fbpx
HOME
Jakub Dolatowski

Bez turecki pachnie miło, słowik śpiewa w gaju

To Teofil Lenartowicz. Pisał o bzie czyli o lilaku, że „turecki”, bo tak go dawniej zwano. Teraz ta nazwa to już anachronizm, nikt o nim tak nie powie, nikt by nawet takiej nazwy nie zrozumiał. Tu wyjaśnienie: dwa zupełnie różne krzewy zwiemy „bzami”, jeden rodzimy – o czerwcowych, białych, duszących kwiatkach w płaskich „talerzach” i o liściach z kilku piłkowanych listków, ale T. L. pisał nie o nim, a o tym drugim, obcym choć już wszędzie od dawna zadomowionym – kwitnącym w maju gęstymi stożkami lila kwiatów, o liściach sercowatych i gładkobrzegich. Bez turecki ma mocne, grube gałązki, które ptaszek, tak zapamiętały w pieśni, może mocno objąć palcami: co rok słucham słowika właśnie ze starego szpaleru wiejskich lilaków.

Bez turecki to jedna z tych ogrodowych roślin, obok hiacyntów, jaśminowców, tulipanów, pigwy czy kasztanowca, które szły do nas z Bałkanów, z Orientu, z ogrodów perskich i właśnie – tureckich, a i z arabskich, przez Półwysep Iberyjski. Lilaki trafiły z Bałkanów przed pięciuset laty, z ogrodów rozpalonych od słońca, o zmierzchu pełnych zapachów i śpiewu ptaków, a sprowadzali je Ogier Ghiselin de Busbecq, Pierandrea Matthioli i Ulisses Aldrovandi, bo to oni, spośród ówczesnych uczonych i pasjonatów, byli tych tureckich terenów najbliżej. Właśnie takie „tureckie”, a z upływem czasu już jak najzwyklejsze, „wsiowe” bzy, których kwiatów – często już w wytwornych, „miejskich” odmianach – wszyscy wyczekujemy w maju, rosły wszędzie przy płotach i pod oknami chałup i domostw po wsiach i miasteczkach.

Turecki, kilka perskich i normandzki, zwany chińskim

Trwają w tych miejscach jeszcze i wtedy, gdy domostwa zapadną się już w ziemię lub gdy obrócą wniwecz całe wsie, a tureckie bzy rozrastają się tam coraz szerszymi kępami, zarastają ogródki, zagonki, gumna i podwórka, gdy obok cała reszta dawnego bytowania ulega zapomnieniu albo pada, wraz z mieszkańcami, ofiarą wywózek i eksterminacji. U nas, na południowym wschodzie, właśnie tylko po kępach bzu, po starych, prawie już bezpłodnych jabłonkach, i po żółtych „słoneczkach” wysokich, ciemnozielonych rudbekii można zauważyć, że akurat jest się gościem w miejscu, które zaledwie kilkadziesiąt lat wstecz należało do bojkowskiej lub łemkowskiej rodziny. Tak samo – w Małej Litwie, w Bitejnach (Bitėnai, Bittehnen), gdzie „tylko po bzie można [było] poznać, że tam kiedyś mieszkali ludzie” (U. Lochauer, Ulica Rajska, tłum. M. Przybyłowska, 2010), to samo odnotował mistrz uważności, Henry David Thoreau, nieopodal stawu Walden: „still grows the vivacious lilacs a generation after the door and lintel and the sill are gone” (H. D. Thoreau, Walden, or, life in the Woods, 1854).

Łacińskie słowo syringa, to był u starożytnych termin techniczny, a wcale nie nazwa konkretnej rośliny, czym stanie się dopiero po tysiącleciach, w pismach Linneusza, jako Syringa vulgaris. Starogreckie sýrinx to określenie długiej i prostej rurki, z trzciny albo gałązki lilaka lub jaśminowca. Były więc różne „syringae”, zależało to po prostu od materiału, z jakiego wyrobiono taką rurkę, fistułę. Botanicy, bracia Bauhin, dali pod tym określeniem, w XVII wieku, śladem greckiego i rzymskiego spojrzenia na syryngi, w swych Pinax theatri botanici i w Historia plantarum universalis, dwie różne rośliny: „Syringha alba, sive Philadelphus Athenaei” (białą syringę, czyli Philadelphus Atenajosa; o białych kwiatach, to jest jaśminowiec naszych ogrodów), ale i „Syringa flore coeruleo, sive Lilac” (syringę o kwiecie błękitnym, inaczej Lilak – to ostatnie słowo było pochodzenia arabskiego i tureckiego, przyswoił je Matthioli, a oddawało kolor ciemnoniebieski, i to jest nasz bez turecki, lilak). Fujarka z siedmiu trzcinowych syryng musiała Panu, opiekunowi lasów i chodzących po lasach ze stadami pasterzy, zastąpić – już tylko dźwiękami, z jakich składał sobie w melodie, nimfę Syrinx, której posiąść nie zdołał, bo udało się jej w ostatniej chwili przemienić właśnie w szumiącą trzcinę.

Wcale nie wszystkie bzy mają duże, sercowate liście. Leo Lipski w Piotrusiu, pisząc o Teheranie czasów II wojny wspomniał takie inne bzy, w słowach o transportach z amerykańskim wsparciem dla Związku Radzieckiego, dostarczanym od południa, wysokogórskimi drogami Persji i Zakaukazia: „Przez Teheran właśnie szła główna droga pomocy USA dla Sowietów […] tamtędy szły ogromne studebakery, o zmierzchu, krętą górską drogą, szoferzy gryźli gałązki bzu”. Gryźli z nerwów, z napięcia, te twarde, włókniste gałązki – ale to właśnie musiał być inny lilak, bo tam, w górach wschodniej Persji, nie rosną bzy takie jak na Bałkanach, a lilaki perskie, o bardzo drobnych, płycej lub głębiej powycinanych liściach. Istota tego gatunku i jego rozliczne nazwy są przedmiotem sporów botaników, co dla nas bez znaczenia. Szoferzy ogromnych amerykańskich ciężarówek gryźli więc cienkie gałązki – lilaka perskiego. Czasem ten krzew znajdziemy i w naszych ogrodach – niski, ażurowy, delikatny. Czasem natrafimy na jego mieszańce z „bzem tureckim”, o liściach całobrzegich, ale niewielkich; ten zwałbym lilakiem normandzkim, bo pierwszy raz znaleziono go, przypadkiem, koło Rouen, na przełomie XVIII i XIX w. – dla ówczesnych ogrodników i botaników zupełnie niejasnego rodowodu (pisali o nim „Syringa dubia”, czyli – wątpliwy, niejasny, taki, który wiedzie do pomyłek); podejrzewali bezpodstawnie, że trafił tu do nas z Chin, i stąd ciągnie się za nim od dwustu lat zupełnie mylna nazwa, lilak chiński.

JAKUB DOLATOWSKI

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek