fbpx
HOME
Andrzej Stanisław Kowalczyk

Fandango

Victoria Kamhi była pianistką, bez wątpienia utalentowaną. Waham się jednak, napisać, że poświęciła swoją karierę dla męża. Poświęciła mu życie. W przypadku małżonków Rodrigo nie jest to hiperbola, bo kompozytor był niewidomy. Przeszli przez życie w rytmie fandango, prowadziła Victoria. Miała tylko jeden cel – zapewnić Joaquínowi najlepsze warunki do komponowania. O resztę była spokojna, Rodrigo miał w sobie coś z konkwistadora, pisane mu było zwycięstwo.

Victoria Kamhi urodziła się na początku wieku w zamożnej rodzinie kupieckiej w Konstantynopolu. W drugiej połowie XIX wieku imperium osmańskie utraciło prawie całe Bałkany i Egipt i przestało być światowym mocarstwem. Niemniej wciąż dawało wielkie możliwości w sferze gospodarczej. Ludzie pracowici i obdarzeni silną wolą potrafili je wykorzystać. Należał do nich Rafael Kamhi, dziadek Victorii, który założył i rozwinął wielką firmę handlującą przyprawami na skalę europejską. Jej siedziba mieściła się samym centrum Stambułu, naprzeciw słynnego hotelu Pera Palace. Rafael Kamhi był prawdziwym patriarchą, nosił długą brodę, nigdy nie wpadał w gniew, dom opuszczał jedynie w interesach. Był hojny dla biednych, wspierał szpitale i synagogi. Ustrzegł się fanatyzmu, swoich dzieci i wnuków nie przymuszał do praktyk religijnych.

Isaac Kamhi, ojciec Victorii, ukończył studia handlowe w Marsylii i ożenił się w Wiedniu z Sofią Arditti. Victoria podkreśla, że jej matka reprezentowała „nordycki typ urody”, całkowicie odmienny od „orientalnego” wyglądu ojca. Niemniej Sofia pochodziła z sefardyjskiej rodziny żydowskiej zamieszkałej w Bułgarii. Ardittti z domu była matka Eliasa Canettiego, Mathilde. Pisze on w Ocalonym języku, że Ardittti należeli do najstarszych i najzamożniejszych rodzin hiszpańskich Żydów w Bułgarii. Soy de buena famiglia, mawiali z dumą o sobie, pochodzę z dobrej rodziny. Ardittti uważali, że właściwe wykształcenie można zdobyć tylko w Wiedniu.

W pamiętnikach Victorii żydowskość jej rodziny jest sprawą całkowicie marginesową. Semickie cechy urody swego ojca nazywa „orientalnymi” nie z obawy przed dokładną identyfikacją, ale raczej w przekonaniu, że taka identyfikacja nie jest potrzebna. W połowie lat pięćdziesiątych w ambasadzie hiszpańskiej w Atenach Victoria w towarzystwie Greków popisała się swoją znakomitą znajomością nowogreckiego, którego nauczyła się w Konstantynopolu. Na pytania obecnych odpowiedziała: „Jestem Bizantyjką”. Tak, była mieszkanką imaginacyjnej ojczyzny, która nie wystawiała paszportów ani nie wypowiadała wojen. Przygarniała każdego bez względu na pochodzenie. W rodzinie Canetti coś o tym wiedziano, Elias też był Bizantyjczykiem.

Trzy domy rodziny Kamhi stały obok siebie w Besiktas, na europejskim brzegu Bosforu. Z okna jadalni widać było jak na dłoni cieśninę zatłoczoną frachtowcami obsługującymi porty czarnomorskie. Małe statki pasażerskie zapewniały komunikację między brzegami Bosforu. Toń zmieniała swą barwę od niebieskiej po srebrną, zależnie od pory dnia.

W sąsiedztwie stał nowy pałac sułtański Dolma Bahcé, który w połowie XIX wieku wybudował dla siebie jeden z osmańskich władców, sprzykrzywszy sobie stare Topkapi. Barwną atrakcją był Selamlik, święty dzień islamu, kiedy sam monarcha podążał do meczetu na czele swoich dworzan. Co roku w sierpniu świętowano Surré-emini. Sułtan jako kalif, sługa dwóch świątyń, wysyłał bogate dary do Mekki i Medyny. Przed pałacem Dolma Bahcé oczekiwała karawana objuczonych wielbłądów, które miały przenieść sułtańskie dary przez pustynię. Karawanie towarzyszyły setki pielgrzymów w asyście żołnierzy i policjantów, bo daleka wyprawa nie należała do bezpiecznych, na wędrowców czyhali bandyci. Podobnie musiało to wyglądać w XV wieku. Był to wciąż świat na poły średniowieczny. Z Paryżem łączył Stambuł Orient Express, do Mekki podróżowało się na wielbłądzie lub piechotą.

Victoria wychowywała się w mieście gościnnym dla trzech religii. Islam, judaizm i chrześcijaństwo w swoich trzech wersjach: prawosławnej, katolickiej i protestanckiej sąsiadowały ze sobą. Konstantynopol był stolicą Lewantu, gdzie spotykali się ludzie i idee z całego świata śródziemnomorskiego, a także spoza niego. Wielkie mocarstwa europejskie sposobiły się do nowego podziału globu. W niemieckich snach o potędze Turcja odgrywała ważną rolę. Victoria nie pisze, w jakim języku mówiło się w domu. Najpewniej były dwa: hiszpański i turecki. Elias Canetti wspomina, że jego domowym językiem w Ruszczuku, gdzie się urodził, był XV-wieczny hiszpański okraszony nielicznymi słowami tureckimi. Pierwsza piosenka, jaką śpiewał, miała słowa hiszpańskie, choć koloryt lokalny: „Manzanicas coloradas, las que vienen de Stambol”, jabłuszka czerwone, co przybyły ze Stambułu. Pychę rodową swojej matki Canetti wiązał z jej hiszpańskim rodowodem. Sefardyjczycy na innych Żydów patrzyli z góry. Askenazyjczyków określało się mianem „Todesco”, Niemiec. Małżeństwo Sefardyjki czy Sefardyjczyka z Todesco było nie do pomyślenia. Większość hiszpańskich Żydów na Bałkanach zachowała obywatelstwo tureckie.

Victoria uczyła się w niemieckiej szkole podstawowej, gdzie oprócz języka wykładowego poznała także francuski i nowogrecki. Znajomość kilku języków daje poczucie kulturowej swobody. To, co urzędnik wpisał w paszporcie w rubryce narodowość, do niczego nas nie zobowiązuje. To, kim jesteśmy, zależy od naszej decyzji. Canetti, który urodził się w Ruszczuku, do szkoły chodził w Manchesterze, w Zurychu i we Frankfurcie, studiował w Wiedniu, pisał po niemiecku, czuł się Szwajcarem. Jeżeli nie chcecie się pozbyć tej małej porcji wolności, jaką udało wam się ocalić, strzeżcie się ludzi, którzy się dopytują, kim naprawdę jesteście.

Isaac Kamhi wyjechał z żoną i dwiema córkami (Victoria miała młodszą o dwa lata siostrę Mathilde) w roku 1915 do Wiednia. Turcja opowiedziała się po stronie państw centralnych i choć nad Europą nie milkły salwy, interesy szły dobrze. Należało ich dopilnować, a dzieciom zapewnić edukację na najwyższym poziomie. Victoria, która po matce odziedziczyła talenty muzyczne, grała na fortepianie. W Wiedniu postanowiła kontynuować studia pianistyczne rozpoczęte jeszcze w Konstantynopolu. Wkrótce podjęła naukę u Jerzego Lalewicza, profesora Akademie für Musik und darstellende Kunst.

Rozpad cesarstwa Habsburgów i degradacja Wiednia skłoniły Izaaca Kamhi do przeniesienia przedstawicielstwa firmy do Paryża. Kres imperium osmańskiego zubożył rodzinę, ale Victoria specjalnie się tym nie przejęła. Tkwiła po uszy w muzyce. W roku 1928 poznała młodego, dwudziestosiedmioletniego kompozytora Joaquína Rodrigo. Premiera Cinco piezas infantiles w Théâtre des Champs Elysées upewniła ją, że Hiszpan jest geniuszem. On lubił jej grę na fortepianie. Niedowidział i urody konstantynopolitanki nie mógł w pełni docenić, ale niewątpliwie odczuwał czar młodej kobiety, która go adorowała.

