fbpx
HOME
Beata Bolesławska-Lewandowska

Muzyka w Laficie

Dom paryskiej „Kultury” to miejsce, gdzie przez lata pielgrzymowali uciekinierzy z Polski – ci, którzy już do kraju nie wracali (jak Miłosz czy Hłasko), a także ci, którzy przyjeżdżali tu tylko na chwilę. By zaczerpnąć powietrza, dotknąć wolnej Polski, przekazać informacje z kraju i zabrać do niego kolejne zeszyty „Kultury” czy książki Instytutu Literackiego. Dziś przyjeżdżają tu głównie badacze i archiwiści. Wśród nich i ja, szukając nici łączących z Giedroyciem polskich kompozytorów. I tych emigracyjnych – jak Roman Palester, Andrzej Panufnik czy Konstanty Regamey; i tych z kraju – jak Zygmunt Mycielski, który od końca lat pięćdziesiątych regularnie odwiedzał w Laficie Józefa Czapskiego, Zofię i Zygmunta Hertzów, a także samego Giedroycia.

Pierwszy raz byłam tu jeszcze za życia Redaktora. W lipcu 2000 roku, pracując nad monografią życia i twórczości Panufnika, przyjechałam na kilka dni do Paryża wprost z Londynu, świeżo uruchomionym Eurostarem. Do końca nie byłam pewna, czy w ogóle uda mi się z Giedroyciem spotkać. Podczas krótkiej rozmowy potwierdził właściwie to, co wcześniej już mi napisał: że pomógł uzyskać dla Panufnika francuską wizę, co ułatwiło kompozytorowi wyjazd ze Szwajcarii do Wielkiej Brytanii. Dodał, że nie mieli później kontaktów, Panufnik nie chciał angażować się politycznie. Dziś, z zaskoczeniem i niemałym wzruszeniem otwieram w Archiwum „Kultury” teczkę z napisem „KOR RED Bolesławska”. Czytam – z lekkim zażenowaniem – moje nieco infantylne maile do Jerzego Giedroycia i jego rzeczową, krótką odpowiedź. A mając już teraz za sobą dokładną lekturę jego korespondencji z samym Panufnikiem oraz jego ówczesną żoną Scarlett, z 1954 roku, orientuję się, że pamięć go wówczas zawiodła – Panufnik owszem odwiedził Maisons-Laffitte, ale nie w drodze ze Szwajcarii do Wielkiej Brytanii, dokąd uciekał w lipcu 1954 roku, ale kilka tygodni później, kiedy wraz z żoną przyjechał do Paryża już z Londynu. Sprawa ucieczki Panufnika na Zachód zajmuje zresztą w listach Giedroycia sporo miejsca. Jest ważnym tematem w listach wymienianych z Witoldem Małcużyńskim i Konstantym Regameyem. Obaj przyczynili się do wyjazdu Panufnika z Polski, pomagając mu przedostać się do Londynu. Giedroyc zżymał się w listach, że „Londyn” – z którym, jak wiadomo, nie był w najlepszych stosunkach – robi z ucieczki Panufnika sprawę lokalną, zamykając ją w polskim „getcie” i wykorzystując dla rozegrania własnych interesów. Regameya naciskał na napisanie artykułu o Panufniku do „Kultury”, co – zwłaszcza po rozpętaniu przeciw kompozytorowi propagandowej nagonki w polskiej prasie – wydawało mu się szczególnie ważne. Uważał, że trzeba „dać odpór”. Traktował sprawę Panufnika podobnie jak wcześniej ucieczkę Miłosza. Chciał, aby Panufnik skontaktował się z Kongresem Wolności Kultury, a najlepiej pojechał jak najszybciej do Stanów Zjednoczonych (do czego nie doszło). Z myślą o nim w grudniu 1954 roku zorganizował w porozumieniu z Kongresem spotkanie na temat „Artysta w dzisiejszej Polsce”, w którym udział wzięli obok Panufnika także Miłosz, Czapski i Regamey. Wygłoszony tam referat Panufnika, zatytułowany Życie muzyczne w dzisiejszej Polsce otworzył styczniowy numer „Kultury” w 1955 roku, a zaraz potem przedrukowały go także pisma Kongresu Wolności Kultury – francuski „Preuves” i brytyjski „Encounter”.

