fbpx
HOME
Marta Wyka

Na Klinach

W roku 2009 ukazuje się w „Tygodniku Powszechnym” tekst Ludwika Flaszena Kliny. Flaszen był długowieczny – odszedł w roku 2020, na początku pandemii, miał 90 lat. Udało mu się wrócić do Krakowa i tak jak chciał, został pochowany na cmentarzu żydowskim, obok swoich rodziców.

Opisując we wspomnieniu dom Jana Błońskiego, jest zatem ostatnim dysponentem pamięci o pakcie, który został zawarty przed półwieczem i trwał przez cały ten czas.

„Na roku AD 1948 było nas czterech – wraz z Jankiem – którzy zapisali się w annałach – czy raczej już dzisiaj w archiwach – literatury tamtych czasów…” – pisze Flaszen. Są rocznikiem 30-tym, Flaszen o rok starszy od Błońskiego. Co Flaszen, szkicując portret przyjaciela, wybiera z jego biografii?

„Dla debiutantów były to czasy łatwe i niesłychanie trudne” – powiada. Łatwe, ze względu na sprzyjające warunki debiutu. Profesor redaguje pismo, którego łamy są jeszcze otwarte, bezpartyjne. Debiutanci chcą jak najszybciej drukować. Zaczynają się już przygotowywać do ról buntowników.

„Mam w oczach ów moment przed sześćdziesięciu laty, gdy do sali wykładowej […] wkroczyło dwóch osobników o powierzchowności dość oryginalnej. Jeden niski jakby przedziwnie koślawy z trójkątną twarzą o ostrym nosie, skośnych zezujących oczach, poruszający się z wyraźnie wypracowanym wdziękiem. Był to Ket Puzyna. Drugi, młodzieniec bardzo wysoki, chłystkowaty, o głowie i twarzy oseska […] poruszał się w sposób nieskoordynowany, z wyraźnym zamiarem zdominowania przestrzeni. Tchnął aurą wyniosłości: jakby znalazł się w miejscu niedostatecznie dlań wysokim i godnym. Był to Jan Błoński. Z Puzyną stanowili niby parę cyrkowych clownów. Może dlatego moment pierwszego ich widzenia pamiętam tak jasno? Zaprzyjaźniliśmy się niebawem. Dołączył do nas Andrzej Kijowski […]. Szukaliśmy interesujących rozmówców. […] Na zasadzie intelektualnego magnetyzmu – a każdy z nas był inny – odnaleźliśmy się, dobrali, zaprzyjaźnili […]. W istocie [Janek] często miał się za lepszego od nas, nie mówiąc o mnie, z moim rosyjskim, nauczonym na zesłaniu w Sowietach. Ja go Puszkinem, Lermontowem […], a on mnie zwycięsko! – Mallarmém i Valérym, mistrzami nowoczesności”.

Jaka tego była konsekwencja? Błoński zajął się Proustem i bieżącą literaturą francuską (ale też krytyką, po Barthes’a), Flaszen był pierwszym tłumaczem Bachtina na język polski. Jako człowiek teatru wyreżyserował w Krakowie Dostojewskiego – bez sukcesu.

Jako studenci (trzej) wygłosili na zjeździe młodych polonistów „wspólny, trzyczęściowy referat”: Flaszen o Schulzu, Puzyna o Witkacym, Błoński o Gombrowiczu. „Pamiętam, w referacie Janka o mistrzu Witoldzie uderzyło mnie słowo «pepiniera». Do dziś zachowuję je w moim sekretnym dykcjonarzu”. Słownik Doroszewskiego podaje jego następujące znaczenia: dosłowne to szkółka roślin albo drzew; przenośne: środowisko sprzyjające kultywowaniu związków osobistych (bądź przyjacielskich).

Funkcjonując zatem we własnym, niezmiennym klimacie pepiniery, czterech początkujących krytyków czuło się w nim na tyle komfortowo i zrozumiale, iż, mieszkając przecież osobno, nie wiążąc się profesją akademicką (z wyjątkiem Błońskiego), odczuwali ten klimat jako język porozumienia, niepotrzebujący dodatkowych wyjaśnień.

W roku 1981 ukazuje się w WL Pamiętnik Józefa Błońskiego, ojca Jana, obejmujący lata 1891-1939. Syn zaistnieje w nim dwukrotnie – kiedy się rodzi w Warszawie i gdy na Żoliborzu, zaczyna uczęszczać na tajne komplety. W Warszawie właśnie spotyka na ulicy żydowskie dziecko, o którym nie może zapomnieć – tak utrzymuje jako autor eseju Biedni Polacy patrzą na Getto, pytany o pierwszy impuls, który spowodował jego powstanie.

Jest więc również nieświadomym wówczas mieszkańcem Atlantydy, bo tak, po latach, nazwie zbiór tekstów Miłosza, które wówczas się piszą. Ojciec jednak nie widzi siebie tylko w Warszawie. Nauczyciel i wojskowy, przywiązany do swoich dwóch profesji, student Uniwersytetu Jagiellońskiego, pochodzi ze Złoczowa i tamte właśnie strony są geograficznym początkiem jego życiorysu. Powiedzmy więc tylko, iż kresowa i galicyjska tradycja znajdowała się również u korzeni biograficznych syna. Jan Błoński długo zabiegał o publikację pamiętnika ojca, przyznawał też, iż ojciec miał istotny wpływ na kształtowanie jego osobowości – etycznej, moralnej i międzyludzkiej.

We wstępie Józef Błoński pisał: „Pamiętnik mój to dzieje własne człowieka, któremu przyszło żyć w latach tak burzliwych, że wydawały mu się czasem nierzeczywiste […]. W moim życiu można odczytać spokojny – złudnie spokojny – koniec XIX wieku, potem polski romantyzm, konspiracyjne marzenia, wreszcie wojenne przejścia i realizm pokojowej pracy […]. Oto co złożyło się na mój wiek męski, wiek klęski: trzy lata studiów, cztery pierwszej wojny, dziewięć lat pokojowej administracji w wojsku polskim, dziesięć w administracji szkolnej, sześć lat okupacji hitlerowskiej, siedem lat pracy nauczycielskiej. Dodam jeszcze czterokrotną utratę domu rodzinnego”.

Pierwsze zdanie Dziennika Jana Błońskiego, pisanego w latach sześćdziesiątych, brzmi: „Pochodzenie moje pstre…”. Zapiski dziennikowe uważał Błoński za ważne świadectwo historyczne, a jednak ich nie dokończył.

Dyskutowano o nich wiele. Błoński pisał tak „Moje oko jest syntetyczne”. Chętniej zatem ogląda idee, niż uczucia. Przewodnikiem po dziennikowych fragmentach Błońskiego może być następujące zdanie: „Bliżej mi do Rodzinnej Europy niż do Barbarzyńcy w ogrodzie…”.

Odtwarzając swoją genealogię, Błoński pisze o antenatkach rodziny, trzech młodych Francuzkach, które „za chlebem” udały się z francuskiej prowincji do Petersburga, jedna z nich została guwernantką w rosyjskich domach. To babka autora. Zmarła w roku 1946 w powojennym Krakowie, zaś francusko-rosyjsko-polska peregrynacja stanie się częścią zbiorowego obrazu ludzkich losów na przełomie dwóch stuleci, częścią wędrówek ludów, jakie się wówczas dokonywały. Były one również nosicielkami cnót mieszczańskich – czy zdołano je przechować w następnych pokoleniach? Na pewno została dobra znajomość francuskiego – też niełatwa, ale niekoniecznie odciskająca piętno na modelu życia.

Inne pytanie Błońskiego: „Czy wychował mnie Uniwersytet Jagielloński”. Odpowiedź: „Jak mógł mnie wychować skoro wszyscy zajęci byli zmianą przekonań”.

Małość była efektem tego przepoczwarzania, niespodziewane osoby uznawano za emanację Ducha Dziejów (tutaj Błoński wymienia Stefana Żołkiewskiego, teoretyka literatury, ale również polityka). Ale podobny kryzys dotyka też francuską La Gauche.

Błoński pisze we Francji, której nie ma: to znaczy nie istnieje już umysłowy kraj Charlesa Péguy, Balzaka i Prousta. Dynamikę życia umysłowego budują wówczas lewicowi profesorowie z główką Mao Tse-tunga w klapie, którzy za amerykańskie stypendia gardłują przeciw kapitalizmowi i imperializmowi.

Dla francuskich studentów Błoński wybiera, na ich życzenie, Listy do pani Z. Kazimierza Brandysa. Łatwiejsze w lekturze, mogły być czytane jako rodzaj umysłowego przęsła pomiędzy inteligentem polskim i jego – ewentualnym – francuskim odpowiednikiem.

Błoński miał ostrą świadomość, iż żyje w czasach, które niezależnie od tego czy PRL upadnie, czy skostnieje, zmierzają do finału. Był specjalistą od wielkich narracji, które chciały objąć „świat”, a tymczasem ten świat przestał się poddawać uogólnieniom. Błoński, doskonały diagnosta procesów społecznych, wiedział, iż kształtują się one pod wpływem domu, rodziny i miejsc osiedlenia. Chciał unikać wspomnień, może dlatego Dziennika nie ukończył.

Rozkładał się co prawda PRL jako fenomen dziejowy, ale wraz z nim zacierały się kontury dawnej Europy. Ubodzy pięciodolarowi stypendyści otrzymywali nikłe szanse, aby stać się obywatelami Europy, zaś w międzyczasie ich marzenie marniało w oczach. To był dramat i paradoks pokolenia Błońskiego i jego wybitnych przyjaciół.

Błoński napisał wprost: „Moja Europa kończy się”. Przede wszystkim ta rodzinna.

MARTA WYKA

Fragment książki „Czterech – Błoński, Flaszen, Kijowski, Puzyna. Esej o przyjaźni”, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek