fbpx
HOME
Wojciech Kass

List do niepoznanego poety (VI)

Tym razem, to ja pierwszy kreślę list do Pana, gdyż czuję się w obowiązku wyjaśnić, kim Pan dla mnie jest i nie jest. Niepoznany poeta, czyli kto? Nie masz Pan ani adresu, ani tożsamości, ani imienia, ani peselu. A także określonego wieku, więcej – jest Pan mężczyzną, bywa jednak, że i kobietą. Jest Pan dla mnie figurą retoryczną, ale pulsującą tętnem wielu żywych, których poznałem. Widać zatem, że owa figura jest figlarna, ni to martwa, ni to żywa, ni literacka, ni w sylwetkę i twarz jaśniejącą przybrana. Może tak – jest Pan w tych kilkunastu twarzach odbitych w tafli stawu, które nachodzą na siebie, rozmazują, rozchodzą się, gdy wpadnie weń kamień.

Jest Pan powyższym i zarazem mną. Bowiem i ja sam dla siebie jestem niepoznanym poetą. Człowiek pozostaje dla siebie i innych tajemnicą. Franz Kafka napisał o dwojgu, którzy stają naprzeciw siebie, lecz nic, prawie nic, nie wiedzą o sobie. Gdyby jednak zapytano ich o to, pewnie powiedzieliby, że jest zgoła inaczej. Co nieco wiemy o sobie, choć nie aż tak wiele, jak sobie wyobrażamy, a z tego, co stanowi o naszej konstytucji wewnętrznej, sporą część usiłujemy przypisywać innym. Poeta Krzysztof Kuczkowski napisał do mnie: „Piszesz owe listy do figury wymyślonej, ale przecież wymyśliłeś ją po to, żeby jak najprecyzyjniej sformułować swoje poglądy i jak najwierniej naszkicować własną sytuację duchową. Zresztą być może tylko to jest najciekawsze?”. Otóż to, dlatego jeśli Pan sądzi, że to Pana widzę formułując krytykę lub zalecenie, to gwarantuję, że nie widzę, a co najwyżej ów falujący i drgający obraz, kiedy taflę stawu rozerwie wrzucony weń kamień.

Wracam do naszego zasadniczego tematu, mimo że jak Pan wie, z tematem mam kłopot, a to dlatego, że sposób powstawania moich myśli przypomina rozrost drzewa, od tematu pnia do gałęzi dygresji. W ogóle obawiam się, że świat nie posiada tematu, a składa się z niepoliczonych dygresji. Nie jest tematem, jest dygresjami tęskniącymi do tematu, czyli gałęziami, co prawda pnącymi się ku przestworowi, ale również „zapamiętującymi się” w tęsknocie do pnia. Chciałby Pan ode mnie kanonu, gotowych rozwiązań, odpowiednio związanych i skroplonych perfumą zagadnień tradycji, ordynacji dewiz i definicji, w ogóle woła Pan o grunt. Wielu z mądrych ludzi te atrybuty posiada, czy jednak one Pana uszczęśliwią, naprowadzą Pana na radość i udrękę tworzenia? Tego nie wiem. Mogą Pana pobudzić – to już fakt, nie przypuszczenie. Woła więc Pan o sypanie przed wyznaczoną Panu drogą kruszców ją gruntujących, dostrzegam jednak w tym wołaniu grzech wygody, gdyż tę drogę musi Pan ukształtować sobie sam i na własne ryzyko podjąć trud pozyskanie tradycji i brania na siebie całej nędzy i całego piękna ziemi oraz Pańskiego na niej żywota. Życie więc nie jest wygodną i bezpieczną, suchą i czystą drogą, to jasne. A marzenia, co wielokrotnie podkreślałem w swoich zapiskach są dla dyletantów, sentymenty zaś dla tłumów.

Wiesław Szumiński „Winterreise”

Zacznijmy. TO jest poezja. TO jest wiersz-miejsce, w którym TO zostawia wyraźny ślad, coś jak odcisk palca, wypalenie, lub znak turbacji albo dewastacji. Zostawia lub tylko ledwie zostawia. Żywioł słowa uderza w TO miejsce jak piorun, natychmiastowo i bezwzględnie, koniecznie i nieomylnie. Bezbłędnie!

