fbpx
HOME
poczta redakcyjna

Fantazjano „Paginy nie zagniesz”

Szanowny Panie Redaktorze,

ponieważ wydaję właśnie nowy tomik wierszy, nawiązałem znajomość z niejakim Euzebiuszem Paginą, redaktorem technicznym wydawnictwa Fraszka.

Euzebiusz Pagina jako modelowy przykład redaktora technicznego (wiek trudny do określenia, grube okulary, na twarzy szyderstwo) cechuje się tym, że wie lepiej. Zwłaszcza lepiej od autora. Już krótka znajomość z Euzebiuszem Paginą wystarcza, by stwierdzić, że gdyby tylko nie musiał on tracić cennego czasu na głupie składanie książek, to mógłby je wszystkie napisać, i to o wiele udatniej. Niestety, Euzebiuszowi Paginie nie wystarcza sama świadomość intelektualnej i moralnej przewagi. O, nie! Pagina – nomen omen – nie spocznie, dopóki nie wdepcze autora w ziemię. Weźmy na przykład mnie. Zna Pan, Panie Redaktorze, mój skrupulatny, by nie powiedzieć: patologicznie pedantyczny, stosunek do słów, wszak od chwili, kiedy przez gołębia pocztowego przysłałem Panu mój pierwszy felieton, ani razu nie musiał Pan przestawiać mi nawet przecinka (zresztą w boju o przecinki przejawiam waleczność gladiatora). Czy Pan wie, co usłyszałem od Euzebiusza Paginy, gdy oddawałem mu przygotowany z największą starannością zbiór ballad i romansów? Pagina, po tym jak zlustrował mnie podejrzliwym spojrzeniem, zaczął lustrować mój tomik i dotąd się wpatrywał, aż dopatrzył się… podwójnej spacji między wyrazami. Błysk w jego oku zdradził, że właśnie przeżywa chwilę największego tryumfu. Z trudem hamując satysfakcję, wycedził: „A cóż to? Widzę, że tekst jest nie-chluj-ny”. O, trzymajcie mnie, Muzy! Tylko dzięki godzinom spędzonym w pozycji kwiatu lotosu, której to praktyce oddaję się dla powściągnięcia wrodzonej porywczości, nie położyłem Paginy trupem na miejscu.

Nie koniec na tym. Pagina, jak się okazało, uzdolniony jest także plastycznie, co udowodnił przy następnym spotkaniu, przekazując mi do korekty tomik, który – da Pan wiarę? – przyozdobił szlaczkami. Nie byłem erupcją talentu Paginy zachwycony, toteż oględnie wyraziłem swoje zdziwienie obecnością owych ozdób. Wszechstronny Pagina, obrzuciwszy mnie pogardliwym spojrzeniem, spytał z ironią: „Czyli co? Znowu nudne liternictwo?”. Nie uważam, ażeby litery były nudne, przeciwnie – twierdzę, że są tak fascynujące, iż wszystkie szlaczki okazują się przy nich najzupełniej zbędne, co też niezwłocznie oświadczyłem Paginie. „To może i obrazy na ścianach są zbędne?” – zamanifestował Pagina swą znajomość sztuki, chcąc mnie nakłonić do zmiany zdania. Na próżno. Niezłomnie ponowiłem prośbę o usunięcie szlaczków. I to był gwóźdź do trumny, Panie Redaktorze, albowiem Pagina – zrozumiawszy, że musi pożegnać się ze swoimi szlaczkami – z nutą mściwej satysfakcji wygłosił słynną sentencję redaktorów technicznych, sentencję budzącą grozę wszystkich autorów: „Każda poprawka rodzi ryzyko błędu”.

Teraz wiem już na pewno, że tomik będzie przypominał dzieło pijanego zecera. Bo kiedy Euzebiusz Pagina, nie człowiek, Panie Redaktorze, tylko suchy wiór, powiada, że istnieje ryzyko błędu, to mówi tak tylko po to, by na końcu móc spytać zbutwiałym głosem: „A nie mówiłem?”.

FANTAZJANO, poległy pod Paginą

Warto również przeczytać...