fbpx
HOME
poczta redakcyjna

„Duch i jedzenie”

Szanowny Panie Redaktorze,

Mój szkolny polonista miał dla nas, uczniów zainteresowanych czytaniem, pisaniem i życiem, jedną radę: staraj się czytać i pisać inaczej niż inni. O życiu wspominał rzadko, rozumieliśmy, że łączą je z literaturą specjalne więzi, których poznanie musi potrwać dłużej niż szkoła.

Nie wiem, jakiego polonistę miał Fantazjano, bo nie chodziłem z nim do jednej szkoły, ale po efektach widzę, że rady polonisty były podobne. Swój nonkonformizm poeta manifestuje również w zakresie kulinariów, a jego orientacja w warszawskiej gastronomii nie jest wcale pobieżna. Zachodzę w głowę, gdzie serwują domową owsiankę z susonymi orzechami? Nie żebym był amatorem domowej owsianki, tak daleko mój kulinarny nonkonformizm nie sięga. Wiosną potrafię się zadowolić szparagami pod beszamelem, a w zimie wystarcza mi kaczka w tempurze z kieliszkiem burgunda, no może z dwoma kieliszkami burgunda. Moje zainteresowanie budzi kucharz w zakładzie Eustachego Filecika. Jako amator tagliatele z sosem borowikowym (mój własny przepis, tak, tak) jestem pod wrażeniem makaronu al dente, który sieje spustoszenie w uzębieniu biesiadników. Wyzwanie nie lada!

Giuseppe Tomasi di Lampedusa pisał swego Geparda w palermitańskiej kawiarni. Ponieważ bardziej był znany jako lector niż jako scriptor, znajomi dopytywali go, co robi. „Dobrze się bawię” – odpowiadał. Czy da się to dictum przekuć w jakąś radę? Chyba tylko w taką: jedz, pisz, pij, czytaj, dopóki się dobrze bawisz. Unikam bliźnich, którzy z celebrowania nudy uczynili cnotę (niepokojące, z jak wielu rzeczy można ją zrobić). Celebrowanie nudy ma w sobie coś heroicznego, co powinno upoważniać do ubiegania się o specjalny dodatek do emerytury, bo ci, co się nudzą, żyją krócej.

Czytam teraz prozę kulinarną A. J. Lieblinga Między posiłkami. Apetyt na Paryż. To Brillat-Savarin XX wieku. Eustachy Filecik i jego kucharz na pewno znają dzieło Lieblinga na wyrywki, ja poznałem je dopiero teraz. Czy Fantazjano po nie sięgnie, wątpię. Ja w każdym razie nie będę go do tego namawiał. Poeta bywał w Paryżu, ale wtedy, kiedy les Parisiens zwykli zasiadać do obiadu albo kolacji, Fantazjano tkwił za stołem w Bibliotèque Nationale, gdzie bibliotekarze zaopatrywali go w strawę duchową i gdzie, niczym di Lampedusa, dobrze się bawił. Mam kilka jego listów z Paryża, czy raczej z Bibliotèque Nationale i z księgarń na Boul’Michu.

Liebling miał właściwie tylko jeden cel – poznać umiejętności każdego kucharza w Paryżu. Kucharze, podobnie jak inni ludzie, są dla nas tajemnicą. Nic nie wiemy o kucharzu, dopóki nie zjemy chateaubriand spod jego ręki. Fantazjano, który potrafi recytować Apollinaire’a całymi stronicami, wobec la carte jest bezradny. Taki na przykład entrecôte Bercy nic mu nie mówi. W Paryżu głodował kilka dni, zanim nie znalazł na rue de Rosiers żydowskiego handelku, gdzie wzbudzającym zaufanie gościom serwowano w salce na zapleczu pierogi z serem. Jest wykluczone, żeby Liebling tam trafił.

Wszyscy wiemy, jak wygląda Fantazjano, o wyglądzie Lieblinga dowiadujemy się od Anny Arno, której zawdzięczamy świetny przekład książki: „Niski, łysy, z platfusem, Liebling zajmował całą szerokość chodnika, ale przy tym miał wdzięk, umiał być zalotny”. Nie muszę dodawać, że restauratorzy za nim przepadali. Poeta nie jest ich ulubieńcem. Gdyby Fantazjano i Liebling spotkali się na Champs Élysées, „Gargantua” pomyślałby pierwszy; „Szymon Słupnik” pomyślałby drugi.

Czy to spotkanie mogłoby stać się początkiem przyjaźni? To bardzo możliwe. „Nie szukam spokoju – mówi jeden z bohaterów Doli człowieczej André Malraux – przeciwnie”. Otóż nie waham się, Panie Redaktorze, nazwać Fantazjana i Lieblinga niespokojnymi duchami. Czy w ogóle duch może być spokojny? Formą istnienia ducha jest niepokój. Aby pozwolić naszemu duchowi być niespokojnym, my sami powinniśmy zachować spokój.

Godna podkreślenia jest powściągliwość Lieblinga (cechująca zresztą i Fantazjana). W książce Amerykanina nie słyszymy ech współczesnej mu literatury francuskiej, którą z pewnością znał. Książki Malraux, Sartre’a, Camusa musiał podczytywać między daniami. Strach pomyśleć, że niejedno z nich mogło wystygnąć, gdy Liebling zamiast sięgnąć po nóż i widelec, przerzucał kartki La Nausée. Ale sam pisał inaczej. W przeciwieństwie do Prousta Liebling nie poszukuje straconego czasu, nie stawia sobie za cel odnalezienia jakiejś esencji życia. Nie trzeba jej szukać, zdaje się mówić Liebling, wejdź do najbliższej restauracji, przeczytaj menu i kartę win, zamów wybrane dania i zasiądź do uczty. Jeżeli uda ci się namówić piękną i błyskotliwą kobietę, aby ci towarzyszyła, twoja wygrana będzie stuprocentowa i możesz się uważać za króla życia.

O tym, że Liebling czytał wnikliwie Prousta, świadczy na przykład portret Angèle, młodej paryżanki, z którą zawarł bliską znajomość. Zmarła ona młodo – to też bardzo Proustowskie, nieprawdaż.

Nie bylibyśmy w wieku XX, gdyby w książce Lieblinga nie pojawiły się nuty katastroficzne. Jest to katastrofizm kulinarno-gastronomiczny. Po I wojnie światowej la cuisine française znalazła się w kryzysie. Ubywało restauracji, najlepsze obniżały poziom, średnie, mniej znane, walczyły o życie i często stawały się jadłodajniami. Przyczyn regresu było kilka: moda na zgrabną sylwetkę; przed rokiem 1918 szczupły przedsiębiorca nie budził zaufania, podejrzewano go, że nigdy nie je do syta. Obfite kształty u pań definitywnie wyszły z mody. Po I wojnie zaczęto poważnie traktować sport: pływalnia, rower, kort zwycięsko rywalizowały z najlepiej przyrządzonym krwistym contre-filet. Zdano sobie sprawę z wpływu diety na zdrowie. Wreszcie swoją rolę odegrało zubożenie warstw zamożnych w całej Europie, które przed wojną akceptowały niebotyczne ceny w najdroższych i najlepszych restauracjach. Jeden z aksjomatów Lieblinga brzmi: wielka kuchnia nie znosi oszczędności. Biedny poeta może napisać ołówkiem na skrawku papieru znakomity wiersz, ale kucharz, który musi oszczędzać na wiktuałach, znakomitego dania nie stworzy.

Dystans dzielący Fantazjana i Lieblinga nie jest tak wielki, jak mogłoby się wydawać. Obaj wiedzą, że duch jest smakoszem, ale temu, czym stół jest zastawiony, poświęca tylko chwilę, potem z uwagą przysłuchuje się rozmowie, jaka się przy stole toczy.

Pozdrawiam Pana serdecznie,

Czytelnik i Przyjaciel

Warto również przeczytać...