fbpx
HOME
Aleksander Fiut

Pytam, więc jestem

Pośmiertnie wydany tom Adama Zagajewskiego Trzy czwarte jest wyrazem troskliwej pieczołowitości: Mai Zagajewskiej, która wydobyła z archiwum poety pliki komputerowe z zapisami jego nieznanych wierszy. Anny Czabanowskiej-Wróbel, znakomitej znawczyni poezji autora, układającej z utworów rozproszonych oraz niepublikowanych spójną, chronologicznie skomponowaną całość. Wreszcie – last but not least – Wydawnictwa a5, które wydało książkę ze zwykłą sobie starannością. Na okładce tomu można podziwiać zdjęcie Adama Zagajewskiego, ubranego z wyszukaną acz dyskretną elegancją (te doskonale dobrane odcienie szarości!), pozującego z uśmiechem, w swobodnej pozie, z gazetą w ręce, na kamiennej balustradzie. Jakby zatrzymanego na chwilę w trakcie spaceru. Wybór tej właśnie fotografii wydał mi się niezwykle trafny. Bo choć na zebrane w tym tomie wiersze kładzie się już cień przeczuwanej śmierci, one żyją własnym życiem, silnie wibrują energią, dowodząc niesłabnącej inwencji poety, który jak gdyby przerwał pisanie w pół słowa. Tak właśnie, wpół zdania został urwany, reprodukowany na skrzydełku książki rękopis wiersza, który w pierwotnej wersji nosił tytuł Znowu, a ukazał się pod tytułem Persefona w tomie Ziemia ognista. Świetny pomysł, by właśnie ten tekst tutaj przypomnieć! Pozostaje w pamięci postać Persefony „w letniej sukience, o czarnych oczach żydowskiego dziecka”, która powoli schodzi pod ziemię na gwarnej ulicy. I czułość autora o to, że „Będzie jej zimno pod ziemią […] i warkocz jej nie ochroni przed ciemnym wiatrem”.

Tom uderza łatwością i biegłością, z jaką Zagajewski posługuje się rozmaitymi formami wypowiedzi i gatunkami – od dziennikowego zapisu, poprzez wiersz interwencyjny do ballady oraz historycznoliterackiej reminiscencji. Tematy wierszy są czytelnikom tego poety dobrze znane: wędrówka po Krakowie, wspomnienie rodziców i dzieciństwa, kontemplowanie sztuki, dialog z przyjaciółmi poetami, zachwyt wywołany pojedynczą chwilą, obawa o przyszłe losy świata. Adam Zagajewski pisze o ciężarze, jakim dla współczesnych stała się wolność (Wolność). Rozmyśla z gorzką ironią – w wierszu, którego tytuł stał się tytułem książki – o występującej od zarania ludzkiego gatunku gotowości wykluczania tych, którzy w pysze i poczuciu nieuzasadnionej wyższości uznani zostają za gorszych i kulturowo podrzędniejszych:

 

W okolicach roku 1800 trzy czwarte ludzkości było niewolnikami

Adam Hochschild

Oto szlachetne powołanie człowieka, oto godność

Która towarzyszy nam od czasu kiedy pozbyliśmy się

Tych nudnych Neandertalczyków z ich smętnym

Spojrzeniem i potem wszystkie te niezliczone

Udogodnienia, obozy, w których zbieraliśmy

Mniej zaradnych, gdzie zawsze gromadziliśmy

Uciekinierów, Żydów, Rohingya, Syryjczyków,

Ujgurów, i tylu innych, żeby uporządkować

Ich beznadziejne sprawy, żeby nie przeszkadzali

W sprawach wyższego rodzaju, na których dużo lepiej

Zna się jedna czwarta ludzkości, to znaczy, wystarczy

Rozglądnąć się dokoła, ty, mój drogi czytelniku

i ja, autor.

Zamykający tom piękny wiersz Wieczór autorski, który autor w liście do Anny Czabanowskiej-Wróbel określił słowami: „może ulubiony wśród nowości”, jest elegijnym przypomnieniem spotkania z przyjaciółmi, Tzvetanem Todorovem i C.K. Williamsem. Powiada poeta:

 

Wracam do tamtej chwili po wielu latach

Nie z nostalgii, tylko tak, jakbym

Dopiero dzisiaj zaczął ją rozumieć

Bo to był także moment braterstwa

Milczącego braterstwa, które trwa

Pomimo wszystko

 

Kończąc wymownie:

 

Stanęliśmy potem przed niewielkim tłumem

Zaczęliśmy czytać wiersze

i wróciła do nas siła

i staliśmy się sługami poezji,

starszej od nas i młodszej,

bardzo potężnej i zupełnie bezradnej

 

Mnie, poza wszystkim, najbardziej uderzyła w tym tomie potrzeba ponownego postawienia fundamentalnych pytań. Oczywiście, Adam Zagajewski stawiał je wcześniej, niemniej tutaj zastanawia ich wyjątkowe nasilenie. Nie chodzi przy tym tylko o to, że mowa o pytaniach zderzających się z nieprzeniknionym murem milczenia. Istotniejsze, że stawiane są one nieraz w sytuacji nieoczekiwanej i, co więcej – sam status pytającego, nie zawsze do końca określony, pozostaje kwestią fundamentalną. Rzec można, że formuła Kartezjańska zostaje przez poetę przekształcona w: „Jestem, bo pytam”. Przy czym owo samookreślenie nie ogranicza się wyłącznie do człowieczej sfery bytu!

Zagajewski zaczyna od postawienia zasadniczej kwestii, czy w ogóle istnieje wymiar metafizyczny. Zostaje on przywołany – poza aluzją do wiersza Norwida – symbolami Boga zaczerpniętymi ze Starego Testamentu oraz odwołaniem do Apokalipsy. Na zadane sobie pytanie:

 

A może twoje niekończące się poszukiwania,

twoje marzenia o płomieniu, o wielkim ogniu,

omomencie, kiedy otworzy się oko błękitu,

są tylko iluzją, jeszcze jednym złudzeniem,

chimerą jakich wiele?

 

– pada odpowiedź:

 

Ale jeżeli tego płomienia nie ma,

to nie ma nic, zupełnie nic,

tylko poszukiwanie, cisza i noc,

i ciemna nieskończoność deszczu.

(Buk)

 

Odpowiedź brzmi dość rozpaczliwie. Wyraża  wątpliwość, a nie pewność, potrzebę, nie zaś spełnienie, sceptyczny namysł, zamiast niezachwianej wiary. Jeśli jednak myśl o tym, że tej drugiej strony bytu brak, że Boga nie ma, prowadzi do wniosku: „nie ma nic, zupełnie nic”, to może – wbrew mnożącym się zastrzeżeniom, wątpliwościom, sceptycyzmowi – należy zachować choćby nadzieję, że Bóg istnieje? Albo pytać dalej?

Drugie ważne pytanie pada w wierszu poświęconym znanemu obrazowi Velázqueza Las Meninas:

 

Nikt nie potrafi nam powiedzieć

jak połączyć życie, które się jąka,

i sztukę, doskonałą

 

Nikt tego nie rozumie

Nikt się nie podejmuje

 

Jedyną odpowiedzią pozostaje chyba samo niestrudzone, jak w tym wierszu, dążenie do tego połączenia, sama świadomość, że

 

Wciąż szukamy płótna, w które można owinąć

cierpienie i radość, i nieśmiałe pragnienie bliskości

 

Podczas nocy w ogrodzie Mehoffera o tym, „Czy istnieje niewinność /czy już tylko szyderstwo” naradzają się już nie ludzie, lecz cztery ogromne drzewa. „W języku tajemniczym i giętkim. […] Padały słowa pełne lęku”. Ale jakie? „Nikt nic nie słyszał […] / nikt się nie dowie” (W ogrodzie Mehoffera). Samo sformułowanie jest zagadkowe – bo o jakim szyderstwie mowa? Z niewinności jedynie? Czy też szyderstwo tak dalece się rozpleniło, że stało się dominującą formą reagowania na świat, wyrazem jawnej i brutalnej w wyrazie negacji, która nie potrzebuje czy nie szuka uzasadnień?  A może odpowiedź na postawione pytanie znajduje się gdzie indziej, w porządku bytu i w języku ludziom niedostępnym? Zna ją jedynie natura?

W wierszu Według Marianne Moore dialog z amerykańska poetką ułożony został prawie z samych pytań i rozmaitych niewiadomych, na które można jedynie odpowiedzieć dalszymi pytaniami. Bo kiedy poeta pyta: „Czym jest nasza niewinność, / Czym jest wina?” – to podważa tym samym samą podstawę systemu moralnych wartości i prawnych reguł? Czy raczej skłania do rozmyślań nad sensem tych pojęć? Albo przestrzega przed zamazywaniem między nimi różnicy? Kiedy zadaje pytanie, na pozór brzmiące naiwnie: „Czym są lata, które odchodzą, / Czym są lata, których jeszcze nie ma?” – to mówi wyłącznie o trudności zrozumienia, czym jest upływ czasu? Czy też raczej o niemożności zdefiniowania przeszłości i nieprzewidywalności przyszłości? Dosyć dziwnie brzmi następne pytanie:

 

Dlaczego nasze miasta budujemy

Na płaskiej pustyni i dopiero potem

Wieże, które celują w  ciemność nocy?

 

Dziwnie, bo pozostaje w sprzeczności z potoczną wiedzą: przecież miast nie wznosi się na pustyni, a wieże niejednokrotnie były początkiem i zalążkiem osady! Może zatem chodzi raczej o opozycję aksjologicznej osi horyzontalnej i wertykalnej? Wówczas budowanie na pustyni miałoby sens symboliczny, oznaczałoby sferę podporządkowania sobie natury, natomiast wzniesienie wież oznaczałoby, równie symbolicznie, dążenie wzwyż, ułomną postać zbliżania się do transcendencji?

Sekwencja następnych pytań uderza już samą osobliwością zestawienia:

 

Nie wiemy, czym jest zbawienie.

Nie wiemy, czym jest czas

I czym ekstaza porannych pociągów

Na wiosnę […]

 

Ale pointa brzmi równie zaskakująco:

 

Nic nie wiemy, wiemy

Że tylko radość jest czysta

I głos, który chwali

Zanim zgaśnie

 

Może zatem winniśmy się pogodzić, że pozostajemy uwięzieni w sieci pytań, na które nie ma właściwych czy jednoznacznych odpowiedzi? Ale zarazem możemy znaleźć oparcie w samej radości istnienia, afirmacji bytu, w hymnie pochwalnym?

Tej radości nieustępliwie towarzyszy lęk, który obudzić się może w nieoczekiwanej chwili, na przykład w trakcie podróży pociągiem. Jej nudę znienacka zakłóca zaskakujące pytanie:

 

Dlaczego jednak

Przez sekundę

Odczuwasz lęk

Przy zapowiedzi

Końcowej stacji –

Przecież właśnie tam

Miałeś dojechać?

(Jadąc pociągiem)

 

Myśl o lęku, wszechobecnym lęku skłania do empatii z cierpiącymi zwierzętami. O ich torturowaniu przez ludzi, ale także o bezlitosnym porządku istnienia, w którym panuje – podobnie jak w świecie ludzkim – przemoc, okrucieństwo oraz dominacja silniejszymi nad słabszymi, skoro nawet nad ścieżką „lata jastrząb-żandarm” (Cierpienie zwierząt).

Kres podróży, jak każdy kres, staje się  prefiguracją śmierci. W wierszu otwierającym Trzy czwarte zbiegają się wszystkie najważniejsze tematy, ujęcia i wątki, nie tylko w tym tomie, ale także w całej poezji Adama Zagajewskiego: troska o konkret uchwycony w swojej niepowtarzalnej jednostkowości i zespolenie go z tym, co ogólne; odwołanie się do własnego, potocznego doświadczenia i nadania mu sensu uniwersalnego; niesłabnące olśnienie urodą świata i wiedza o grozie, jaką ta barwna kurtyna zasłania; lęk przed unicestwieniem i nadzieja na ostateczne ocalenie; harmonijne połączenia tego, co dotykalne z wymiarem metafizycznym. Albo jeszcze inaczej: dochodzi do głosu pragnienie umieszczenia się w sferze pomiędzy wiarą w ocalającą moc miłości a śmiercią, ekstazą istnienia a zapowiedzią odejścia. Nade wszystko: pomiędzy koniecznością ponawiania podstawowych pytań a zgodą, że brak na nie ostatecznej odpowiedzi:

 

Znów kwitną lipy i znowu jestem

jak pod narkozą – a ci, co idą aleją,

pewnie też  desperacko próbują

zrozumieć, czego chcą kwiaty,

jakiej ekstazy domagają się od nas,

czy to śmierć w nich mówi, pomysłowa

i hojna, czy miłość, lakoniczna miłość,

bo chyba nic innego nie ma na świecie,

jeszcze tylko oszołomienie, niepewność

i pytania, i wiersz, i dużo milczenia,

i czarne ramy, które długo czekają,

i światło niezłomne, które świeci.

(Kwitną lipy)

 

ALEKSANDER FIUT

Adam Zagajewski „Trzy czwarte”. Opracowanie i komentarz edytorski Anna Czabanowska-Wróbel. Kraków, a5, 2024.

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek