fbpx
HOME
Jakub Dolatowski

Sienniki, słomniki, Czerniec nad Dunajcem

Zbiór poetów polskich XIX w. Pawła Hertza, „tylko” antologia, ale jednak na pewno – opus magnum autora, to jedna z kilku ponawianych lektur. Wieczorami sięgam często po któryś z tomów, by zanurzyć się – ale zwykle nie w wiersze, bo większość z nich jest dla mnie „wyblakła” i, jako że nie poruszają i nie zapadają w pamięć, wracam raczej nie do nich, a do not biograficznych, które zestawiał Hertz. To w nich niezmiennie się zaczytuję, tak są poruszające, czasem po prostu wstrząsające – choć skrajnie oszczędne (niekiedy nota to kilka słów, jakie Hertz zdołał o kimś skreślić; czasem nie ma w ogóle nic, nawet dat). Zbudowane w jakiś mistrzowski sposób – szczegóły warsztatu, fastryga i ściegi tej ogromnej pracy są niewidoczne. Może to efekt nie tylko umiejętności samego Hertza, skali jego wiedzy i wysiłku, jaki włożył w tę pracę, czy wyczucia ducha epoki i umiejętności odczytywania zawiłych, zwłaszcza po tak długim czasie, losów poetek i poetów, ale i tych cech XIX wieku, które na naszych ziemiach wielu postaciom antologii przynosiły niespełnienie za niespełnieniem, nawroty zniszczeń i katastrofę.

Kartkując Zbiór poetów… trafiłem ostatnio – księga II, s. 761 – na wiersz Gabrieli Puzyniny, której osoba do tej pory ledwie ledwie tkwiła mi w pamięci, a to dla jej wspomnień, W Wilnie i w dworach litewskich, z czasów moich dawnych, okołomickiewiczowskich lektur, wiersz, który, wbrew temu, co napisałem przed chwilą, jest dla mnie jak najbardziej żywy, bo w zgodzie z moim spojrzeniem na rzeczywistość lub na to, co się mi jako rzeczywistość jawi. To Siennik, a w nim takie m.in. wersy:

 

Pościałki mojej skromnej sianeczko pachnące!

Pytam cię się, na jakiej porastałeś łące?

W jakiej stronie i jaka stopa cię deptała?

[…]

Czyja krówka zbłąkana skubnęła twej trawy?

Jakie ptaszki z kielichów twoich piły rosę?

Jakiego ty wieśniaka ostrą stępiasz kosę?

Może ja znam to miejsce, gdzie twa łąka wschodzi?

 

Można to odczytać i głęboko, jako tekst o „niemożności”, na jaką natrafiamy w próbach poznawania świata, o tym, że istota rzeczy, natura rerum, jest zawsze, przynajmniej w jakiejś części, nie do objęcia, nie na nasz rozum. To bardzo proste słowa o tym, że więcej w tym wszystkim tajemnic niż czegokolwiek innego, że wszelkie konstatacje są z natury niejednoznaczne i chwiejne. Słowa Puzyniny przypomniały mi – skojarzenie odległe, ale mocne – inne dawne lektury, z dziedziny nauk ścisłych, czyli jeszcze z czasów licealnych, z czego zostały już tylko ledwo brzmiące echa i, właściwe dyletantom, same hasła, na przykład o „nieoznaczoności” wyników, jaka zawsze obarcza próby poznawania świata, o wzajemnym uwikłaniu obserwatora i „obserwowanego”, czego przezwyciężyć ów obserwator nigdy nie zdoła.

Jakże bliskie są mi te znaki zapytania, którymi Puzynina, niepewna sianożęci, kończy prawie każdy wers, gdy odpowiedź – nie istnieje lub jest niedosiężna. To jest – wypisz, wymaluj – metoda Arystotelesowskich Problemata, pytania, jakie Filozof zadaje Naturze, nie znając przyczyn takiego a nie innego biegu zdarzeń.

Siennik przywodzi też wspomnienia z dzieciństwa, kiedy przez wszystkie lata, gdy chodziłem do podstawówki – to był początek lat sześćdziesiątych XX w. – jeździliśmy, rodzice ze mną małym, na każde długie letnie wakacje do Czerńca nad Dunajcem, małej, ubogiej i zapomnianej wsi, gdzie gospodarowano jeszcze w dawny sposób. Spało się tam właśnie na siennikach, które wypchane świeżym sianem z nadrzecznych łąk, czekały już na nasz przyjazd i pachniały tak mocno, że zasypiało się jakże inaczej niż w mieście! Puzynina, przecież arystokratka, z domu Günther von Heidelsheim, pisze o sienniku, jako o „swojej pościałce”; czyżby więc – tego nie wiem – takie materace były dwieście lat temu w powszechnym użytku, także w łóżkach sfer „wyższych”? Linde podsuwa w Słowniku języka polskiego, obok siennika – „słomnik, miech słomą napchany do legania na nim”, materac z pewnością trwalszy od siennika i nie tak szybko pełen dolin, wyrobionych przez spoczywającego na łóżku, no ale i nie tak pachnący. W Czerńcu w niektórych chałupach były w użyciu słomniki, napełniane słomą owsianą – to przecież okolice górskie, owsa było tam w bród, ale my na takich nie sypialiśmy.

Czerniec, dawny widok na dolinę Dunajca i stoki Cebulanki; autor nieznany, ze zbiorów Krzysztofa Dudy

Czerniec to dla mnie wioska mityczna, realne, nieksiążkowe źródło mojego spojrzenia na naturę i gospodarowanie w jej dobrach. Tam poznałem całkiem porządnie, bo przez tych kilka ładnych lat, tyle rzeczy „niemiejskich” – choćby kośbę, zadawanie paszy inwentarzowi, przygotowywanie dla świń parowanych kartofli, utłuczonych z otrębami i siekaną pokrzywą (jak to pachniało!), łuskanie grubych jak paluchy i połyskliwych strąków bobu, po które sięgało się do wybrudzonego od używania, wiklinowego półkoszka, delikatne wyszukiwanie dłonią, w głębinach siana, kurzych jaj, czy – po prostu – chodzenie wszędzie, bez wyjątku, na bosaka. Tam, w Czerńcu, napatrzyłem się na mroczną, a co i rusz – oślepiającą i ogłuszającą robotę w kuźni, i na młockę na gumnie, robotę dwu mężczyzn, pozostających cały czas w ścisłej przestrzennej opozycji, jakby dawni „planetowie”, kroczących z wolna po okręgu, w jednym kierunku, i pracujących cepami w rytm kroków.

W Czerńcu brat naszej gospodyni, gospodarujący przez drogę, zapomnianego już przeze mnie imienia – pan Zbozień, nauczył mnie, by w skwar żniwnej kanikuły szukać ochłody dla ciała w opłukiwaniu od wewnątrz przegubów dłoni – tyle tu żył pod samą skórą – zimniuteńką wodą (unikało się w ten sposób przeziębienia gardła, gdyby, zgrzanym i spracowanym, napić się tak zimnej wody); po tę wodę sięgało się do biegnących nisko, przy samej ziemi rynien z wydrążonych świerkowych dłużyc – linię takiego drzewnego akweduktu poprowadzono zmyślnie od lasu na wzgórzu w dolinę, ku wiosce, wzdłuż pól, łąk i sadów (po dziesiątkach lat natrafiłem znowu na takie rynny w rumuńskim, równie górskim, Maramuresz).

JAKUB DOLATOWSKI

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek