fbpx
HOME
Jan Zieliński

Mimowiedne powinowactwa

Goetheańskie Wahlverwandtschaften – Powinowactwa z wyboru narzuciły pewien model myślenia o pokrewnych odczuciach i o wyborach, łączących ludzi kultury z różnych sfer czy rejonów. Co jednak począć z powinowactwami, które siłą rzeczy nie mają wspólnych korzeni, a jednak uderzają zbieżnością odczuwania, podobnym sposobem operowania słowem i deformacji obrazu?

Myślałem o tych sprawach na wernisażu młodej meksykańskiej artystki, Alejandry Espanii Natery, w galerii należącej do Fundacji Marka Kellera – Ogród Rzeźb Juana Soriano w Owczarni na obrzeżach Podkowy Leśnej.

Artystka z Meksyku pokazała na tej wystawie prace w różnych technikach – od malowanych tkanin przez ceramiki po formy, naniesione czarną farbą na białe ściany galerii w jednorazowym i bezinteresownym akcie zjednoczenia z tym magicznym miejscem, w którym trwa duch zmarłego w roku 2006 meksykańskiego rzeźbiarza.

Alejandra España Natera urodziła się w roku 1982 w stolicy Meksyku z ojca Hiszpana (artysty) i matki Meksykanki (psycholożki). Studiowała w Barcelonie, miała wystawy w kilkunastu krajach. Zajmuje się także pograniczem malarstwa i literatury, ma na swym koncie kilka książek artystycznych.

Patrząc na pokazane w Owczarni prace Alejandry Espanii Natery miałem natychmiast skojarzenia z kulturą polską. Dominujące wystawę prostokątne zadrukowane sztandary na szyfonie nasuwają oczywiście paralelę z malowanymi jedwabiami Ewy Kuryluk. Tytuły prac i cyklów z kolei przywołują tytuły polskich utworów literackich.

Wystawa nazywa się po polsku Głosy cienia. Hiszpański tytuł, Voces de sombra, może znaczyć to właśnie, ale może też znaczyć Głosy z cienia. Sam projekt artystyczny zrodził się w czasie pandemii, dotyczy mówienia ze sfery mroku, zamknięcia. Sombra w znaczeniu literackim bliskie jest ciemności (oscuridad). A stąd już krok do Juliana Stryjkowskiego i jego potężnych Głosów w ciemności.

Centrum ekspozycji zajmują barwne prostokątne szyfony z faksymilowanymi obrazami autorki, które powiewają w kilku rzędach niczym nowoczesne feretrony procesyjne. Pośrodku takiego feretronu (España Natera nazywa je flagami, sztandarami) widnieje przeważnie głowa lub biust postaci potraktowanej nierealistycznie, znakowo (artystka mówi o nich: totemy). Gdyby szukać odpowiedników w sztuce polskiej, nasuwają się na myśl przede wszystkim portrety Witkacego, których multum można w tej chwili obejrzeć w warszawskim Muzeum Narodowym. Te totemy sięgają w głąb kultury Meksyku, do czasów Olmeków, Azteków i Majów, i sięgają w głąb ludzkiej psychiki, jak to sygnalizują takie tytuły jak Silente czy Limbo. Jak z psychologii zaczerpnięta jest też nazwa stosowanej przez artystkę techniki nadrukowywania gazy szyfonowej – sublimacja.

Ten splot dawnej kultury z psychologią głębi wywołuje z pamięci wers z sycylijskiego poematu Aleksandra Wata (Wieczór – noc – ranek): „Woń migdałowa sny przewleka przez koszmar”. W komentarzu poeta wyjaśnia: „Turyści co nerwowsi skarżą się tutaj na nawiedzające ich często koszmarne sny. Zestaw to z tym, co C. G. Jung pisze o snach imigrantów w USA: powtarzają się w nich symbole z mitologii prekolumbiańskiej, o której śniący nic nie wiedzą”. Alejandra España Natera jest w tej szczęśliwej sytuacji, że urodziła się w Meksyku, że może w sposób naturalny, bez zakłóceń, śnić na tej ziemi jej pradawne sny i symbole. A z antytetycznym myśleniem Wata jej sztuka ma wiele punktów wspólnych. Dość podać tytuł jednego z jej ostatnich projektów artystycznych: Luminosa oscuridad. W towarzyszącym wystawie w Owczarni katalożku przetłumaczono to jako Świetlista ciemność – co stanowi jakby lustrzane odbicie tytułu ostatniego tomu poezji Wata, Ciemne świecidło.

Na temat swoich ostatnich dzieł, pokazanych w Polsce, artystka pisze, że powracają w nich „figury totemiczne, symbole i metafory odpowiadające transmutacji pierwiastków; drzwi, które z kolei są domem, stają się jaskinią, która nigdy nie przestała być górą”. I znów można tu wskazać, jako kontekst plastyczny, figury osiowe Lebensteina i cykl totemów białostockich Hilarego Krzysztofiaka. Alejandra España Natera ewidentnie karmi swą wyobraźnię artystyczną podobnymi lekturami, do Junga, którym w latach sześćdziesiątych fascynowali się wymienieni malarze, dodając Olivera Sacksa. I nie zapominając o najistotniejszej komponencie: poetyckiej.

