fbpx
HOME
Agnieszka Papieska

Szkoła Rezzoriego

Gregor von Rezzori, właściwie Gregor d’Arezzo, urodził się w 1914 roku w Czerniowcach na Bukowinie, która przed I wojną światową należała do Austro-Węgier, po jej zakończeniu znalazła się w granicach Rumunii, a dziś leży na terenie Ukrainy. Przyszły pisarz, syn wysokiego urzędnika austriackiego, młodość spędził w Czerniowcach, mieście Paula Celana, oraz w Bukareszcie. W latach trzydziestych XX wieku studiował malarstwo w Wiedniu, w 1938 roku przeniósł się do Berlina, gdzie przeżył II wojnę światową, później wielokrotnie zmieniał miejsce pobytu, by w 1960 roku osiąść w Toskanii. Tam, w swojej posiadłości, spędził ostatnie lata życia. Zmarł w 1998.

Popularność przyniosły mu obfitujące w motywy autobiograficzne Opowieści maghrebińskie (1953) oraz publikowane od 1969 roku w „New Yorkerze” Memoiren eines Antisemiten (wyd. pol. Pamiątki antysemity, tłum. Krzysztof Jachimczak, Sejny, Fundacja Pogranicze, 2006). Na rok przed śmiercią wydał autobiografię Mir auf der Spur (Tropiąc siebie).

Najważniejszym tematem swojego pisarstwa uczynił Rezzori wspomnienia z dzieciństwa spędzonego wśród wielonarodowej wspólnoty, którą na wschodnim pograniczu monarchii habsburskiej stanowili Żydzi, Rumuni, Węgrzy, Austriacy, Niemcy, Ukraińcy, Ormianie, Rosjanie i Polacy. Upadek Austro-Węgier – jedno z fundamentalnych doświadczeń mieszkańca Europy Środkowej – zaowocował w literaturach państw powstałych na gruzach c-k monarchii dążeniem do mityzacji tamtego miejsca i czasu; mityzacji, którą w powieści austriackiej uprawiali Józef Roth, Robert Musil, Albert Paris Gütersloh, Karl Kraus. Rezzori, nie ustępując żadnemu z wymienionych ani przenikliwością spojrzenia, ani siłą artystycznego wyrazu, zapewnił sobie miejsce w ich szeregu.

Gronostaj z Czernopola (1958) to wczesna, znakomicie przetłumaczona na polski przez Emilię Bielicką, książka Rezzoriego (Warszawa, Czytelnik, 2003). W tytułowym Czernopolu bez trudu można rozpoznać rodzinne miasto autora, podobnie jak pod nazwą powieściowej Teskowiny łatwo dostrzec Bukowinę. Jednak sam autor ostrzega przed pułapką biografizmu, zaznaczając na początku opowieści, że „miasto Czernopol jest całkiem nierzeczywiste”. Jakie zatem jest? Ani piękne, ani dobre, za to diabelnie inteligentne. Cechujący mieszkańców zmysł ironii sprawia, że wszystkie zdarzenia prędzej czy później stają się łupem śmiechu. Lecz bynajmniej nie jest to oznaka nihilizmu czernopolan. Najtrafniejsza diagnoza pada z ust pana Tarangoliana, prefekta Teskowiny i przenikliwego analityka jej stolicy, który styl Czernopola określił słowami: „bezwarunkowa wiara w potrzebę istnienia form – a więc wszelkiego rodzaju porządku – wiąże się tu z bezwarunkową potrzebą wyśmiewania się z tego”. Inaczej niż w większości miast, w których dopiero noc ujawnia okrutne oblicze życia, w Czernopolu wszystko, od narodzin aż po śmierć, przebiegało w świetle dnia: „Mieszkańcy miasta śmiali się, płakali, kochali, okradali się i tłukli na targowiskach, płodzili pod płotami, umierali w rynsztoku. Kieszonkowcy zabierali żebrakom ostatniego halerza; mordercy uciekali w popłochu; z ust młodziutkich dziewcząt spływały najplugawsze wyrazy”. To wyzute z poczucia wstydu i naiwności miasto, pełne tolerancyjnych fanatyków i zaciekłych liberałów, biedaków dotkniętych takimi ułomnościami, że na ich widok zapłakałby sam Hieronim Bosch, to miasto nie tolerowało żadnego udawania, nie pozwalało owijać niczego w bawełnę, sycąc się wciąż ponawianymi aktami demaskacji.

Na tym tle rozgrywa się historia Mikołaja Tildy, majora huzarów, który z desperacją godną Don Kichota bierze na siebie misję obrony anachronicznych już w latach dwudziestych minionego wieku zasad honoru; misję, która nie może się powieść. Postać majora, ostatniego rycerza, jawi się opromieniona bałwochwalczym nieomal podziwem narratora, który od chwili, gdy w dzieciństwie ujrzał jadącego konno huzara, widział w nim już zawsze wcielenie absolutnej doskonałości. Jednak to nie Mikołaj Tildy znajduje się w centrum opowieści. „Zechciejcie łaskawie zauważyć – powiada narrator – że ten, kto kiedykolwiek miał coś do powiedzenia, nigdy nie mówił o niczym innym, tylko o sobie”. Prawdziwym tematem książki jest dzieciństwo bezimiennego narratora oraz jego rodzeństwa, epoka wypełniona mityczną treścią, czas, w którym słowa okryte jeszcze tajemnicą dawały dziecięcej wyobraźni nieograniczone pole do popisu, pozwalając napełniać się najbardziej fantastycznymi znaczeniami. Również nazwiska bohaterów czernopolskiego życia towarzyskiego wiodły w wyobraźni dzieci samodzielną egzystencję. Gdy w końcu nakładały się na istniejącą w rzeczywistości osobę, zawsze następowało bolesne odczarowanie.

W świecie opisywanym przez Rezzoriego groteska odciska piętno na każdym zjawisku, a komizm stanowi część składową grozy, jeszcze ją potęgując. Jedno z najbardziej wstrząsających doświadczeń dzieciństwa wiąże się z postacią pana Kunzelmanna. Otoczony aurą okropieństwa i prostackiej figlarności – pewnego dnia, zatrzymując swój drabiniasty wózek przed dziećmi, wyrecytował skrzekliwym głosem: „Cóż to za cudaczne zwierzę Kunzelmann na wózku wiezie?”, po czym – ku przerażeniu rodzeństwa – wyciągnął obwisłą skórę ich martwego konia i odjechał z głośnym śmiechem. Pomimo drastyczności doznania pamięć o nim – jako nieodłączna część pamięci o Czernopolu – pozostała dla młodego bohatera nie mniej oczyszczająca i pokrzepiająca niż wrażenie, jakie wywarłby niczym niezakłócony, harmonijny świat. „Bo już wtedy czuliśmy – wyznaje narrator, któremu można pozazdrościć samoświadomości – że żadne z przeżyć najboleśniej nawet doświadczonych nie wyda nam się równie straszne, jak to, co pan Tarangolian nazywał grozą bytu literackiego: pustka, w jaką wtrąca nas brak bezpośredniego doświadczenia”.

Największą bodaj atrakcyjność zawdzięcza Gronostaj z Czernopola potężnej dawce cynizmu, o którym najbardziej ekscentryczna postać powieści, madame Aritonowicz, mawiała, że jest jedyną rzeczą, jaką powinna wpoić dziecku dobra szkoła. Nie ulega wątpliwości, że Rezzori uczęszczał do szkół najlepszych.

AGNIESZKA PAPIESKA

Warto również przeczytać...