fbpx
HOME
Agnieszka Papieska

Nauki i wędrówki Józefa Czechowicza

Przy ulicy Kapucyńskiej w Lublinie, w kamienicy pod numerem 3, przyszedł na świat Józef Czechowicz. 15 marca 1903 roku o godzinie 9.30. Suterena, w której upłynęło dzieciństwo autora nuty człowieczej, była mieszkaniem służbowym należącym do Banku Handlowego, w którym pracował jako woźny ojciec poety, Paweł Czechowicz. Matka, Małgorzata z Sułków, po śmierci męża w 1912 roku, wzięła na siebie obowiązek wykształcenia dzieci, choć dochody z objętej po mężu posady woźnej i prania cudzej bielizny były zbyt małe, by zapobiec nędzy.

Jako dziesięcioletni chłopiec Czechowicz rozpoczął naukę w czterooddziałowej rosyjskiej szkole elementarnej, mieszczącej się w rynku, blisko Trynitarskiej Bramy. W kamienicy Trejglowej na pierwszym piętrze była jedna izba szkolna dla wszystkich czterech oddziałów. W 1915 roku, gdy Lublin zajęli Austriacy, Józef przeniósł się do nowo utworzonej pierwszej powszechnej szkoły polskiej, którą ukończył z wyróżnieniem w roku 1917. Następnym etapem kształcenia było czteroletnie Seminarium Nauczycielskie, utworzone dla zdolnych, ale niezamożnych uczniów, przygotowujące nauczycieli dla szkółek ludowych.

ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Do takiej szkoły, we wsi Słobódka na Wileńszczyźnie, trafił Czechowicz w 1921 roku (miał wtedy za sobą trzy miesiące walki na froncie w 1920 roku). „Białoruskim maleństwom”, jak nazywał swoich podopiecznych, oddawał część swojej energii i czasu, resztę rezerwując na lekturę. Już jako uczeń seminarium miał świetne rozeznanie w literaturze światowej, które zawdzięczał głównie własnym poszukiwaniom. Do grubych, szkolnych zeszytów przepisywał przekłady wierszy rzymskich i prowansalskich, utwory włoskich i francuskich futurystów, tłumaczył poetów rosyjskich, wśród których najbliższy był mu Błok. Późniejsze lata przyniosły przekłady z Apollinaire’a, Blake’a, Poego, Whitmana oraz Eliota (jedne z pierwszych przekładów tego poety w Polsce). Zaczął też tłumaczyć powieść Skrzydła Michaiła Kuzmina, ale porzucił to zajęcie.

Prowadząc w Słobódce dziennik, pod datą 5 maja 1922 napisał: „Jestem na krańcach Europy ubogim nauczycielem. Czym będę za lat dziesięć, w roku 1932?”. Dziesięciolecie, którego ramy wyznaczył, z biednego nauczyciela i początkującego literata uczyniło kierownika Szkoły Specjalnej w Lublinie i założyciela Lubelskiego Związku Literatów.

Zostawiwszy za sobą szkółkę w Słobódce i kolejną we Włodzimierzu Wołyńskim, ukończył roczny Wyższy Kurs Nauczycielski w Lublinie. Wkrótce potem, w roku 1926, otrzymał posadę w szkole specjalnej. W tym okresie życia był przekonany, że pedagogika jest jego głównym zawodem (równocześnie był aktywnym dziennikarzem lubelskiej prasy). Jego przyjaciel Wacław Gralewski w książce Stalowa tęcza, poświęconej Czechowiczowi, napisał: „Nowa dziedzina pociągała go silnie. Świat istot potraktowanych przez los po macoszemu stał mu się bliski. Studiował, zbierał materiały, postanawiał napisać na ten temat książkę, poznawał życie i warunki rodzinne dzieci niedorozwiniętych, zainicjował stworzenie patronatu nad szkołą ze środowiska ludzi wpływowych”.

W swoim Dzienniku nauczyciela Czechowicz zapisywał obserwacje na temat podopiecznych, by dzięki temu móc głębiej wejrzeć w ich psychikę i tym skuteczniej im pomagać. Był pedagogiem poszukującym niekonwencjonalnych metod, zbuntowanym przeciw rygorowi szkolnemu, przynoszącemu w przypadku dzieci upośledzonych więcej szkody niż pożytku. Podchodząc indywidualnie do każdego ze swoich uczniów, marzył o szkole, w której dziecko robiłoby to, na co miałoby ochotę. Po którejś z udanych lekcji zapisał w dzienniku: „Na lekcji tej czułem się doskonale i bardzo świeżo, moment zaś ostatni: śmiech dzieci, wprawił mnie w doskonały humor. Chwilę, przez pryzmat marzenia, wydawało mi się, że jestem już w takiej klasie, jaką od dawna pragnę mieć”.

