fbpx
HOME
Patrick Leigh Fermor

Miklós Bánffy

Do zakątka świata stanowiącego tło tej znakomitej książki[1] trafiłem po raz pierwszy jako dziewiętnastolatek, wiosną i latem 1934 roku, będąc na półmetku długiej i mozolnej wędrówki z Holandii do Turcji. Jak wielu podróżników, zakochałem się w Budapeszcie i w Węgrach, a nim dotarłem do dawnego księstwa Siedmiogrodu, głównie na pożyczonym koniu, uczucie to jeszcze się pogłębiło.

Z wyjątkiem jednego okresu bezkrólewia Węgrami i Siedmiogrodem, na którego obszarze zmieściłyby się trzy Walie, władzę przez tysiąc lat sprawowali Madziarzy. Na mocy traktatu pokojowego zawartego po I wojnie światowej, z której Węgry wyszły pokonane, Siedmiogród został oderwany od korony i przyznany Rumunom stanowiącym większą część jego ludności. Kwestia ta stała się przedmiotem zażartego sporu, którego zawiłości starałem się zgłębić i uporządkować w książce Between the Woods and the Water[2], w dużej mierze, by samemu lepiej je zrozumieć, toteż dziękuję Bogu, że w obecnej krótkiej przedmowie nie muszę do nich wracać. Dawni węgierscy ziemianie poczuli się wyrzuconymi poza nawias ofiarami historii. Nikt nie lubi, kiedy mu się narzuca obcą narodowość i, co gorsze, konfiskuje majątek. A taki właśnie los spotkał potomków dawnych feudalnych rodów z Siedmiogrodu.

Szczęśliwy traf oraz znajomości, które zawarłem wcześniej w Budapeszcie i na Wielkiej Nizinie Węgierskiej, pozwoliły mi wędrować w charakterze gościa od zamku do zamku po tym, co ocalało z niegdysiejszych dóbr lennych.

Dla obcego przybysza ślady tej katastrofy były prawie niedostrzegalne. W mojej pamięci zachowało się głównie wspomnienie bezgranicznej uprzejmości i dobrej woli. Dawne posiadłości, jakkolwiek boleśnie okrojone, nadal istniały i chwilami można było odnieść wrażenie, że nic się nie zmieniło. Czar i douceur de vivre nadal emanowały z przyblakłych wnętrz i nieuszczuplonych bibliotek, na dworze zaś wszystko jakby się zmówiło, aby budzić zachwyt. Wyobcowanie spośród rzeszy rumuńskich wieśniaków, od których różniła ich ponadto wiara i religijny obrządek — Węgrzy są katolikami, a Rumuni wyznają prawosławie albo unitarianizm — oraz trwanie pośród widm dawnych przewag sprawiało, że panująca atmosfera przywoływała na myśl podupadłe majątki Anglo-Irlandczyków z Waterford czy Galway z ich melancholijnym czarem. Pogrążeni w tęsknocie za minionym czasem, widujący jedynie swych pobratymców z sąsiednich posiadłości i nielicznych, obrabiających ich pola rumuńskich chłopów, trwali, zapatrzeni w przeszłość, w niemal konfucjańskim, genealogicznym śnie, a wiele zdań kończyło się westchnieniem.

Z nazwiskiem Bánffy zetknąłem się po raz pierwszy, kiedy byłem w samym sercu Siedmiogrodu, w dawnej stolicy księstwa, noszącej podówczas nazwę Koloszwar (obecnie Kluż-Napoka). Nie mogło być inaczej. Pałac rodu Bánffych należał do najświetniejszych budowli miasta i, podobnie jak przynosząca krajowi chlubę Bonchida, był arcydziełem architektury baroku. Przez tysiąc lat, od przyjścia Madziarów, ród Bánffych zajmował poczesne miejsce wśród panujących na Węgrzech i w Siedmiogrodzie wielkich rodów magnackich, a portrety jego przedstawicieli — w zarzuconych na ramię dolmanach i haftowanych złotem kubrakach, z ozdobnymi bułatami u boku i w futrzanych kołpakach z unoszącymi się niczym obłok pary piórami — wisiały na wielu ścianach.

W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, zanim jeszcze los się od nich odwrócił, kuzyn hrabiego Miklósa Bánffyego pełnił przez pięć lat w cesarstwie austro-węgierskim funkcję premiera Węgier. Niedługo później, w 1905 roku, rozpoczyna się akcja książki. Autor ukazuje w niej życie wyższych sfer edwardiańskiej Mitteleuropy. Panowie, nawet najbardziej niedowidzący, odrzucali okulary i zaopatrywali się w monokle. Byli to modni wykwintnisie, jakby wyjęci z karykatur Spya albo późnego du Mauriera, a ich żony i faworyty najpewniej pozowały Boldiniemu albo Helleu. Życie stolicy było jednym pasmem przyjęć, balów i wyścigów konnych, na wsi zaś upływało na kolejnych grandes battues, podczas których posługiwano się wyłącznie strzelbami Purdeya. W powietrzu fruwały plotki, unosił się dym cygar i ogólna anglomania; istniały kręgi wyznawców Moneta, d’Annunzia i Rilkego; setki akrów lasu padało z dnia na dzień ofiarą kolei żelaznej; o brzasku z potarganych łóż z baldachimem sekretnymi drzwiami wymykali się kochankowie, i toczono pojedynki, które za mojej bytności nadal się odbywały. Rola, jaką odgrywała polityka, nasuwa skojarzenia z Trollope’em i Disraelim. Na dalekich równinach majaczą zjawy i przemykają dzikie konie, po niebie suną bociany; i mimo że w lasach pełno jest niedźwiedzi, wilków, pieczar, wodospadów, bawołów i dzikiego bzu, wiejski krajobraz Siedmiogrodu w jakiś dziwny sposób przypomina mi świat Hardy’ego.

Bánffy jest urodzonym gawędziarzem. Mamy tu spiski, intrygi, morderstwo, polityczne zawirowania i namiętne romanse, ale chociaż przeciwstawienie motywów miejskich i wiejskich mogłoby sugerować typową materię melodramatu, z lekką domieszką Anthony’ego Hope’a[3], to w tym przypadku tak się nie dzieje. Dramatyzmu jednak nie można książce odmówić. W miarę lektury wyłania się coraz pełniejszy obraz życia autora i zarys jego refleksyjnej natury. Bánffy ukazuje przesądy i szaleństwa bohaterów z właściwej perspektywy, bez zbytniej surowości, gdyż łagodzi ją poczucie humoru i zmysł absurdu autora. Jego patriotyzm jest całkowicie wolny od szowinizmu, nie ma też cienia pychy w naturalnych odruchach plemiennego poczucia odpowiedzialności, które kazało mu dążyć do tego, co uważał za słuszne, zawsze z dobrym skutkiem. (W przełomowym okresie lat dwudziestych XX wieku Bánffy był ministrem spraw zagranicznych). A jeśli niektóre karty książki owiewa mgła melancholii, to było to nieuniknione w niepewnych czasach, opisywanych przez człowieka głębokiej kultury.

Chatsworth, Boxing Day, 1998

PATRICK LEIGH FERMOR

tłum. Ewa Krasińska

[1] Wstęp do książki Miklósa Bánffyego, They Were Counted (The Transylvanian Trilogy), Londyn, Arcadia Books, 1999. Szkic przytaczamy za 133. numerem  „Zeszytów Literackich” (2016; w tym samym numerze, poza tekstem Fermora, zamieszczono fragment powieści Banffyego i szkic o Banffym Ireny Makarewicz). W 2024 nakładem wydawnictwa Officyna ukazał się pierwszy tom trylogii Banffyego Policzone w tłumaczeniu Ireny Makarewicz. Aby zamówić kliknij – tutaj

[2] Patrick Leigh Fermor, Between the Woods and the Water. On Foot to Constantinople: the Middle Danube to Iron Gates, London, John Murray, 1986. Drugi tom zapisków Fermora, Między lasem a wodą,  ukaże się wiosną 2024 roku nakładem wydawnictwa Próby w tłumaczeniu Doroty Kozińskiej i Ewy Krasińskiej.

[3] Anthony Hope (1863–1933), autor powieści przygodowej Więzień na zamku Zenda.

Warto również przeczytać...