fbpx
HOME
Andrzej Stanisław Kowalczyk

O „Rubieżach” Dawida Szkoły

I. Nota na stronie wydawnictwa Austeria określa Dawida Szkołę, autora książki Rubieże, urodzonego w Rzeszowie w roku 1985, jako Galicjanina. Również bohater opowieści deklaruje swoje przywiązanie do krajobrazu byłej Galicji. Ja nie nazwałbym nigdy regionu Polski rozciągającego się między Górnym Śląskiem a Bieszczadami – Galicją. Dla mnie to najwyżej część byłej Galicji, kraju ochrzczonego tak przez urzędników wiedeńskich w XVIII wieku, aby zamaskować grabież cudzego terytorium. Ale ja jestem starszy od Dawida Szkoły o jedno pokolenie i zostałem wychowany w XX-wiecznym kulcie jedności: jednolite scentralizowane państwo (niezależnie od tego, czy autorytarne czy demokratyczne), jeden język, jedna religia, jeden naród. Efekty tej wiary w ujednolicenie widać na każdym kroku. Różnorodność i pluralizm są u nas podejrzane i nawet zwalczane przez państwo, które jest jednym ze strażników jednolitości. Młodszy ode mnie Dawid Szkoła nazywa siebie Galicjaninem, podkreślając odrębność regionalną. Jest mi to sympatyczne, bo każde państwo jest molochem nastawionym na ogłupianie i eksploatację obywateli, którymi funkcjonariusze państwa gardzą. Scentralizowane państwo jest nieudolne, kosztowne, korupcjogenne. Chciałbym, żeby Polska stała się federacją wolnych kantonów jak Szwajcaria. Ale wróćmy do Rubieży, bo jest to książka wielowątkowa i pobudzająca do myślenia.

II. Pierwsze zdanie Rubieży jest cytatem i brzmi: „Podróżuję z powodu umarłych”. Zaskakujące zdanie. Ja też od czasu do czasu podróżuję, ale nigdy z powodu umarłych. Dawid Szkoła powołuje się również na antropologię apofatyczną, która uzasadnia poszukiwanie śladów nieobecności innych ludzi. „To, czego nie ma – pisze autor Rubieży – okazuje się o wiele bardziej interesujące od tego, co jest”. I dalej: „Puste przestrzenie, ślady znikania, cienie po zmarłych mają w sobie moc przyciągania i znajdują się wszędzie. Mijam je idąc rano po bułki, wracając tramwajem do domu, siedząc przed wejściem na dworzec. Pozostałości po tych ludziach, miejsca bez nich i wyobrażenie sobie ich cieni niewątpliwie mówią nam […] coś ważnego, ale nie potrafimy tej mowy rozszyfrować, dźwięki z «drugiej strony» okazują się niezrozumiałe”.

Oczywiście, tylko bardzo niewielka cząstka świata jest nam dostępna. Nowi ludzie zastępują tych, którzy umarli. Moje mieszkanie, które po przebudzeniu o 5.30 zastaję w tym samym kształcie, w jakim je zostawiłem wieczorem, zmieni się nie do poznania, kiedy zniknę. Rozmawiam z wieloma osobami, już na ziemi nieobecnymi. Napisałem „zmarłymi”, ale skreśliłem to słowo. Skoro z nimi rozmawiam, nie są umarli, a nieobecni są tylko ciałem. Mają kłopot z fizyczną obecnością, cieleśnie zaistnieć im się nie udaje, ale oddziałują na nasze życie intensywniej niż tylu żywych. Więc jak to jest z tą nieobecnością? Zdaje się, że ci, których pokochaliśmy, żywi czy nie, nigdy nie są dla nas nieobecni.