Czesław Miłosz napisał o nim: „Przez okrągłość twarzy, spłaszczony trochę nos, który wreszcie jednak zakręcał w nadwiślańską faję, zachowywał coś z dziecka”. Daleki od prozaicznych spraw tego świata, nie posiadał zmysłu praktycznego ani instynktu pomnażania pieniędzy. Te – jeśli akurat miał – rozdawał potrzebującym. Jedna tylko rzecz zajmowała w jego budżecie wysoką pozycję – słodycze, główne pożywienie poety. Gralewski opisuje, jak podczas balu w noc sylwestrową Czechowicz, ignorując rozkosze tańca i zabawy, „jak pomnik niezłomnego rycerza stanął przy ladzie bufetu słodkiego i stał dwanaście godzin”. W ciągu tej nocy zjadł 102 pączki ptifurki, do tego pewną ilość tortu, trochę ciastek i cukierków czekoladowych, ponadto wypił trzy butelki słabego, ale bardzo słodkiego wina oraz kilka butelek oranżady. „Świt rozproszył fantastyczne zwidy sylwestrowe, zamilkły tony białego mazura, którym każdy bal kończono, a przy bufecie tkwiła jeszcze samotna niemal postać dosłownie pełnego słodyczy poety”.

Przy ulicy Złotej 2 w Lublinie mieszkała przed wojną Franciszka Arnsztajnowa, pierwsza prezeska lubelskiego Związku Literatów. Wspólnie z nią wydał Czechowicz w roku 1934 Stare kamienie – tom wierszy o Lublinie. Latem 1933 roku przeniósł się do Warszawy, gdzie dostał pracę w Wydziale Wydawniczym Związku Nauczycielstwa Polskiego. Po trzech latach został zresztą usunięty z ZNP z powodu oskarżeń o niemoralny tryb życia i homoseksualizm, do czego przyczynił się poemat hildur baldur i czas. Zanim to jednak nastąpiło, sprawował funkcję sekretarza redakcji w „Głosie Nauczycielskim”, a po roku objął kierownictwo „Miesięcznika Literatury i Sztuki” oraz „Płomyczka”. To właśnie na jego łamach rozwinął skrzydła jako autor wierszy, piosenek i opowiadań dla dzieci. Utwory, które tu opublikował (często pod pseudonimami), chciał kiedyś zebrać w książkę. „Miałem w czasie okupacji w ręku ten manuskrypt – wspominał Czesław Miłosz – ale pewnie uległ zniszczeniu, natomiast wśród niepodpisanych utworów w «Płomyczku» nikt już chyba nie rozróżni, które wyszły spod jego pióra”.

Pogodne wierszyki dla dzieci to jedna strona twórczości Czechowicza. Po drugiej jest pełna niepokoju poezja, zrodzona w cieniu śmierci. Groza i poczucie zagrożenia obecne są w liryce autora żalu od pierwszych tomików. Nie koi lęku, lecz jeszcze go wzmaga pozornie sielski obraz z wiersza na wsi:

 Księżyc idzie srebrne chusty prać

świerszczyki świergocą w stogach

czegóż się bać

 

Przecież siano pachnie snem

a ukryta w nim melodia kantyczki

tuli do mnie dziecięce policzki

chroni przed złem

Melodia kantyczki nie uchroniła przed złem w świecie realnym i katastroficzne wizje Czechowicza, które nasiliły się w latach trzydziestych XX wieku, spełniły się wraz z wybuchem II wojny światowej. „Zniża się wieczór świata tego” – napisał w jednym z ostatnich wierszy, w którym słowa „ja […] bombą trafiony w stallach” nabrać miały już niebawem profetycznego znaczenia.

W kilka dni po rozpoczęciu działań wojennych Czechowicz powrócił z Warszawy do Lublina. Zginął w czasie bombardowania pod gruzami domu przy zbiegu ulic Kościuszki i Krakowskie Przedmieście, w zakładzie fryzjerskim. „Gdy 9 września 1939 roku bomby przebiły strop i wpadły do wnętrza fryzjerni Ostrowskiej – pisze Wacław Gralewski – towarzysze Czechowicza skoczyli odruchowo pod ścianę i dzięki temu ocaleli, a on jakby antyinstynktem kierowany – na bombę”. Czechowicz nie wierzył w przypadki. „Nie ma zbiegów okoliczności – mówił – wszystko się ze sobą łączy i ma swój sens”.

AGNIESZKA PAPIESKA

 

Warto również przeczytać...