fbpx
HOME
Ewa Górniak Morgan

Łagodne oko Wenecji

dla Ani Muszyńskiej

W tych dniach trzeba się szkolić w opisie. Nosić ze sobą zeszyt. Zadanie: jak opisać pustkę. Jak opowiedzieć, że nic się nie dzieje. Nie robić zdjęć. Tam od razu widać, że ulica jest pusta, że kanał płynie bez względu na to, czy coś po nim płynie. Łatwa robota. Chciałoby się chodzić po wodzie.

Niedzielne popołudnie na Zattere. Cisza zwielokrotniona przez pustkę. Duet, tercet, kwartet, orkiestra. Kołyszemy się. Pomost na łańcuchu ociera się o wodę, woda o łańcuchy, łańcuchy o pale związane łańcuchami w pęczki jak szparagi z Bassano, teraz w sezonie. R. mówi, że jadł kiedyś takie grube jak nadgarstki. Siadam na ławeczce z książką w ręku, ale nie będę czytać. Szkoda czasu. Patrzę na metalową drabinkę, obok niej czerwone koło ratunkowe zawieszone na poręczy. Jestem na basenie. Schodzę.

Zamykam oczy. Przez chwilę się boję, że ktoś wyskoczy mi zza pleców i wepchnie w ubraniu do wody. W ciemności łatwiej się bać. Gorsze są zbrodnie w biały dzień. Plusk nurkującego kormorana, kormoran suszący skrzydła, kormoran łopoczący skrzydłami, gdy zrywa się do lotu. Pies szczekający na Giudece. Mewa.

To jest duży pokój, w którym zapomniano zgasić światło. Wchodzisz tam nagle w środku nocy i zastajesz wszystko śpiące, pogrążone w sobie, doskonale widoczne, nagie, zaskoczone. Wyglądasz przez okno. Tam też jasno. Ktoś zdjął z nocy okrycie. Wychodzisz na nadbrzeże. Stajesz w pełnym świetle. Jesteś niewidzialna.

kwiecień 2020

EWA GÓRNIAK MORGAN

Warto również przeczytać...