fbpx
HOME
Dawid Szkoła

Piłkarskie wszystko i nic

Najlepsza część meczu piłkarskiego trwa dziesięć minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wtedy wszystko jest prawdopodobne i nic nie jest zapisane w statystykach. Istnieje jedynie wyczekiwanie i marzenie.

Nikt tej chwili nie zapisuje w programie meczowym, ale ona istnieje. Trwa od minus dziesiątej minuty do zera. Jest pustką, którą można wypełnić każdym pragnieniem; za moment napastnik w końcu się przełamie, a pomocnik wykaże kreatywnością. Wystarczy jeszcze parędziesiąt sekund poczekać, aby sen się ziścił. Dopiero gwizdek sędziego psuje wszystko i pierwsze nieudane podania stają się normą.

Tym właśnie jest poczucie ewentualności, o którym pisał Musil pisał: „Kto je ma, nie mówi na przykład nigdy: to czy tamto się stało, stanie albo musi się stać, a jedynie zakłada, że coś mogłoby, miałoby albo musiałoby się stać. A kiedy się takiemu człowiekowi o czymś mówi, że to tak jest, jak jest, wtedy on myśli sobie, że prawdopodobnie mogłoby być również inaczej”. Czas przed pierwszym dotknięciem piłki przez zawodnika charakteryzuje się trybem warunkowym. Wszystko może się wydarzyć, ale wcale nie musi.

W czasie -10 minuty meczu domyślamy się jak będzie on przebiegał, żartujemy ze słabości zawodników i wiemy, że szanse na zwycięstwo są poniżej minimalnych, ale w tajemnicy wierzymy w cud. Żaden kibic się do tego głośno nie przyzna, jednak w myślach widzimy dryblingi nieznane od czasów Garrinchy, gole godne Eusebio, parady, których nie powstydziłby się Lew Jaszyn. Nikt nie skiksuje, nikt się nie spóźni, każdy osobna i wszyscy razem stworzą drużynę.

Jest to idealne „nic”, którego pragnę. Pozostaje wtedy jedynie wyobrażenie, a realność stanowi tylko niewielki dodatek do tego, co wydarzyć się dopiero może. Dlatego najlepszy mecz jeszcze nie został rozegrany, najgorszy człowiek nie przyszedł na świat, te kilka słów, które coś znaczą zmieniły się w popiół dawno temu. Istnieją poza czasem, jak taktyka zmieniona noc przed meczem. Zna to uczucia Guardiola, był tego świadomy Eduard Strielcow, kiedy patrzył na syberyjskie niebo i myślach o nierozegranych meczach.

Nikt nie umiera, nikt nie odchodzi, wszystko dopiero się wydarzy, ekscytacja miesza się z wyczekiwaniem, mniej więcej w takich proporcjach, jak za niecałe dwie godziny smutek wymiesza się z pijaństwem. Piłka nożna to nie sprawa zwycięstw i porażek, ale marzeń i wyśnionych wyników, dlatego na mecze przychodzi się z nadzieją, a wychodzi się z nich melancholijnie jak Zidane w swoim ostatnim meczu. Zostawia się kawałek życia za sobą i nic, i nikt, nie może zmienić tego, co właśnie się wydarzyło.

Wszystko więc ogranicza się do straty: bramek i chwil. I z nikim nie można się tym doświadczeniem podzielić, bo boiskowy smutek jest egoistyczny, dla każdego wyjątkowy, dla innych niezrozumiały. Bill Shankly mówił, że piłka to coś więcej od życia i śmierci, ale chyba nie do końca w to wierzył. Był czerwony, był Szkotem, razem z innymi zjeżdżał do kopalni, ryzykując życie, ale jako legendarny trener Liverpoolu widział ludzi przed i po meczu, wiedział zatem, że piłka to nic i wszystko zarazem.

Jeśli idealny mecz, jak twierdził Giani Brera, powinien kończyć się wynikiem 0:0, bo nikt nie popełnia wtedy błędów i wszyscy się asekurują, to oznacza, że żaden kibic na trybunach się nie cieszy, ale każdy jest rozczarowany, idealny mecz jest przeciwieństwem życia. Wszystko i nic, okrągły przedmiot wypełniony powietrzem, dwie jedenastki, kilka umownych zasad, jednak pustka może być wszystkim. Wokół niej kręci się życie, jak Ziemia otoczona jest próżnią. Nic i wszystko, Maracana 16 lipca 1950, kiedy Jezus uniósł betonowe dłonie patrząc jak Ghiggia ucisza Brazylijczyków, Jock Stein ostatni raz patrzący na mecz zanim ujrzał ciemność, karny Roberto Baggio i ta chwila, kiedy Gerrard patrzył na oddalające się plecy Demba Ba. Jak pisał Henri-Frédéric Amiel: „Wiele bieganiny i bazgraniny po nic. Wszystko razem: Nada!”. I tylko ta chwila przed, kiedy jeszcze wszystko wydarzyć się może.

DAWID SZKOŁA

Warto również przeczytać...