fbpx
HOME
Piotr Kłoczowski

Kot Jeleński

Spotkanie z Kotem Jeleńskim było i pozostaje jednym z najważniejszych, formacyjnych spotkań w moim życiu, tak jakbym spotkał narratora Prousta, albo równie tajemniczego narratora Dziennika Gombrowicza. Teraz sto lat po śmierci Prousta i sto lat po urodzinach Kota mam poczucie niezwykłego daru, la peau de chagrin, która starczy na długo… Sam Kot pozostaje ukryty jak znak wodny, chociażby w tym olśniewającym fragmencie o poezji i życiu pod pretekstem Miłosza: „Dwie tylko książki posiadam w trzech egzemplarzach. Leżą pod lampą na stoliku obok łóżka i powracam do nich często przed zaśnięciem w paryskim mieszkaniu, w starej fermie nad brzegiem Loary, w odbudowanej celi korsykańskiego klasztoru: dzieła Szekspira i wiersze Miłosza. Wybór ten nie jest podyktowany żadnymi literackimi kryteriami. W nawiasie między jawą a snem książka jest trochę lekarstwem, trochę talizmanem. Nie było zresztą nigdy wyboru, raczej ściśle użytkowa selekcja, a później decyzja, by nie wozić tych tomów z jednego stolika na drugi, a zwłaszcza nie być ich nigdy przez zapomnienie pozbawionym. Wiem po prostu z doświadczenia, że Miłosza (jak Szekspira) mogę otworzyć na ślepo, a natrafię na ślad, odbicie czy echo czegoś w przestrzeni między «mną» a «światem», co nada znaczenie egzystencji, o której wiem skądinąd, że jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Piszę «nada znaczenie» i już się łapię na bezmyślnym odruchu, który przypisuję temu, że – jak każdy człowiek – snuję znaczenie jak pająk swą nić, niezależnie od tego, co myślę o świecie i o swoim krótkim życiu. Powiedzmy zatem inaczej: wiersze Miłosza zawierają błysk i urok rzeczywistości przekazanej w doskonałości zapamiętanego szczegółu, napełniają czułością do życia, bo jest jedyne i niepowtarzalne. To, co odczuwam, czytając je, ma w sobie coś z własnych zapamiętanych zachwytów, coś z rezygnacji (ale niemal radosnej); określiłbym to najchętniej słowem «łaska». Następuje zgoda niedopowiedziana (bo ją teraz dopiero wnioskuję z doświadczenia, które trudno przekazać) nie tylko na moją własną śmierć, ale i na to, że nie będzie kiedyś ani wierszy Miłosza, ani ludzi, którzy by je mogli czytać: wystarcza, że jest teraz coś, o czym te wiersze świadczą”.

Konstanty A. Jeleński, lata 80.

Kot jest także dla mnie ukryty w paryskich linijkach Dalszych okolic Miłosza, które dałem jako motto Chwil oderwanych: „[…] Pod stopami przechodniów królowie, zeschłe owady. / Rue de la Vrillière, rzeczywista, dopóki żył Kot Jeleński. / Raz powiedział: «Zaprowadzę ciebie na grób Kleopatry”» / I pokazał: «To tu», stojąc w pasażu Vivienne. // (Według uporczywej legendy, Napoleon przywiózł z Egiptu mumię Kleopatry i nie wiedząc co z nią zrobić, pochowano ją w obecnym pasażu Vivienne)”.

Kot stale się wymyka, ale Jego obecność mam w sobie jak „ślad, odbicie , czy echo czegoś w przestrzeni między «mną» a «światem»”.

Zobaczyłem go ostatnio, nieoczekiwanie, młodego ucznia Gimnazjum Batorego razem z kolegami z klasy Krzysztofem Baczyńskim i Ryszardem Bychowskim na pięknej wystawie Doroty Fortuny w starym holu Biblioteki Publicznej przy Koszykowej. Był jak w młodzieńczym wierszu Baczyńskiego: „żyłką słoneczną na ścianie / jak fotografia wszystkich wiosen”.

 PIOTR KŁOCZOWSKI

 

 

Warto również przeczytać...