Dla większości (prawie wszystkich) ludzi przeszłość jest obcym krajem, który omijają. Nietrudno zgadnąć dlaczego. Przeszłość przegrywa z przyszłością. Literatura, jak wszelka aktywność duchowa, jest również zwrócona ku przyszłości. Z myślą o niej Dawid Szkoła napisał swoją książkę. Literatura jednak ma przywilej upominania się o sprawy poniechane, stracone, znikające. Bo nie podlega ona ujednoliceniu – żyje bowiem ekscesem, paradoksem, kaprysem. Każda prawdziwa książka kwestionuje dogmat jedności.

III. Gdybym miał określić gatunek literacki, w jakim się wypowiada Dawid Szkoła, byłbym w kłopocie. Najbezpieczniej powiedzieć, że Rubieże to hybryda, dowód lekceważenia przez pisarza przepisów i definicji, do których tak przywiązani są badacze literatury. Ale ostatecznie kundle to najsympatyczniejsze psy pod słońcem. To, co ma żyć, musi czerpać zewsząd. Bo antropologia antropologią, ale książka Szkoły to literacka apoteoza życia. Życia wśród żywych i zmarłych. Apoteozę życia budują w Rubieżach takie składniki jak podróż w przestrzeni i w czasie, marzenie, jak u Jana Jakuba Rousseau, przeciwstawione obcości, głuchocie świata, wreszcie samo pisanie, w esencji będące niczym innym jak afirmacją istnienia.

IV. „Wszystkie granice – pisze pięknie Dawid Szkoła – związane są z zapominaniem i pomijaniem przeszłości, wypieraniem tego, co było. Nie są zbudowane z zasieków, ogrodzeń i strażnicówek, ich siłą jest ciemność padająca na żywoty bezimiennych ofiar rzezi, wypierająca inne istnienia i prawdę o ich istnieniu. Każde pytanie zawiera w sobie oskarżenie”.

Autor nie ma zamiaru dopisywać ani jednego zdania do XIX-wiecznego humanizmu i jego wersji wcześniejszych. Ten rozdział samowiedzy człowieka wydaje się definitywnie zamknięty. Żadne próby reanimowania humanizmu, zdaje się przestrzegać Szkoła, nie powiodą się. Każdy powinien to sobie codziennie powtarzać. Nie ma ludzkości, nie ma człowieczeństwa, każdy z osobna, każdy sam niesie brzemię winy i odpowiedzialności. Zagłada nie zaczęła się w roku 1933 i nie skończyła się w 1945, choć pewnie Żydzi już nigdy nie pozwolą się bezkarnie zabijać. Jednak narody opanowały technikę i retorykę ludobójstwa i śmiało po nie sięgają. Człowiek upodobał sobie bestialstwo. Jednym z zadań literatury, czy w ogóle sztuki, jest sondowanie dna, jakie wspólnym wysiłkiem osiągnęła ludzkość w minionym stuleciu. Sondującemu nie wolno przymierzać togi sędziego ani prokuratora.

V. Galicja jest dla Dawida Szkoły czymś w rodzaju tratwy ratunkowej, która chroni go od pogrążenia się w topieli chaosu, jaki nas otacza. Straciliśmy zaufanie do starych, kolektywnych sposobów radzenia sobie z poczuciem zagrożenia. Chociaż może należałoby powiedzieć inaczej: Niektórzy z nas nie pokładają już nadziei w obietnicach, niezależnie od tego, kto je wypowiada. Zło nie zostanie hurtem unieważnione, dobro nie zatryumfuje w wymiarze kosmicznym, bo pojawia się tylko wtedy, kiedy ty albo ja zrobimy coś dobrego. Ludzkie rachunki krzywd zostawmy samym ludziom. Źle napisałem na początku tego akapitu. Nie ma dla nas tratwy ratunkowej. Nie ma dla nas tratwy ratunkowej innej niż sumienie każdego z nas.

ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK

Dawid Szkoła, „Rubieże”. Kraków, Austeria, 2022, s. 280. Aby zamówić kliknij – tutaj.

Warto również przeczytać...