fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jakub Dolatowski „Na wierzbach nasze skrzypce”
Narysowałem przed laty, dla prof. Kazimierza Browicza, do jakiegoś jego studium botanicznego, gałązki, liście i owoce topoli eufrackiej, Populus euphratica. Tego drzewa – rośnie nie tylko w Arabii, o czym mówi nazwa, ale znacznie szerzej, od północnej Afryki, przez środkową Azję i Himalaje, po Mongolię – z natury nie znałem i nie znam po dziś dzień. [...] Poruszyła mnie szczególnie praca nad tym arkuszem, z początku z powodu samej elegancji rośliny, o liściach tak zmiennych, przyjmujących dwa skrajnie różne kształty, wąziutkie na gałązkach młodych, a szerokie i grubo zębate na gałązkach, które rodzą kwiaty i owoce (coś podobnego, „heterofylię”, znamy u wielu roślin, choćby u bluszczu), a później, gdy zacząłem czytać o tym drzewie i przeglądać źródła, także dla historii, dla powodu, który sprawił, że ta topola, ale jako wierzba!, trafiła do Psalmu 136 (2).
Jakub Dolatowski „Open-arse”
Nieszpułka o dużych owocach [...] to jedyne owocowe drzewo – choć może trzeba by do tego dorzucić jedną czy drugą odmianę pigwy? – nieprzerwanie mnożone od tysięcy lat [...]. Krzew, przy którym krzątam się rok w rok w ogrodzie, jest po prostu tym samym ciałem, ściśle tą samą rośliną, przy której krzątali się perscy, syryjscy, greccy i rzymscy ogrodnicy. To jedyne więc takie drzewo, bo w starożytności nie było jeszcze, z czego jakoś nie zdajemy sobie sprawy, jabłek w takiej postaci, pod jaką znamy je dzisiaj, dużych i krągłych, wypełniających ciężarem całą dłoń, a choć były już gruszki bardzo podobne – w smaku, kształcie i wielkości, do jadanych teraz, ale do naszych czasów nie dotrwała ani jedna taka odmiana, żadna z tych gruszek „aleksandryjskich”, „damasceńskich”, „krustumskich”, „pompejańskich”, „syryjskich” i innych – znamy tylko ich nazwy, jak targowiskowe etykietki na opróżnionych skrzynkach i koszach po owocach.
Jakub Dolatowski Zimowe kalinki małych Poleszuków
Kalina „z liściem szerokiem”, którą tak trafnie, jakby byli geobotanikami, opisują poeci. Teofil Lenartowicz widział ją gdy „nad modrym w gaju rosła potokiem”, a dawny pieśniarz z galicyjskiej wioski stawiał naprzeciw siebie, w dialogu dwu kwiecistych krzewów, różę, z wygrzanego słońcem pagórka, i właśnie kalinę, z podmokłych łąk, brzegów łęgów i rowów – „ty pójdziesz górą, a ja doliną / ty zakwitniesz różą, a ja kaliną”, z miejsc, gdzie objawia się białymi kwiatami w maju.
Jakub Dolatowski Zamieć oślepiająca
To jest „zamieć oślepiająca”, „solowy koncert w zimnej pustej sali” z Herbertowskiej "Tarniny". Kwitnienie tych przyziemnych, niesadzonych przecież ręką człowieka, dzikich tarninowych sadów wypada bardzo wcześnie, po prostu – aż do zatraty wcześnie, w czas przenikliwego ziąbu i częstych nawrotów zimy.
Jakub Dolatowski O Tadeuszu Peiperze, prawie nic
Tadeusz Peiper często wędrował chodnikami tutejszych osiedli, krążył wśród bloków. Przypominam tu tylko, nie znając jego pism i nie rozumiejąc jego poezji, sylwetkę pisarza – zgarbiona, drobna postać, jakaś asymetryczna, przez cały rok w tym samym odzieniu, w nisko na czoło nasuniętym kapeluszu, spod którego sterczały zupełnie siwe włosy, w znoszonym paltocie przewiązanym chyba rzemykiem, no i zawsze w mocno schodzonych trampkach. Chodził w milczeniu, choć widywałem, jak przystawał przy kiosku „Ruchu” na skrzyżowaniu Łowickiej i Dąbrowskiego – może chciał coś kupić, a może po prostu porozmawiać z kioskarką? Nas, dzieci, pytał czasem, gdy mijał bawiącą się czeredę, o godzinę, i to właśnie zapamiętałem wyraziście, kilka słów pisarza, to cicho wymawiane zapytanie – „która tam godzina?”.
Jakub Dolatowski Mchy na brzegu
W polszczyźnie – choć wcale nie tylko w naszym języku – „platan” i „jawor” grają od wieków nomenklatoryczne qui-pro-quo, uczestniczył w tym i Mickiewicz, zapalony naturalista amator. Gdy czytamy stare teksty, także i my bierzemy udział w tej językowej ciuciubabce, nie od razu zorientowani, o jakim drzewie mowa, co jest czym?
Jakub Dolatowski Róże bez Eizyków    
Wśród tych, którzy mieli do czynienia z ogrodami i parkami, albo w ogóle byli blisko roślin ogrodowych, mawiało się: „róże od Eizyka”. To był symbol jakości, różana „najwyższa półka”, coś jak pączki od Bliklego czy wódka od Baczewskiego. Kutnowskie ogrodnictwo braci Eizyk, Katriela i Arona, ich szkółki (zasadniczo były to bowiem tylko szkółki róż, tym właśnie zajmowali się z pasją i, z upływem lat, na wielką skalę), nie miały sobie równych w całym kraju, zresztą były znane daleko szerzej niż w Polsce.
Jakub Dolatowski Wiązy „od ognia”
To były wiązy sadzone „od ognia”, drzewa przeciwpożarowe – innego gatunku niż te, które malował Constable, no bo tutaj u nas, to są wiązy szypułkowe (Ulmus laevis) – sadzone po jednym lub po kilka w obejściu, by ich wysokie, gęste i nabite liśćmi korony zatrzymywały, w razie co, niesione wiatrem, płonące fragmenty poszycia dachów, by pożar nie strawił całej wsi.
Jakub Dolatowski Drzeworyt sztorcowy, grusze polne
Jest wiele grusz polnych i jazda, zwłaszcza spokojna jazda pociągiem osobowym, gdy możemy sobie do woli kartkować krajobraz za oknem, ukazuje nam ich dziesiątki. To są drzewa nie leśne, jak dzikie jabłonki, „płonki”, a drzewa otwartych przestrzeni, typowe „arbres de plein vent”, takie mickiewiczowskie grusze siedzące na miedzach, o koronach z wiekiem coraz gęstszych, jakby były nienasycenie żądne przestrzeni i zagarniały ją w siebie samą, ściągając w głąb korony coraz to liczniejszymi sękatymi skupieniami króciutkich pędów. I nic, poza tarniną, nie może się u nas równać z widokiem kwitnącej gruszy polnej, z tym wysyconym do granic – skupieniem uderzającej bieli.
Jakub Dolatowski Lejb (Lew) Pawe
Po Lejbie Pawem i jego rodzinie, po ich domu, pracy, przyjaźniach, codzienności, po tym wszystkim – nie zostało nic, bo to właśnie jest Zagłada. To, co udało mi się odszukać, dałem ostatnio do "Słownika botaników polskich" [...]. Niestety, o wiele więcej w tym słownikowym haśle informacji o samej książce niż o jej autorze. Jedyne, czego możemy być jako tako pewni, to imię Pawego: Lejb czyli Lew, zrazu zatarte przez trzebicieli ludów, ale odzyskane, „a to, co posiada imię własne, nie jest zdolne zniknąć bez reszty”.
Autorzy