Andrzej Panufnik, Collete i Witold Małcużyńscy, Scarlett Panufnik. Londyn, 11 X 1954, Archiwum Andrzeja Panufnika

W maju 1963 roku pod nazwiskiem Panufnika ukazał się w „Kulturze” artykuł Muzyczne wypowiedzi N. S. Chruszczowa odnoszący się do słynnej mowy, którą Nikita Chruszczow wygłosił do ludzi kultury – artykuł napisany został tak naprawdę przez Zygmunta Mycielskiego. Giedroyc otrzymał wkrótce list mieszkającego w Londynie krytyka i dziennikarza Zdzisława Broncla, najwyraźniej mocno atakujący Panufnika. Sam list się nie zachował – Giedroyc wysłał jego kopię i do Mycielskiego, i do Juliusza Mieroszewskiego, z którym Broncel niewiele wcześniej się poróżnił, zrywając kontakt także i z Giedroyciem (list adresował do Zygmunta Hertza, ale takie wiadomości mieszkańcy „Kultury” natychmiast sobie przekazywali). Mycielski podziękował Giedroyciowi, że listu nie opublikował, dziwiąc się jednocześnie tonowi nienawiści do Panufnika. Mieroszewski natomiast napisał: „Oni wszyscy (spotkałem się z tym wiele razy) uważają Panufnika nie za emigranta – tylko za zdrajcę i dezertera. Emigrantami jesteśmy my – w oczach Kraju – ja i Pan, ale nigdy Panufnik i nie Miłosz. To jest śmieszne, ale tak jest”. Co ciekawe, dwie dekady później – w 1984 roku –Broncel napisał do „Kultury” relację z londyńskiego jubileuszu Panufnika (obchodzącego wówczas 70-te urodziny), podkreślając w listach do Giedroycia, że robi to wyłącznie dla kompozytora, który dotąd nie dość był doceniany…

Wątek Panufnika przewija się także w innych korespondencjach Giedroycia. Ale są też i inne sprawy. Roman Palester, który w 1951 roku opublikował na łamach „Kultury” dwa eseje na temat roli artysty i sztuki (Konflikt Marsjasza oraz Uwagi o pazylogii), podjął w maju 1952 pracę w Radiu Wolna Europa. Nie zaprzestał jednak kontaktów z „Kulturą” i jej Redaktorem. Giedroyc wiele razy prosił go o teksty. Palester w większości odmawiał, kilka mniejszych szkiców jednak opublikował (w tym o Igorze Strawińskim czy Antonim Szałowskim). Ogromnie ucieszyły go też teksty o jego własnej muzyce, które Giedroyc zamieścił w piśmie kolejno w 1966 i 1978 roku. Szczerze za nie dziękował. Palestra Giedroyc prosił też, jeszcze w latach pięćdziesiątych, o konsultację artykułu na temat wpływów Chopina w muzyce współczesnej, napisanego przez mieszkającego w Nowym Jorku pianistę, Jana Holcmana. Tekst ukazał się w czerwcu 1953 roku.

Mieszkającego w Szwajcarii Regameya Giedroyc również prosił o pisanie na temat muzyki, ale radził się też w sprawach literackich. To z nim konsultował nie tylko kwestię publikacji – jeszcze w Rzymie, w 1947 roku – Portretu Kanta Bolesława Micińskiego, do którego Regamey napisał przedmowę, ale także powieści Koniec „Zgody Narodów”  Teodora Parnickiego (wydanej w 1955). Także Regamey, pod pseudonimem Jerzy Zawadzki, ogłosił na łamach „Kultury” recenzję książki Chopin Kazimierza Wierzyńskiego, a wcześniej pisał o muzyce w Polsce – w 1948 pod własnym nazwiskiem, a w 1950 jako Zawadzki. Na pseudonim zdecydował się dlatego, że po publikacji tekstu w 1948 roku szykanowano jego rodzinę w Polsce. Giedroyc na pseudonim się zgodził, kiedy jednak przyszło do sprawy artykułu o Panufniku w 1954 roku, nalegał, by ten tekst został ogłoszony pod nazwiskiem Regameya – obaj zresztą rozumieli, że tylko to nada mu właściwy wymiar. Artykuł sygnowany nazwiskiem Konstantego Regameya, a zatytułowany po prostu Andrzej Panufnik ukazał się ostatecznie w listopadowym numerze „Kultury”.