Skąd się wzięły te mimowiedne powinowactwa między sztuką Alejandry Espanii Natery a kulturą polską, widoczne zwłaszcza w sposobie budowania tytułowych formuł? Na to pytanie nie mam gotowej odpowiedzi. Warto jednak cofnąć się o sto lat, do samego początku lat dwudziestych XX wieku. Dla Meksyku to okres euforii, budowania od podstaw nowoczesnego państwa, okres ekspansji ekonomicznej, ale także kulturalnej. Frida Kahlo (do której nasza artystka jest z twarzy bardzo podobna) jeszcze wtedy nie zaczęła malować, była za młoda, ale działali już trzej wielcy twórcy meksykańskich murali, José Clemente Orozco, David Alfaro Siqueiros i Diego Rivera. W roku 1922 w Stanach Zjednoczonych wielkim sukcesem stała się wystawa meksykańskiej sztuki ludowej i rzemiosła, do której katalogu wstęp napisała młoda Katherine Ann Porter. Ta sama pisarka przygotowała numer specjalny pisma „Graphic Survey” (marzec 1925), zatytułowany metaforycznie: Mexico: A Promise. W „pakiecie” tej obietnicy, obok siedmiu murali Rivery, znalazły się sugestywne głowy, rysowane w Meksyku przez Winolda Reissa – umieszczone centralnie, jak na procesyjnych feretronach. Otóż pośrednikiem między rządem prezydenta Obregona a Porter w kwestiach promocji sztuki meksykańskiej w świecie był ówczesny przyjaciel tej ostatniej i zarazem doradza rządu meksykańskiego Józef Hieronim Retinger z Krakowa. Pisarka dziękuje mu za inicjatywę i pomoc we wstępie do katalogu tamtej wystawy. Drobny polski akcent w heroicznym okresie sztuki meksykańskiej XX wieku.

Wystawa w stosunkowo niewielkiej galerii Ogrodu Rzeźb Juana Soriano została przez artystkę bardzo starannie zaprojektowana. Jej centrum stanowi wspomniana procesja miękkich, powiewnych feretronów, które mają niemal magiczną właściwość interakcji, upodabniania się do wędrujących pomiędzy szyfonami widzów i ich strojów. Zdają się przy tym narzucać swój temat, swą treść. Silente – z uszami zatkanymi wachlarzykami, które są zarazem lotkami badmintona – zmusza do milczenia. Limbo – w dramatycznym rozdwojeniu głowy na dwie skonfliktowane półkule, szczerzące do siebie zęby – trwa w zawieszeniu między Piekłem i Czyśćcem a nadzieją na Niebo.

Wokół porozstawiano rzeźby i ceramiki. Zbudowany z kamyków wąż obnaża swój kręgosłup, a wetknięte weń lotne nasionka świadczą, że jest (lub był, lub będzie) wężem latającym. Dzbany, butle i wazy, zdobione na modłę ludową ornamentami roślinnymi i zwierzęcymi (znów węże) zdają się być wypełnione kadzidłami i olejkami (migdałowymi?), gotowe do sprawowania okrutnej ofiary. A białe ściany galerii, ozdobione oszczędnymi a sugestywnymi czarnymi formami graficznymi, łączą w jedno rysunki naskalne, awangardowe meksykańskie murale z lat dwudziestych i trzydziestych, naturalne motywy organiczne i całkiem współczesne grafitti zbuntowanej młodzieży.

Datę otwarcia wystawy meksykańskiej artystki uzgodniono z kalendarzem księżycowym: wkrótce po wernisażu rozpoczęła się pełnia (zwana Pełnią Żniwiarzy lub Kukurydzianego Księżyca). Nocą, nie mogąc spać, chodziłem po lekko rozświetlonym księżycową poświatą domu, trzymając w ręku telefon komórkowy. W pewnej chwili musiałem coś mimowiednie nacisnąć i telefon oznajmił spokojnym głosem Asystenta Google, z absolutnym przekonaniem: „Jedna kaloria to dwa i pięćdziesiąt cztery setne centymetra”. Dziwna korelacja energii z długością. Chwilę trwało, nim zrozumiałem, że asystent – w tych dniach żałoby po królowej Elżbiecie i w obliczu zapowiadanych problemów z ogrzewaniem podczas najbliższej jesieni i zimy – pomylił skrót kalorii (cal.) z calem.

Alejandra España Natera stosuje podobne przesuwanie i nakładanie się pól semantycznych w swoich językowych i plastycznych grach z mitologią i psychologią. Mierzy w kaloriach odległość między światłem a ciemnością, zawsze o cal od kolejnego skojarzenia, które otwiera w jej pracach nowy wymiar – dzięki tytułowej metaforze, dzięki barwnej domieszce ludowości, w szumie feretronów i do wtóru głucho dudniących bębnów przodków.

JAN ZIELIŃSKI

Alejandra España Natera, „Głosy cienia”. Wrzesień – grudzień 2022. Fundacja Marka Kellera Ogród Rzeźb Juana Soriano. Owczarnia, ul. Artystyczna 20, 05-807 Podkowa Leśna.

Warto również przeczytać...