Żywioł – wiadomo – niszczy i zarazem tworzy. Pewien stan zamyka, inne otwiera. Żywioł przyrody przesuwa rzeczywistość, tak jak żywioł słowa przesuwa szyk słowa. Dopiero później przychodzą inni: analitycy, geodeci, rządcy dyscyplin, racjonalizatorzy, eksperci i zadają pytanie – JAKA? A taka: kobieca i męska, młodzieńcza i dojrzała, religijna i bluźniercza, klasycystyczna i barbarzyńska, uczuciowa i liryczna, balladowa i epiczna, wojująca i awangardowa, lingwistyczna i tradycyjna, polityczna i intelektualna, impresyjna lub ekspresyjna. Mógłbym te podziały i przydziały, segmentacje i kategoryzacje, miary i krytykanckie swary wymieniać jak litanię rozmaitych grzechów. Kwestia JAKA jest wtórną odnośnie TO, wobec arcytrefnego żywiołu słowa, które uderza jak piorun, jak pęd cyklonu, jak ulewa z zerwanej chmury. I zostawia TO. Niczym błyskawica w ułamku sekundy rozświetla TO. Czyli CO? Odpowiedź udzieloną w sekundę formułowania pytania.

O fizyce, chemii i elektryce żywiołów wiele mają do powiedzenia naukowcy. Mnie jednak ciekawi ich natura, którą poezja dewastuje i zarazem tworzy. Na tym poziomie rozumuję działanie poezji. Inne rozumienia są mi mniej potrzebne, a w wielości swojej nieprzebranej – zbędne. No tak, ale Pan pytasz o różnicę między wierszem teoretycznym a podpowiedzianym, pytasz, co to jest to podpowiedzenie? Ono zagarnia i zajmuje poetę całkowicie jak żywioł, który postanowił przejść jak olbrzym kosiarz przez Pańską okolicę, przez jej mit, genius loci, solidną jej podstawę i który wszedł w poważną szkodę tej okolicy. Czy wówczas nastawia Pan słuch lub wzrok na alternatywne zjawiska, otóż nie, gdyż one wszystkie maleją, stają się nieważne, co nie znaczy, że natychmiast, od razu, Pan je unieważnia, odrywa od nich, odzwyczaja, ślepnie na nie, głuchnie. Proces ten trwa wiele dłużej w czasie, a niekiedy nie ma końca. Pozwolę sobie w tej kwestii przytoczyć słowa Józefa Czapskiego, które dotykają progu tego podszeptu, a i ryzyka zaufania mu: „[…] ale wizja, mówiąc ściślej i ciszej – to ten głuchy szok w nas (szept: to maluj – ależ dlaczego to – nie twoja rzecz wiedzieć, dowiesz się później i to nie na pewno)”. Należy zwrócić uwagę na zwrot „nie na pewno” oraz „maluj to”. A zatem mój drogi Panie nic pewnego, co do otrzymania odwiedzi, a podszept brzmi: pisz TO. Pytamy dlaczego? Bo TO!

Nie rozumie Pan. Za to bezkrytycznie przyjmuje zdanie klakierów, jakoby należy mieć dystans do poezji niezrozumiałej. Tak i nie. W tej kwestii zabierał głos Witold Gombrowicz, naigrywając się z wierszy wrażeniowych, impresyjnych, nastrojowych, a przez to nadto subiektywnych, tako i Miłosz bronił poezji zrozumiałej, zarzucając jej współczesnym realizacjom hermetyczność, tudzież bełkot. Obaj mają rację, poeci sami są sobie winni, poeci sami wypuścili nabój niezrozumiałości, który pośród naśladowców czyni śmierć i spustoszenie w literze. Niechaj czytelnik, zwłaszcza ten, który w ogóle nie czyta nie zadziera jednak głowy, gdyż i on, niedoposażony w podstawową wiedzę z zakresu kultury literackiej, ubogi w erudycyjne zakresy, niepozbawiony jest winy, a i grzechu braku względnej biegłości w czytaniu i pisaniu. Należy więc również posiąść dystans do możliwości percepcyjnych własnego umysłu, umięśnienia swojej wyobraźni, potencjału wrażliwości etc. Antyczni architekci stawiali świątynie swoim bogom, sztuki swoje ofiarowywali tym bogom, nie bacząc na pomruki obywateli, czy też tzw. głos społeczeństwa. Myśmy ze społeczeństwa i wszystkiego, co społeczne uczyniliśmy Baala. On bodzie artystów, poetów i mówi: piszcie dla społeczeństwa, prospołecznie, a najlepiej społecznie, używajcie poezji do ideologicznych bojów, bo ona jest military art. Nie należy się dać temu zwieść. Jan Sebastian Bach sygnował swoje partytury „na chwałę Boga”, także Ingmar Bergman niektóre swoje scenariusze tak podpisywał, niechaj i Pan pisze in gloriam Deo. Niedawno zmarły poeta Jarosław Marek Rymkiewicz przypomniał, że człowiek powołany jest w służbę Bogu, a potem, jeśli już tak naprawdę chce, to niech służy historii. Jej władcom, klasom, rewolucjom i bestiom.

Tyle poezji powstaje, którą rozumiem aż zanadto dobrze, więcej – podczas lektury całych tomów rozumowo wyprzedzam te wiersze o kilkanaście wersów, a czasem na długość całego wiersza, znaczy, niejako z góry znam jego przebieg, puentę, znam karczmy i szulernie, do których mnie prowadzi. Mówię sobie: jak to, czytać i nie zaznać zaskoczenia, żyć i nie być zaskakiwanym? Poezja więc zrozumiała, to najczęściej ta, która operuje przeżutym już i zdewastowanym językiem, który wyobracały konwencje epok. A poza tym – mnie osobiście – nudzi. Nawet nie wzrusza, zresztą nuda nigdy nie wzrusza. Poezji nie czyta się jak codziennej gazety (gdyż ona nie jest komentarzem), ani się jej nie słucha jak newsów i serwisów. W ogóle, miły Panie, jeśli ktoś umie powiedzieć, o czym jest wiersz, to w moim przekonaniu nie warto byłoby go pisać. Temat, treść, nie są istotą poezji i z cechu tak myślących już dawno się wypisałem. Wiersz, jak zauważa Gottfried Benn da się opisać z zewnątrz, co w pewnym sensie jest i tak jałowym zajęciem, ale wewnątrz (w jego temacie, jakby chciały różne marudy) panuje bezmiar, a zatem wolność, bo przecież co nieuchwycone, pozostaje wolnym, nieprawdaż? Mierzyć się z gotowymi, powszechnie przyjmowanymi miarami, takimi, które ludziom weszły w krew, to żadna sztuka mój Panie. Za to z bezmiarem – o!, to już wyzwanie. Poezja i jej rozmaite wyrazy pochodzą z innej jazdy, a prawo do niej nie wystawia bynajmniej społeczeństwo ani inne organy przez nie ustanowione. Właśnie, kto wydaje prawo do takiej jazdy? Litera poezji podąża i obraca się na inaczej ustawionych kołach, wcale nie bez reguł i obliczeń, ale w większości jednak tak, a jej koła często zwracają się przeciwko sobie, również ich pozycja mogłaby odebrać mowę budowniczym. Bo żywioł odbiera mowę.