Inne wątki znajduję w listach Giedroycia i Mycielskiego (choć Panufnik pojawia się i tu przy okazji przywoływanego już tekstu o Chruszczowie). W centrum zainteresowania są sprawy krajowe. Mycielski pośredniczy między innymi w kontakcie z Jerzym Andrzejewskim (wokół Miazgi i jej planowanej publikacji w Instytucie Literackim), polemizuje z Giedroyciem na temat tego, jak powinni reagować polscy pisarze, czy i kiedy skuteczne są protesty wobec władz, jak wygląda sytuacja gospodarcza Polski i dlaczego mówienie o niej jest ważne etc. W początku lat osiemdziesiątych Mycielski i Giedroyc przeszli na „ty”, co świadczy o pewnej wyjątkowości ich relacji – Giedroyc nie był raczej skory do skracania dystansu, z wieloma bliskimi współpracownikami utrzymywał formułę „Drogi Panie” mimo wielu nieraz lat znajomości. Prosząc jednak Palestra o napisanie pośmiertnego wspomnienia o Mycielskim, napisał: „Jest to wielka strata również dla nas, gdyż byliśmy z nim bardzo zaprzyjaźnieni”. Ostatecznie wspomnienie napisał Stefan Kisielewski.

Kisielewski to oczywiście osobny – i skądinąd najlepiej rozpoznany – rozdział w relacjach Giedroycia z kompozytorami. Przy czym temperaturę ich kontaktów wyznaczała jednak polityka. W przypadku Kisiela muzyka, a nawet sprawy kultury, to były kwestie drugorzędne. Widać to i w tematyce jego książek, i tekstów publikowanych u Giedroycia, a także w ogłoszonej niedawno, opracowanej przez Łukasza Garbala korespondencji z Giedroyciem. Znajomość ta miała zatem odmienny wymiar niż relacje Redaktora z innymi muzykami.

W ogrodzie domu „Kultury”, myślę o tych wszystkich wątkach. O ludziach, którym Jerzy Giedroyc pomagał i od których sam także czerpał. Kompozytorzy i muzyka to bodaj najmniej istotny wycinek jakże bogatej działalności „Kultury”. Ale i w tej dziedzinie widać uwagę Redaktora, aby nie zaniedbać tego, co ważne. Dotyczy to „moich” czterech kompozytorów, ale jest obecne także i w pozostałych muzycznych wątkach widocznych zarówno na kartach „Kultury”, jak i w zachowanej korespondencji Redaktora. Ciekawie rysuje się choćby relacja z Janem Holcmanem, którego Giedroyc wraz z Czapskim poznali jeszcze w Armii Andersa. Pisywali o muzyce do „Kultury” także inni emigranci: Jan Kałużny z Nowego Jorku, czy mieszkający we Francji Jerzy Gajek oraz Adam Sutkowski (brat Stefana, wieloletniego dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej). Były także kontakty z krytykami z kraju: Bohdanem Pilarskim, Krzysztofem Lisickim, Antonim Buchnerem… Są też inne tropy – a to zgromadzone w bibliotece Giedroycia partytury (nie noszą śladów użytkowania, czyżby dostał po prostu pakiet nut od Polskiego Wydawnictwa Muzycznego?), a to skan nut Kolędy do tekstu Czesława Miłosza opublikowany w jednym z emigracyjnych czasopism w Szwecji…

Otwieram kolejne foldery, sprawdzam numery „Kultury”, przeszukuję znakomicie zdigitalizowane archiwum, ale sięgam też i po tradycyjne teczki ze skrupulatnie zgromadzonymi materiałami. Każdy zbiór korespondencji odsyła do następnych, wątki i tropy idą w różne strony. Jedne ciekawią mnie bardziej, inne porzucam po chwili. Żałuję, że nie mam czasu, by całkowicie poddać się duchowi tego miejsca. A i tak spędzam w archiwum długie godziny, niemal tracąc poczucie rzeczywistości.

Maisons-Laffitte, 7 X 2023

BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA

Warto również przeczytać...