fbpx
HOME
poczta redakcyjna

„Skylla i Charybda”

Drogi Panie Redaktorze,

Skoro z woli naszego wspólnego przyjaciela, poety Fantazjana jesteśmy przy zamkach, w których straszy, chciałbym opowiedzieć Panu swoją historię wakacyjną. Jako nastolatek byłem osobnikiem ciekawym świata, ale nerwowym i wrażliwym. Moi rodzice pokładali we mnie wielkie nadzieje i realizowali program postawienia mnie na nogi. Wywozili swojego syna w góry do popularnej wówczas miejscowości Mariahilfe, zimą do pensjonatu Skylla, latem do pensjonatu Charybda. Jeden położony był u wejścia do doliny, drugi u jej kresu. Przez lata nie miałem pojęcia, co te nazwy znaczą. Uważałem, że nawiązują do górskiej flory i fauny, która inspiruje hotelarzy i restauratorów Nie różniły się dla mnie od tradycyjnych nazw takich jak Szarotka, Limba czy Kozica widniejących na tylu szyldach.

Przyjęło się, że ten, kto mieszkał w Skylli, nie składał wizyt w Charybdzie, a ten, kto zażywał kanikuły w Charybdzie, omijał Skyllę. Jedynym wyjątkiem był wieczór sylwestrowy i pierwszy dzień Nowego Roku. Mieszkańcy pensjonatów spotykali się w jednym z nich, by posłuchać kwartetu smyczkowego, który przyjeżdżał z Innsbrucku. Denerwował mnie dźwięk skrzypiec i starałem się wymknąć z sali już na początku koncertu. Ojciec uważał, że to mnie kompromituje. Którejś zimy, kiedy zabrakło mi partnera do bilarda, a mróz zniechęcał do wychodzenia z hotelu, wpadła mi do rąk Odyseja i dowiedziałem się wszystkiego. Pensjonaty zawdzięczały swoje nazwy potworom, które siały postrach trzy tysiące lat temu. Nie mógł nie spotkać ich na swojej drodze Odyseusz. Co więcej, na ludzkim umiłowaniu muzyki i śpiewu żerowały syreny. Wybitnie uzdolnione muzycznie stworzyły trio (Homer wspomina o duecie). Pierwsza grała na flecie, druga na lirze, trzecia śpiewała.

Dobrze, że Wiolinowy nie pływał żaglówką ani jachtem, bo śpiew i muzyka syren zwabiłyby go na skały. Gdyby przeżył katastrofę i wyczołgał się na ląd, pomyślałby, że znalazł się w siódmym niebie. Tymczasem syreny przerwałyby koncert, aby Wiolinowego pożreć. Jego kości bielałyby na Wyspie Syren wśród kości innych melomanów. Słuchanie muzyki z dobrego odtwarzacza CD stanowi pewną gwarancję, że Wiolinowy jeszcze długie lata będzie się napawał harmonią dźwięków i nikt nie każe mu za to płacić wygórowanej ceny.

Tego roku przyjechał do Skylli tercet smyczkowy żeński. Uległem panice, prześladowała mnie myśl, że jak tylko syreny skończą grać, odstawią ostrożnie instrumenty i pożrą słuchaczy. Wśród zatroskanych spojrzeń, matka wyprowadziła mnie z sali.

– Skoro Odyseusz dał sobie radę – powiedziała – to i my, chłopcze, nie będziemy gorsi.

– Ale swoich sześciu towarzyszy, których pożarła Skylla, nie potrafił ocalić.

– Widocznie byli apetyczni. Jak będziesz jadł tyle świątecznych przysmaków, staniesz się nieodparcie apetyczny i każda Skylla będzie miała na ciebie chrapkę.

– To jest ich więcej?

– Jest ich dużo więcej, chłopcze. Skylla była kiedyś piękną kobietą, którą inna piękna kobieta, czarodziejka Kirke, z zemsty zamieniła w potwora.

– A czy mężczyzn piękne kobiety też zamieniają w potwory? – zapytałem. Podkochiwałem się wówczas w Grecie, która wraz z matką i bratem zajmowała w restauracji sąsiedni stół. Jej dwa długie warkocze wydawały mi się skrzydłami anioła.

– Nie warto się trudzić – odpowiedziała matka – mężczyźni w towarzystwie pięknych kobiet głupieją samoczynnie.

– Podoba mi się Greta Insel – wyznałem.

– Ta kokietka? Jesteś, synu, na najlepszej drodze, żeby jej ulec.

– Nie potrafię wyobrazić sobie Grety jako Skylli! – zawołałem. Matka zorientowała się, że posunęła się za daleko, zaaplikowała mi syrop na uspokojenie, którym sama raczyła się codziennie, i wysłała do łóżka.

Następnego dnia przenieśliśmy się do pensjonatu Charybda. Kiedy gong wezwał gości do restauracji na obiad, kelner zaprowadził nas do stołu. Przy sąsiednim nie siedział nikt, co przyniosło matce ulgę. Okazała się krótkotrwała, bo za chwilę usiedli przy stole rodzice z trójką córek w moim wieku. Najładniejsza z nich upuściła pierścionek, który potoczył się w moim kierunku. Spojrzenie ojca, które spotkałem, mówiło: wiesz, co powinieneś zrobić. Wstałem, podniosłem pierścionek i podałem go Felice, Felice Mirandola. Dzieje naszego romansu to już zupełnie inna historia.

Proszę pozdrowić poetę Fantazjana i zapewnić go, że przeczytam jego nowy tomik w dniu, w którym się ukaże.

Pozdrawiam Pana serdecznie,

Czytelnik i Przyjaciel

Warto również przeczytać...