fbpx
HOME
Agnieszka Papieska

Reduta Lovecrafta

Jako siedmiolatek nie umiał się bawić, ale potrafił czytać i pisywał wiersze; w szkółce niedzielnej powziął przekonanie, że jeden dobry rzymski poganin jest wart tyle, co sześć tuzinów chrześcijan; a odkąd zrozumiał, że miriady słońc i światów wypełniają nieskończoną przestrzeń kosmosu, patrzył na człowieka jak na nic nieznaczący pyłek. Po osiemdziesięciu sześciu latach od śmierci Howarda Phillipsa Lovecrafta coraz bardziej uprawnione staje się twierdzenie, że był jednym z najważniejszych pisarzy amerykańskich XX wieku.

Do zwolenników tego poglądu należy S. T. Joshi, autor opasłej biografii samotnika z Providence (to określenie, które przylgnęło do Lovecrafta, nie całkiem odpowiada prawdzie). Przyglądając się życiu swojego bohatera rok po roku, miesiąc po miesiącu, a niekiedy dzień po dniu, Joshi – w dziele zatytułowanym H. P. Lovecraft. Biografia (polska edycja w 2010 roku w przekładzie Mateusza Kopacza) – wnikliwie analizuje relacje przyszłego pisarza z matką, której chorobliwa nadopiekuńczość niemało przyczyniła się do niezaradności życiowej Howarda. Nadopiekuńczość, dodajmy, podszyta poczuciem obcości wobec własnego syna. Lovecraft, usłyszawszy w wieku osiemnastu lat od matki, że jest „odrażający”, nie mógł mieć wielkiego poczucia własnej wartości. „Postrzegając siebie jako absolutne zero, czułem, że równie dobrze mogłoby mnie nie być” – pisał wiele lat później, a jego mniemanie o bezsensie własnego życia przybrało postać przeświadczenia o błahości istnienia w ogóle. Pytany, dlaczego nie pisze o „zwykłych ludziach”, odpowiadał, że ci w najmniejszym stopniu go nie interesują. „Dopiero stosunek człowieka do wszechświata – do nieznanego – jest w stanie wzbudzić w mym umyśle iskrę twórczej wyobraźni”. Tę ideę nazwie później „kosmicyzmem”.

Literatura grozy, a taką uprawiał i rozwinął Lovecraft, jest wyrazem niezgody na świat i reguły, jakie nim rządzą. Na przykład na dyktaturę pieniądza. Pogarda, jaką autor Widma nad Innsmouth okazywał pisaniu dla pieniędzy, nie miała sobie równych. Jego niechęć wobec profesjonalnego pisarstwa wynikała ze świadomości, że jego gust dalece odbiega od upodobań szerokiej rzeszy czytelników (zafascynowany literaturą XVIII wieku starał się pisać w podobny sposób). Przerażające, makabryczne i fantastyczne opowiadania tworzył wyłącznie dla własnej rozrywki, czego bynajmniej nie krył w listach wysyłanych wraz z utworami do redaktorów amatorskich najczęściej gazet. Owszem, wiele razy próbował podjąć płatną pracę, najczęściej jednak bezskutecznie. W zdobyciu zatrudnienia nie pomagał mu pełen ironii ton, jakim pobrzmiewały jego listy motywacyjne, ani też to, iż całkiem otwarcie zawiadamiał potencjalnych pracodawców o tym, że muszą się liczyć z jego częstą nieobecnością. Właściwie głównym źródłem jego dochodów była korekta cudzych utworów literackich. Nawet w obliczu zupełnego ubóstwa nie zdecydował się na produkowanie szmiry, na którą był popyt w pismach poświęconych fantastyce: „Ostatecznie jest bodaj siedem osób, naprawdę przepadających za moimi pracami; mnie tyle wystarczy” – oświadczył w jednym z esejów, a jako trzydziestoczteroletni człowiek wyznał: „Pisanie mimo wszystko stanowi sedno tego, co mi pozostało w życiu, i jeśli nagle utraciłbym zdolność lub możliwość tworzenia, nie miałbym powodu – czy raczej siły – by trwać dalej w komedii istnienia”.

Współpraca Lovecrafta z niszowymi pismami to ważny rozdział w jego życiu – położył niemałe zasługi w rozwoju amatorskiego dziennikarstwa, redagując bądź współredagując wiele pism i tocząc na ich łamach niezliczone polemiki, przede wszystkim na tematy literackie, także na temat własnej twórczości. Swoje opowiadania określał mianem weird fiction. Termin ten, stosowany jako nazwa utworów z pogranicza fantasy, horroru i science fiction, Lovecraft spopularyzował w esejach, zaś w książce Nadnaturalny horror w literaturze sformułował jego kanoniczną definicję: „Prawdziwa opowieść niesamowita – wyjaśniał – to coś więcej niż historia o tajemniczym morderstwie, skrwawionych kościach czy postaciach w prześcieradłach podzwaniających łańcuchami. Wyróżnia je szczególna, zapierająca dech w piersiach atmosfera zagrożenia, której naukowo, posługując się racjonalną logiką, nie można wyjaśnić, nieznane, niepojęte moce, wreszcie zagadnienie dla grozy podstawowe: wyrażona z całą powagą i złowrogością najstraszliwsza koncepcja ludzkiego umysłu: zawieszenie tych niezmiennych praw Natury, które są naszą jedyną ochroną przed atakami chaosu i demonów z pozaziemskich przestworzy”.

Kto spodziewa się ataku chaosu i demonów z pozaziemskich przestworzy, ten w życiu codziennym musi przestrzegać surowych reguł. W autorze Snów w domu wiedźmy głębokie politowanie wzbudzała cyganeria, przeświadczona, że prawdziwa sztuka wymaga rozwichrzenia wagabundy i bogactwa fizycznych doznań. Lovecraftowi nic nie było bardziej obce niż taka postawa, sam był wrogiem picia alkoholu i palenia papierosów, a ludzi, którzy nie potrafili żyć wstrzemięźliwie i w czystości uważał za „bliskich marnej amebie”. Dla niego wstrzemięźliwość seksualna była prostą konsekwencją poglądu przypisującego znikomą wartość wszelkim sprawom tego świata, ale – dodajmy – nie ułatwiała mu życia małżeńskiego; autor Koszmaru w Dunwich był przez krótki czas żonaty, jednak po rozpadzie związku nigdy już o nim nie wspominał.

T. Joshi, urodzony w 1958 roku edytor spuścizny Lovecrafta, a także autor biografii innego twórcy opowieści niesamowitych, Ambrose’e Bierce’a, o swoim bohaterze wie wszystko i hojnie dzieli się tą wiedzą. Pewne ryzyko wiąże się z tym, że w gąszczu szczegółów czytelnik może nieco stracić z oczu los pisarza z Providence, a ten był więcej niż zdumiewający. Jeżeli jednak jest się miłośnikiem autora Zewu Cthulhu, można zmierzyć się z ponad tysiącem stron jego biografii – co mimo wszystko wymaga mniejszego heroizmu niż stawienie czoła kosmicznemu chaosowi.

AGNIESZKA PAPIESKA

Warto również przeczytać...