fbpx
HOME
Marta Wyka

Biografia statecznej panienki

Annie Ernaux jest uważana za jedno z najważniejszych nazwisk francuskiej prozy. Od dawna obecna na listach Noblowskich, uhonorowana specjalnym numerem czasopisma „L’Herne”, wydana w prestiżowej serii Quatro, otoczona zatem dobrymi wróżbami. Rocznik 1940, u nas ukazało się tłumaczenie powieści Lata. Tymczasem napisała już kilka następnych – w tym Le Jeune homme. Fabularne zapowiedzi tej historii znajdziemy już w Latach.

Ciekawa, jak na konteksty francuskie, biografia. Ernaux pochodzi z Normandii, z rodziny małomiasteczkowej (ojciec sklepikarz), pracowała jako nauczycielka literatury i języka francuskiego, zawsze akceptowała swój wyuczony zawód i kwituje to doświadczenie ciepło.

Przechodząc w wiek emerytalny starannie gromadzi notatki ze swoich lekcji, układa je i porządkuje. Tak czyni bohaterka powieści, ale zapewne również jej autorka. Rozróżnić je bowiem trudno i tutaj tkwi oryginalność tej powieści.

Lata są bowiem bardzo szczególną kroniką i bardzo szczególną autobiografią. Ernaux łączy dwie narracje: opowieść inspirowana jej własnym życiem przeplata się bowiem konsekwentnie z wypadkami, przejściami, doświadczeniem obyczajowym Francji na przestrzeni lat 1941-2006 – w tym roku powieść zostaje ukończona i opublikowana w 2008. Dla życia narratorki i bohaterki datą graniczną okazuje się więc początek XXI wieku, następne lata nie zostały opisane.

To znaczy: nie opisała ich jeszcze autorka, bo postawiła kropkę po pewnym etapie własnego życia. W następnych powieściach zapewne wraca do niektórych wątków, ale widzi je już inaczej.

Dwie sylwetki wzajemnie się przenikają: pisarki i rodowitej Francuzki. Ta pierwsza zna doskonale możliwości swojego warsztatu. Ta druga wydaje się mentalnie przypisana do dziejów współczesnej Francji, pobudzana przez jej nowoczesną historię, dynamiczną, zmienną i nieprzewidywalną. Nadając powieści tytuł Lata Ernaux chce ominąć nurt psychologiczny, aby poprzez relację o faktach jednak do niego na koniec, powrócić.

Sposób komponowania powieści odbiega tak dalece od modelu współczesnej prozy, że autorka, pod koniec historii, decyduje się sformułować swoje credo. Warto je przytoczyć: „Będzie to opowieść pisana w czasie przeszłym niedokonanym, posuwająca się od najodleglejszej przeszłości po czas teraźniejszy […]. Strugę tę chce jednak w regularnych odstępach zatrzymywać, by opisać zdjęcia i fragmenty filmów, które uchwycą kolejne cielesne formy i społeczne pozycje jej bytu. Staną się więc one zarazem stopklatkami pamięci, jak i raportami z ewolucji jej życia, z tego, co uczyniło ją odrębną […] dzięki ich niepowtarzalnej kombinacji, właściwej każdemu losowi. Tej «bez przerwy innej» ze zdjęć będzie w zwierciadlanym odbiciu odpowiadać «ona» ze spisywanych wspomnień”.

Ten artystyczny koncept przypomina „podwójne portrety” znane nam z innych sztuk i z dawnej literatury. Ale motywacja opowieści Ernaux jest już odmienna: osoba na zdjęciu (uczennica ze szkolnej fotografii, drugi rząd, pierwsza z lewej…), statyczna i czarno-biała, zmienia się w społeczną narratorkę, jej wspomnienia są refleksem francuskiej historii, z której dokonuje ona szczególnego wyboru. Bo przecież nie wszyscy jej rówieśnicy tak Francję postrzegali.

Jakie są więc stopklatki Annie Ernaux? Co zachowało się w jej pamięci z tego ogromnego i zróżnicowanego zasobu doświadczeń, które wcześniej przywołała – także wywołała ze starych zdjęć, z zapomnianych płyt analogowych, z czasów budek telefonicznych, z dawnych piosenek Brassensa i blond gwiazdek filmowych z końskim ogonem? Zobaczmy.

Ale na razie kończy się wojna, są kartki na żywność, Francja zubożała, dzieciństwo dziewczynki z prowincji jest równie ubogie.

W szkole wciąż czyta się Racine’a i Corneille’a – tradycyjna i klasyczna Francja ma się dobrze. Świat polityczny należy do generała de Gaulle’a i ten stan będzie trwał, dopóki młodzież, poszukująca zmian, nie ruszy w wielkich manifestacjach roku ‘68. Socjalizm wypiera gaullizm, głosuje się na Mitterranda, widząc w nim horyzonty nadziei. De Gaulle przegrywa, bo wojna w Algierii i jej dekolonizacja okazała się kresem jego autorytetu. Nadchodzą wielkie żałoby: płakaliśmy po Gérardzie Philipie i Albercie Camusie. Byli młodzi i piękni. Rząd dusz wciąż więc utrzymują Sartre i Simone de Beauvoir. To oni kroczą na czele młodzieżowych pochodów.

Strukturalizm, nadchodzenie epoki wirtualnej, mieszkańcy przedmieść, dwie wieże, zdumienie przemocą, teraźniejszość polityczna i rewolucja w dziedzinie umysłów są czynnikami przemian, których gwałtowność powoduje, iż dojrzewająca młoda kobieta, ambitna autorka, ale również matka i nauczycielka, płyną na tej fali wzburzonych lat konfrontując się z każdym nowym ich przypływem.

Umysłowe przebudzenie styka się z problemem wstydliwym: jak ustosunkować się do migracyjnej Francji, zaludnianej przez „innych ludzi”?

„Autorytety milczały na temat przedmieść i nowo przybyłych rodzin, sąsiadujących teraz w blokach z wcześniejszymi mieszkańcami, którzy zarzucali im, że nie mówią i nie jedzą, tak jak oni. Trudni do opisania i prawie nieznani ludzie, żyjący poniżej ideału szczęścia, do którego aspirowało społeczeństwo”.

Pozornie istnieją tylko fakty i one są opisywane. Ale finał powieści stwarza czytelnikowi zupełnie inną perspektywę. W życiu bohaterki liczą się – jakby powiedział poeta – „małe rzeczy foremne”. W tym rezerwuarze pamięci pozostaje przeszłość w wymiarze skromnym, napięcie emocjonalne jakie jej towarzyszy, zostało tylko częściowo – jak chce autorka, uratowane. Znajdą się tam „obrusy zastawione dawno niejadanymi potrawami”, młoda kobieta w czerwonej sukni, bar z szafą grającą, karuzela w parku uzdrowiskowym.

Technika kronikarska posłużyła dziennikarzowi, Éricowi Zemmour, do skomponowania portretu, który zatytułował Francuskie samobójstwo. Kiedy książka ukazała się w roku 2014, jej autor jeszcze nie był tym, kim jest dzisiaj. Startując w ostatnich francuskich wyborach okazał się nacjonalistą i nieprzejednanym wrogiem Arabów. Kronika posłużyła mu do manipulacji francuskim życiorysem (ukazało się teraz jej polskie tłumaczenie).

Ernaux jest powieściopisarką. Czy bliska jej jest apologia „douce France”? Zapewne, w jakimś stopniu, choć autorka, na koniec, sięga po słowo cudze, aby trochę osłonić się przed wzniosłością. Wie również dobrze, iż mit „słodkiej Francji” też może okazać się niebezpieczny, ksenofobiczny. Przywołuje na pomoc Annę de Noailles: „Oparłam się o piękno świata. A w dłoniach trzymałam zapach pór roku”.

Czy na pewno Ernaux to nowoczesne wcielenie „statecznej panienki”? Simone de Beauvoir, jej pokoleniowa babka, pochodziła z arystokratycznej rodziny, była wybitną studentką elitarnych studiów, konkurentką umysłową równie wybitnych mężczyzn (na egzaminie wstępnym druga lokata po Sartrze…), wszystkie jej feministyczne pozy i deklaracje rozgrywały się w atmosferze nieprzejednanej konkurencji i obyczajowej prowokacji, słowem, było to nieustanne publiczne istnienie. U Ernaux tego nie ma. Bohaterka powieści nie jest identyczna z pisarką. Francja przenika ją latami, które musiały zaistnieć, można je było kontestować – albo zarejestrować i opisać z czułością, omijając feministyczne zacięcie. Przechodzimy więc, podczas wspomnienia lat, do utraconego czasu. Gniew nas omija.

MARTA WYKA

Annie Ernaux, „Lata”. Tłum. Krzysztof Jarosz, Magdalena Budzińska. Wołowiec, Czarne, 2022.

Warto również przeczytać...