers (1774-1821), „Autoportret artystki zawiązującej bucik”, Luwr

Urodziny Felice obchodziliśmy w Tiroler Konditorei. Gazeta przychodziła z popołudniową pocztą z Innsbrucku. Biały pulower bardzo Felice przypadł do gustu, ale przede wszystkim stawiałem na wiersz, bo pulower można kupić w każdym sklepie z pulowerami, a sonetów w żadnym sklepie nie sprzedają. Sonet trzeba napisać samemu. O ile rzecz jasna ma się talent. Wreszcie przed werandę, na której siedzieliśmy, zajechał fiakier z pocztą i po chwili Maria Teresa wręczyła mi sobotnie wydanie „Frost und Schnee. Der Alpenkurier”. Personel Tiroler Konditorei stanął nieopodal naszego stolika, aby nagrodzić brawami mój debiut poetycki. Nie spodziewałem się sonetu na pierwszej stronie, gdzie królowała prognoza pogody, ale drugiej strony byłem już pewien. Wiersza nie było jednak ani na drugiej, ani na trzeciej stronie. Więc nie zdążyli zamieścić! Gazeta wypadła mi z rąk. Podniosła ją Maria Teresa i przebiegła wzrokiem czwartą, ostatnią stronę, którą wypełniały ogłoszenia drobne.

– Jest! – wykrzyknęła, a wszyscy prócz mnie dali wyraz swojej radości. Barmanka, szatniarz i kelner tłumaczyli gościom, którzy podeszli do nas, że właśnie debiutowałem jako poeta. Jakiś pyknik w tyrolskim kapeluszu zaczął mnie klepać po plecach, vice-komendant straży pożarnej przyniósł mi i Felice butelkę Veuve Clicquot w srebrnym wiaderku z lodem. Maria Teresa przeczytała tekst, który jednak skurczył się do dwóch zwrotek, pierwszej i ostatniej. Niestety, widniało pod nimi moje imię i nazwisko. Zostałem ośmieszony. Ukryłem twarz w dłoniach w nadziei, że zaraz umrę. Felice wybiegła z sali. Inni oddalili się do swoich stolików i zajęć.

– Pójdę uspokoić biedną Felice – powiedziała Maria Teresa. Chciałem odpowiedzieć, że to ja jestem biedny i sponiewierany, ale i tak by tego nikt nie usłyszał, bo wokół mnie zrobiło się pusto. Chciałem się napić szampana, ale vice-komendant straży pożarnej zabrał srebrne wiaderko z butelką Veuve Clicquot ze sobą. Od kogo ja teraz będę pożyczał pieniądze, przemknęło mi przez myśl. Nie będą ci, synu, potrzebne, powiedział ktoś w mojej głowie. W zakładzie dyscyplinującym dla młodzieży męskiej w Wiener Neustadt będziesz miał zapewniony wikt i opierunek. Pakuj się, chłopcze, i porannym pociągiem wracaj do domu.

– Nie! – odpowiedziałem ze stanowczością, na którą jeszcze chwilę temu nie było mnie stać. – Długo mnie nie zobaczycie, o ile w ogóle kiedykolwiek. Precz z kuratelą rodziny, precz z Wiedniem, wywieszam czarną flagę anarchii.

Przyszło mi na myśl, że uciekać w towarzystwie byłoby przyjemniej. Jeżeli Felice zabraknie odwagi, zabiorę ze sobą Marię Teresę. Zawsze czułem do niej coś więcej niż sympatię.

Pozdrawiam Pana

Czytelnik

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek