fbpx
HOME
Henryk Urbanek

Tadeusz

Czy skończoność życia odbiera mu jego sens? Wiemy już, że wartości nie są wieczne. Rozpadają się gdy szukamy dla nich wieczności. Czy te „zrośnięte z osobą ludzką wygasają razem z nią”? Czy wartością w ogóle jest nasze człowieczeństwo? A jeśli jest, to skąd tyle mocy w „fenomenie obojętności świata”? Skąd tyle w nas źródeł cierpienia? „W bólu fizycznym zostaję porzucony przez ciało, którym jestem, przestaję nim być i staję się doświadczeniem tego ciała, tj. cierpieniem właśnie”. Tadeuszowi Bradeckiemu i to nie zostało oszczędzone…

Naprawdę płakałem, gdy przeczytałem o jego śmierci. Nie byłem w stanie mówić. Tylko płakałem… Tadeuszowi zawdzięczam, że zniosło mnie w stronę literatury. Siedziałem z nim w jednej ławce najpierw przez trzy końcowe lata szkoły podstawowej, potem przez pierwsze trzy liceum. Nudził się w szkole okropnie, więc zawsze przynosił książki odległe od kanonu lektur obowiązkowych. Czytał je pod ławką maskując torbą. A ponieważ ja też się nudziłem, to mu czasami te książki zabierałem. I też czytałem. Więc wkrótce zaczął przynosić dwie książki – jedną dla siebie, drugą dla mnie. Potem się wymienialiśmy. Przeczytałem w ten sposób mnóstwo literatury amerykańskiej, którą akurat przetłumaczono na polski. J. D. Salinger, Carson McCullers, Truman Capote, John Steinbeck, William Faulkner, James Baldwin, Kurt Vonnegut, Saul Bellow…

Wcześniej, jeszcze w podstawówce, najpierw spisywaliśmy wszystkie dostępne w radio listy przebojów, a potem prowadziliśmy listy własne, zapisując fonetycznie tytuły angielskich piosenek. Mam taki zeszyt do dzisiaj, zabawnie wyglądają niektóre tytuły, na więcej nie pozwalała nam ówczesna znajomość angielskiego. Cała zabawa skończyła się w roku 1969, gdy obaj dostaliśmy się do klasy sportowej zabrzańskiego Liceum im. Włodzimierza Iljicza Lenina. Ale gdy zaczynaliśmy dwa lata wcześniej, Beatlesi wprowadzali na listy przebojów swoje piosenki. Get back, Ob-La-Di, Ob-La-Da, Lady Madonna, I Am the Walrus, While My Guitar Gentle Weeps, Here Comes the Sun… Może dlatego płakałem…

Potem kilka razy nocowałem u niego w Krakowie, na początku moich studiów na reżyserii w Katowicach i jego w Krakowie. Był już sławnym aktorem Starego Teatru, zagrał kilka głównych ról w filmach Krzysztofów – Zanussiego i Kieślowskiego, miał mieszkanie w bloku „na Czyżynach”, jak się mówiło, rozpoczął studia na reżyserii teatralnej. Pomagał mi znaleźć aktorów do moich pierwszych prac studenckich, w adaptacji Stachury zagrał jego kolega Andrzej Hudziak (też już świętej pamięci), w adaptacji opowiadania Andrzejewskiego sam zagrał…

Potem szybko zaczął być wybitnym, coraz wybitniejszym reżyserem teatralnym… Po latach dość obcesowo potraktował mnie jako dyrektor Teatru Śląskiego, trochę było mi przykro i właściwie nasza rozmowa stała się dużo trudniejsza. Ale podczas ostatniego spotkania klasowego wróciła na dawne tory, podarowałem mu swoje pierwsze dwie książki. Nie wiem, czy do nich zajrzał… Z radia wiedziałem, że kilka lat temu robił w Warszawie Hamleta z młodymi ludźmi, czasami w różnych polskich serialach grywał starych, mądrych profesorów lub prawników walczących o praworządność…

Na wieść o jego śmierci zagrałem Requiem Brucknera, cudowna muzyka na smutny czas. Sándor Márai pisał w zakończeniu Księgi ziół: „Z ostatnim tchnieniem podziękuję losowi, że byłem człowiekiem i iskra rozumu świeciła także w mojej mrocznej duszy. Widziałem ziemię, niebo, pory roku. Poznałem miłość, ułamki prawdy, żądze i rozczarowania. Żyłem na ziemi i powoli nabierałem wewnętrznej pogody. Pewnego dnia umrę: i to także jest cudownie zwyczajne i proste! Czy mogło zdarzyć się ze mną coś innego, lepszego, doskonalszego? Nie mogło. Przeżyłem coś największego i najwspanialszego, los człowieka. Nie mogło mi się przydarzyć nic innego i nic lepszego”.

HENRYK URBANEK

Warto również przeczytać...