Najwspanialsze wiersze to te, do których się wraca, a po co mam wracać do czegoś co zrozumiałem? Ciekawym dla mnie, wywołującym dreszcz, jest obiekt wiersza, który chciałbym pojąć, lecz on mi się wymyka jak cień. Wiersz między innymi służy naszemu samopoznaniu, odkrywaniu siebie w istnieniowej drodze, on wskazuje na ciebie i mówi, kim jesteś, kim naprawdę jesteś lub kim nie jesteś ani nie będziesz. Nie wiem, jedynie przypuszczam, ku czemu prowadzi mnie każdy dzień mojego życia, skąd mógłbym wiedzieć ku jakiej strofie lub katastrofie wyprawia mnie wiersz? Nie poznam siebie, a tym samym świata ludzi, używając klisz i skamielin językowych, tego całego żużlu słów, które niczego nie otwierają. Mężczyzna do kobiety, która w mękach rodziła dziecko mówi: pięknie rodziłaś, to było piękne. A ja mówię do siebie – coś tu nie gra, to nie jest to słowo.

Poezja, to inny rytm, święty rytm – powiada Konstanty Ildefons Gałczyński. Co oznacza ni mniej i ni więcej jak uroczysty wtręt TO w nasze życie, anons tego TO. Poeta jest fascynatorem języka i tak samo unosi go TO, co chce przybrać imię, co domaga się zalążka widzialnego zarysu i nawiasu słowa, jak i TO, co imię posiada od wieków i stało się widzialną (czy użyteczną?) cząstką naszego życia, która kiedyś wzmacniała egzystencję naszych przodków. Zatem wiersz zrozumiały jest dla mnie raz na zawsze strukturą zamkniętą, jak wieko trumny, jak grobowiec. W pewnym sensie, choć nie całkowitym, uwłacza on ruchliwości mojej duszy, rwącej się z tworu do przestworu, mojej wielookiej duszy.

Proszę przyznać, irytuję Pana, wyprowadzam z intelektualnego i erudycyjnego komfortu, depczę i rozpraszam koleinę mocnego śladu nart w śniegu, który Pan przez zimę, przez wiele zim wyrobił we własnym umyśle, ale czynię to z rozmysłem, aby skłonić Pana do przemyślenia rzeczy zasadniczej, a mianowicie, czy da się miarę racjonalnego rozumowania przełożyć na odbiór poezji, czy w przypadku tej najbardziej z ekonomicznych form sztuki nie chodzi przypadkiem o inne „rozumowanie”, i imię dla niego, o które spór toczymy wszyscy. Pragnę więc rozumowanie „koleiny zimowego śladu nart” w Panu zaburzyć, wstrząsnąć. Wiem, wolałby Pan, abym tego nie robił, bo ten zabieg jest bolesny, polega na łamaniu zrostów. Rozumiem, nie chcemy, aby nas bolało, aby z boleści broczyło, to jednak, co przez wieki narosło trzeba skruszyć; „utwierdzenia” rozbić, „szczelności” rozszczelnić, zejść z wyjeżdżonej koleinami drogi. Po co? By głębiej doświadczyć tego, co rzeczywiste i ujrzeć ją z pozycji ani utrwalonej ani narzuconej. W wierszu Czesława Miłosza: „Kabir mówi o tym tylko, co sam przeżył / To, czego nie przeżyłeś, nie jest prawdziwe”.

Dochodzi wieczór. Zaczyna się cudna wieczorność, pod próg podchodzą, głaszcząc stopy, fale ciepła. Zamierzam więc odłożyć pióro. Na koniec proszę przyjąć ode mnie radę, niech Pan za dużo nie myśli. Zbyt przemyślane myśli są jak przegotowana esencja na herbatę. Proszę zasiąść przed maszyną do pisania i walić zapamiętale, byle nie jak małpa, w klawiaturę. I oby myślenie nie myliło się Panu z tworzeniem. Żywioł tworzy; spójrz Pan na wulkany, które obudziły się na Islandii, ich lawy podobnie jak ręce tworzą, kształtując inaczej rzeźbę ziemi. Od chwili przejścia przez nią tego piekielnego żywiołu, nigdy już nie będzie ona w tym miejscu taka sama. Czy żywioł, kiedy tworzy / niszczy, to myśli? Myśl w literaturze „jest zawsze trochę podejrzana” – zapisał Péter Esterházy i dodał: ona „na ogół nie zajmuje się myślami, tylko je tworzy”.

Bonne nuit szanowny Panie.

WOJCIECH KASS

Warto również przeczytać...