Nie tylko Victoria podziwiała talent Rodriga. Jego profesor w Ecole Normale de Musique Paul Dukas powtarzał: „Widziałem przyjazd do Paryża de Falli, Albéniza, Rodrigo. Wydaje mi się, że ten trzeci jest z nich najbardziej utalentowany”. Kto zna najlepsze utwory de Falli, El amor brujo i El sombrero de tres picos, ten chciałby palmą pierwszeństwa obdarować obydwu kompozytorów. De Falla, mieszkający podówczas w Paryżu, musiał słyszeć bon mot Dukasa, ale nie zraziło go to do młodego artysty, którego utwory polecał paryskim melomanom.

Romans Victorii i Joaquína trwał od 1929 roku, ale pobrali się dopiero w styczniu 1933 roku. Victoria włożyła wiele wysiłku, by doprowadzić do ślubu. Joaquín był człowiekiem nieśmiałym, z roku na rok coraz bardziej uzależnionym od pomocy. Postawił wszystko na jedną kartę, gdyby zawiodła, byłby życiowym bankrutem. Kochał Victorię, ale chyba nie wierzył, że mogą być razem. W swoich wspomnieniach zatytułowanych De la mano de Joaquín Rodrigo (Za rękę z Joaquínem Rodrigo) Victoria opowiada dramatyczny epizod. Po sześciomiesięcznej rozłące, łagodzonej korespondencją miłosną, młoda kobieta oczekiwała ukochanego na peronie dworca Austerlitz. Wreszcie w tłumie podróżnych dostrzegła Joaquína i podeszła do niego uradowana. Ale on jej nie poznał, choć stała przed nim. W ciągu kilku miesięcy jego wzrok znacznie się pogorszył. Ojciec Victorii był sceptycznie nastawiony do wyboru córki. Zapytał Joaquína o źródła utrzymania rodziny, odpowiedź, jaką otrzymał, nie mogła go zadowolić. Isaac Kamhi nie był ograniczonym filistrem, ale bał się o przyszłość Victorii, a jego sytuacja materialna pogarszała się. Trwał wielki kryzys, Isaac musiał sprzedać duże i wygodne mieszkanie w Passy; rodzina przeprowadziła się do skromnego lokum. Victoria nigdy nie pisze o kwestiach religijnych, ale czekająca ją konwersja na katolicyzm mogła nie wzbudzić entuzjazmu ojca.

W listopadzie 1932 roku Victoria pojechała do Walencji, do rodziny Joaquína, która przyjęła ją serdecznie. Najwyraźniej Victoria ochrzciła się, bo choć Hiszpania była od roku republiką, obowiązywał rozdział Kościoła od państwa i śluby cywilne, nie wydaje się prawdopodobne, żeby w patriarchalnej rodzinie Rodrigo ktokolwiek zaakceptowałby fakt, że Joaquín ożenił się z niekatoliczką. W styczniu wzięli ślub i wyjechali do Madrytu. Jednakże kompozytor nie znalazł pracy, dostał tylko jedną propozycję: tymczasowy angaż bez pensji w college’u dla niewidomych. W pierwszą rocznicę ślubu znowu się rozstali, Victoria wróciła do Paryża i pogrążyła się w smutku, Joaquín tęsknił i komponował. Nie należało przedłużać tego stanu. Ojciec wręczył Victorii bilet do Madrytu. Przybyła we właściwej chwili. Pojawiła się szansa na stypendium Akademii św. Ferdynanda. Victoria postanowiła, że Joaquín je zdobędzie. Decydujące okazało się wsparcie Manuela de Falli. Zaalarmowany przez Victorię przeprowadził z Granady błyskawiczną ofensywę epistolarno-telegraficzną, która przeważyła szalę na korzyść Joaquína. W marcu 1935 roku wyjechali do Paryża. Stypendia są rodzajem cudu karmiącego talent. Warto się o nie modlić przed ołtarzem tej czy innej fundacji czy akademii. Victoria i Joaquín nie umarliby w Madrycie z głodu, ale wegetacja z dnia na dzień i żebranina zubożają wyobraźnię.

Fragment większej całości zatytułowanej „Toledo i inne przygody w Kastylii”.

ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK

Warto również przeczytać...