fbpx
HOME
Agnieszka Papieska

Poeta przez poezję porzucony

Dlaczego biograf podejmuje trud opowiedzenia o drugim człowieku? Zadanie w każdym wypadku karkołomne. Jeśli do tego autor biografii czy literackiego portretu żywi – jak Paweł Bem – przekonanie, iż „pisać należy jak najmniej”, a jednocześnie za bohatera swej opowieści obiera artystę – powiedzmy szczerze – drugiego planu, rzecz staje się podwójnie ciekawa.

Jerzego Zagórskiego Paweł Bem przedstawia tak: „Był interesującym poetą, sprawnym pisarzem (eseistą, prozaikiem), wziętym tłumaczem, śmiałym publicystą, ambitnym dramaturgiem”. Każdy z tych przymiotników, pozornie pochwalnych, a w istocie deprecjonujących – albowiem w dziedzinie sztuki liczy się wyłącznie geniusz – mówi, że nie dlatego trzymamy teraz w rękach poświęconą dawnemu żagaryście książkę. Powód jest całkiem inny.

„Moje spotkanie z Jerzym Zagórskim zaczęło się od cudzej pamięci – pisze we wstępie Paweł Bem. – Przekazano ją w słowach, które zaiskrzyły i wzbudziły płomień”. Były to słowa Hanny Szumańskiej‑Grossowej o Jerzym i Marynie Zagórskich, dotyczące czasów okupacji: „Plątały się u nich tłumy Żydów”. Dziwność czasownika „plątać się” w kontekście walki o życie nadała siłę tej wypowiedzi. „Zatem nie poezja – wyznaje autor. – Nie literatura. Jednozdaniowe świadectwo wystarczyło mi, by próbować zrozumieć, kim byli Jerzy i Maryna Zagórscy – Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”.

Portret Jerzego Zagórskiego, jaki wyłania się z książki, ma solidne podstawy – przede wszystkim przepastne archiwum poety, przechowywane w Muzeum Literatury w Warszawie. Wśród materiałów archiwalnych zachowały się dzienniki, korespondencja, notatki, niedrukowane maszynopisy poety. To wielki atut książki, która nie powtarza faktów znanych (literatura przedmiotu jest niemała), ale przynosi – jak chce jej autor – „opowieść rewelacyjną”, oświetlającą to, co dotąd pozostawało w cieniu. Toteż mniej o twórczości, a bardziej o perypetiach życiowych Zagórskiego, odzwierciedlających w dużej mierze los polskiego inteligenta XX wieku, jest ta opowieść. Wnikliwie i empatycznie poprowadził ją Paweł Bem, zarysowując wileńskie czasy poetyckich triumfów Zagórskiego (Józef Czechowicz nazywał jego wiersze „najczystszymi w wydźwięku” i „pisanymi do spółki z aniołem pokory”, a żagarysta Leon Szreder twierdził wręcz, że „Mickiewicz do kolan nie dorasta Zagórskiemu”), osadzenie się Zagórskich w Warszawie, wreszcie czasy okupacji – przestawiające hierarchie wartości i stanowiące punkt zwrotny w życiu poety, którego losem stała się, jak ujmuje to jego biograf, utrata poezji. „Twierdzę – powiada Paweł Bem – że w czasie okupacji poezja opuściła Jerzego Zagórskiego, bądź też on, w części świadomie, pozwolił jej odejść. Miał ważniejsze rzeczy na głowie”.

Te „ważniejsze rzeczy” wiązały się z ratowaniem ludzkiego życia, za co w 1977 roku Jerzy i Maria Zagórscy otrzymali tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Maria Zagórska („Jerzy i Maryna nie rozstawali się ze sobą nawet na chwilę” – wspomina ich syn Włodzimierz) była historykiem sztuki i tłumaczką, przekładała z litewskiego, ukraińskiego, gruzińskiego, rosyjskiego oraz francuskiego (Vladimira Jankélévitcha). Była ponadto osobą obdarzoną silną osobowością, dowcipem i ciętym językiem (Miłosz mówił o niej: „straszna Maryna”). Oraz – rzecz jasna – odwagą. Tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata został przyznany Zagórskim na podstawie świadectwa dwojga ocalałych: Jana i Lidii Kottów. Ale udzielali schronienia także wielu anonimowym dziś dla nas osobom: od roku 1942 do wybuchu powstania warszawskiego ratunek w ich domu znalazło osiemnaścioro Żydów. Jerzy Zagórski, relacjonując w swoim notatniku jerozolimskie uroczystości przyznania jemu i jego żonie tytułu Sprawiedliwych, napisał: „Przecież nie uczyniliśmy nic nadzwyczajnego, lecz spełnialiśmy zwyczajny ludzki obowiązek”. Wymieniając pobudki, jakimi kierowali się, ratując życie innych z narażeniem własnego, Zagórski pisze, że działał po pierwsze jako Polak walczący z ludobójstwem hitlerowców, po drugie jako humanista, po trzecie jako katolik z nakazu własnej religii, a po czwarte jako członek rodziny, której inni przedstawiciele (brat, matka, stryjeczny dziadek) także mieli udział w ratowaniu Żydów.

A co z porzuconą ścieżką poezji? Po wojnie ogłosił wiele tomów, jednak nie podnosiły one temperatury ani krytyki, ani czytelników. „Poezja ulatywała – pisze Paweł Bem. – Gonił ją i gonił. I źle to szło”. Z zażenowaniem – i nie bez współczucia – patrzy się dziś na zachowane w archiwum Zagórskiego świadectwa tej pogoni, jak choćby reakcja poety na brak jego nazwiska w Anthologie de la poésie polonaise opracowanej na emigracji przez Konstantego A. Jeleńskiego i wydanej w 1965 roku w Paryżu. Poemat Zagórskiego (Przyjście wroga) był planowany do publikacji w antologii, jednak w ostatniej chwili – rekonstruuje sprawę Paweł Bem – wydawca zażądał dużych skrótów i maszynopis okrojono o dwieście stron: „Jak zapewniał Jeleński, miał to zrobić jakiś Francuz z polecenia wydawcy”. Zagórski nie krył rozczarowania. Uważał, że cięcia powinno się przeprowadzić inaczej, a owemu Francuzowi działającemu z polecenia wydawcy należało, jak żalił się w liście do Jana Brzękowskiego, „zwrócić uwagę, że tuzin Miłoszów i ósemkę Watów można było bez szkody wziąć na trzebież”. Pretensje miał także do Miłosza, który we wstępie do antologii przemilczał jego nazwisko.

Osobiste zabieganie o nieśmiertelną sławę rzadko bywa skuteczne. Hierarchia ustala się na innej płaszczyźnie. Nieco światła rzucił na to zjawisko Miłosz w tomie rozmów z Aleksandrem Fiutem: „Teraz z uczuciem przerażenia myślę o tym, że przecież co mnie się przytrafiło, to realizacja spóźniona. Wszystko to, co było w Wilnie, służyło do tego, żebym ja się później zrealizował. Ale przecież – prawdę powiedziawszy – Rymkiewicz, Zagórski zostaliby tacy, jacy zostaną na zawsze. Dlatego że – to jest okrutne, co powiem – Rymkiewicz czy Zagórski, czy Putrament wszystko, co najlepsze, spełnili wtedy. Wtedy, nie później. Ja byłem wytypowany na realizację później. Dlaczego? Nie mam pojęcia!”.

Miłosz dezawuował więc cały powojenny dorobek Zagórskiego – podsumowuje Paweł Bem, który jednak nie dla walorów poezji niegdysiejszego żagarysty postanowił odmalować jego portret, ale dla zasług, „których świadectwem jest piękne drzewko na Wzgórzu Herzla. Drzewo życia”.

AGNIESZKA PAPIESKA

Paweł Bem „Może niesłusznie. O Jerzym Zagórskim”. Kraków, Austeria, 2021. Aby zamówić kliknij tutaj

Warto również przeczytać...