fbpx
HOME
Świadectwa

Stanisław Rosiek „Archipelag. Słowo / obraz terytoria”

Wydawnictwo słowo / obraz terytoria istnieje już ćwierć wieku. A może nawet trochę dłużej. Jego początek trudno związać z jedną datą. Wydawnictwa na ogół nie powstają w jednej chwili. Okres inkubacji trwa zwykle jakiś czas. Nie wiadomo zresztą, co powinno się uznawać za moment narodzin wydawnictwa. Postanowienie kilku zapaleńców, że od jutra będą wydawali książki? Plan biznesowy, który ma przynieść jego twórcom finansowy sukces? Pierwsze pomysły i projekty? Wybór nazwy i umieszczenie jej na szyldzie? Rejestrację wydawnictwa jako podmiotu gospodarczego? A może dzień ukazania się pierwszej publikacji? W wypadku wydawnictwa słowo / obraz terytoria wiele z tych założycielskich zdarzeń rozgrywało się przez kilka miesięcy od wczesnej jesieni 1995 roku do wiosny roku następnego. Pierwszą książką był tom szkiców filozoficznych Stanisława Cichowicza Moje ucho i księżyc, którego promocja odbyła się wiosną w Zamku Ujazdowskim w Warszawie.

Od tamtego czasu wydawnictwo opublikowało więcej niż tysiąc tytułów. I nadal pracuje nad nowymi książkami.

Tych kilka informacyjnych zdań wstępnych mogłoby wystarczyć jako wprowadzenie do publikacji na dwudziestopięciolecie wydawnictwa słowo / obraz terytoria. Nie stawiam jednak w tym miejscu kropki, ponieważ ani czas naszych działań, ani liczba wydanych książek nie są wystarczającymi powodami, by temu akurat wydawnictwu poświęcać publikację – i to tak obszerną. Istnieją w Polsce, a tym bardziej na świecie wydawnictwa znacznie dłużej działające, wydawnictwa bardziej dynamiczne – i zapewne dla spraw książki bardziej zasłużone. Potrzebne są jakieś inne jeszcze uzasadnienia. Niech więc ta książka będzie nie tylko publikacją jubileuszową i pamiątkową, lecz także zbiorem dokumentów do studium przypadku pewnego wydawnictwa, które na przełomie epok działało w Polsce wchodzącej (po raz który już?) do Europy (książek).

Wydawnictwa – jeśli nie są przedsięwzięciami czysto komercyjnymi – nie mają tego samego kodu genetycznego. Nie są zatem do siebie podobne. Ich istnienie, ich długie trwanie kryje w sobie tajemnice, które warto poznawać, bo rzucają światło na czas i miejsce działania, na kulturę książki, na zbiorowość, w ramach której powstały. Każde takie wydawnictwo jest bytem jednorazowym. I niepowtarzalnym. Powstaje dzięki serii mniejszych i większych zdarzeń międzyludzkich. Nie należy więc do nikogo. Nawet do swoich właścicieli – cokolwiek by na ten temat sądzili Gaston Gallimard, Benedikt Taschen czy Tadeusz Zysk, których nazwiska stały się nazwami utworzonych przez nich oficyn.

Tożsamość wydawnictwa jest efektem codziennie ponawianego porozumienia i współpracy dużej grupy osób, którą tworzą autorzy, tłumacze, redaktorzy, korektorzy, graficy, składacze, specjaliści od marketingu, handlowcy… Nawet drukarze, z którymi wydawnictwa współpracują, należą do tego rozległego archipelagu – do uniwersum osób tworzących wydawnictwo. Kto i jaką rolę odgrywał w tym złożonym procesie powstawania, rozwoju, a w końcu też nieuchronnego schyłku wydawnictwa, czy była to rola pierwszoplanowa, czy epizodyczna – nie ma rozstrzygającego znaczenia dla jego tożsamości. Najważniejszy jest efekt – wydawnictwo jako fenomen kultury pewnego czasu i miejsca.

Jak w takim razie możliwe jest osiągnięcie przez wydawnictwo wewnętrznej integralności i trwałości swojego zewnętrznego wizerunku? Co sprawia, że na tle innych wydawnictw wydaje się wyraziste? I w jaki sposób ukazać to zróżnicowanie dające w efekcie wrażenie jedności?

Najbardziej oczywiste i trwałe elementy wizerunku wydawnictwa zawiera jego katalog, rejestrujący nazwiska autorów i tytuły publikowanych książek. Na podstawie katalogu określić można, w jaki sposób wydawca wpisywał się w swój czas, z którymi autorami współpracował, z którymi – nie, bo poruszali się po innych orbitach, jakie tematy podejmował, a jakich unikał. Katalog przekracza doraźność działań. Czy tego wydawca chce, czy nie, odsłoni uważnemu czytelnikowi jego powtarzające się wybory estetyczne i aksjologiczne, czasem też jego polityczne poglądy – to wszystko, co w skrócie określić można jednym słowem jakoprofil oficyny wydawniczej.

W jaki sposób wydawnictwo słowo / obraz terytoria wpisywało się w swój czas? Trudne pytanie. Odpowiedź na nie tkwi – ukryta – w katalogu, w wydrukowanej w tym tomie na stronach 305–424 bibliografii. Lektura rejestru liczącego ponad tysiąc publikacji pozwoli nie tylko na ujęcia statystyczne (jak choćby ustalenie relacji między książkami publikowanymi w ramach zakupionych licencji a realizacjami własnych pomysłów edytorskich, dziełami naukowymi a literaturą piękną). Pozwoli również na odsłonięcia archeologiczne: odtworzenie działań edytorskich w kolejnych latach istnienia wydawnictwa, na rozpoznanie struktur (i taktyk) tworzonych serii, opisanie dynamiki ich rozwoju, ale też – z drugiej strony – na opisanie dziejów współpracy z autorami, z redaktorami, z grafikami. Załączone indeksy, które do bibliografii odsyłają, pomogą ponadto wytyczyć stopień zaangażowania poszczególnych osób, wykreślić mapę instytucjonalnych powiązań wydawnictwa z innymi wydawcami w ramach podejmowanych koedycji, z drukarniami, które najczęściej realizowały edytorskie projekty.

Ale to tylko część prawdy o wydawnictwie słowo / obraz terytoria. Drugi jego wizerunek jest dziełem czytelników i krytyków. Tworzą go spojrzenia z zewnątrz, spojrzenia zapisane w setkach, w tysiącach recenzji i omówień, z których niemała część trafiła do gromadzonego przez ostatnie ćwierćwiecze wydawniczego archiwum. Jako całość ten archiwalny zbiór jest amorficzny. Nie sposób nad nim zapanować. Kto zresztą miałby tego dokonać. To zadanie raczej dla historyka – gdyby rzecz jasna postanowił kiedyś odpowiedzieć na pytanie, czym u schyłku drugiego i na początku trzeciego tysiąclecia było wydawnictwo słowo / obraz terytoria. Wydawca, który nadal działa, nie powinien wchodzić w jego rolę. Choćby z tego powodu, że miałby kłopot z wyważeniem proporcji między opiniami pozytywnymi i negatywnymi. Wiem, co mówię. Według pierwszego pomysłu książka podsumowująca ćwierćwiecze wydawnictwa miała składać się z fragmentów recenzji wydanych dotąd publikacji. Prędko okazało się jednak, że nasze wybory zaczęły być jednostronnie pozytywne. Nawet dla nas było to trudne do przyjęcia, choć nie można się dziwić, że poszukując odbicia w cudzych spojrzeniach, instynktownie pomijaliśmy nieraz krytykę naszych potknięć edytorskich. Z tej pierwotnej koncepcji pozostało niewiele. Zaledwie kilkanaście zewnętrznych opinii, głównie o książkach autorów, którzy – jak meteory – przemknęli przez nasz katalog. I przez nasze dzieje.

Ostatecznie zwyciężyła koncepcja stworzenia autoportretu wydawnictwa, czyli – wedle dawnej definicji – „portretu przez siebie wystawionego”. Kłopot tylko w tym, że nie wiadomo było, kto – rysując ten autoportret – powinien trzymać ołówek w dłoni.

Autoportret wydawnictwa słowo / obraz terytoria jest polifoniczny i wielowarstwowy. Inny być nie mógł. Został stworzony w dużej mierze przez autorów, którzy przez ostatnie ćwierćwiecze pisali i wydawali książki pod tym szyldem. Autoportret składa się – w swej podstawowej warstwie – z fragmentów ich książek i z obrazów, które wybrali jako ilustracje i dopowiedzenia ikonograficzne. Stał się dzięki temu selektywną wizualizacją dużej części wydawniczego katalogu.

W wielu wypadkach autorzy, tłumacze i redaktorzy serii – poproszeni o to – przygotowali specjalne wypowiedzi na użytek tej publikacji. Były to nieraz ich spóźnione programy ideowe, retrospektywne próby uzasadnień, manifesty ex post, na które nie było czasu w we właściwym momencie.

Inna część autoportretu to dzisiejsze opisy dawnych edytorskich działań robione przez młode redaktorki (i jednego redaktora), które jeszcze niedawno były czytelniczkami książek wydawnictwa słowo / obraz terytoria. Podjęli oni próbę rekonstrukcji zamysłów i uzasadnień dawnych projektów, które w swoim czasie nie zostały przez ich twórców zapisane, więc dzisiaj istnieją tylko jako realizacje – raz mniej, raz bardziej udane. Przyznam, że dla mnie jako świadka patrzącego na dawne i nowe czasy to spotkanie dwóch, a może już nawet trzech generacji autorów i redaktorów było pouczające i poruszające.

Autoportret wydawnictwa w swojej zasadniczej części wyrasta zatem z tego, co zostało przez lata napisane i opublikowane. Tkwi w tym niebezpieczeństwo czy nawet grzech jednostronności. Wydawnictwo słowo / obraz terytoria to nie tylko to, co pozostawiło ślad na papierze – w katalogu i w książkach, które on ujmuje. Wydawnictwo – to i każde inne – jest fenomenem międzyludzkim, efektem codziennych spotkań i współpracy, która ma swoją historię z jej nieuniknionymi wzlotami i upadkami. Wydawnictwo współtworzą także ci, których praca nie pozostawia imiennego śladu w katalogu. A przecież gdyby nie oni, ślady innych (piszących) nie mogłyby zostać w książkach utrwalone.

Autoportret wydawnictwa wsparty na katalogu jest zimny. Prawda, lecz nie mógł być inny w ramach przyjętych zasad. Bibliografie, wykazy, rejestry, indeksy są ślepe. Nie widzą codzienności, znaczenia dnia powszedniego, umyka im materia życia – pracowitość, poświęcenie, zasługa, wytrwałość, odwaga, przyjaźń. Osoby ważne, kto wie, czy nie najważniejsze dla ciągłości istnienia wydawnictwa, znikają z pola widzenia, jeśli ich nazwiska nie trafiły do katalogu, bo nie figurowały na okładce lub stronie redakcyjnej tej czy innej książki. Przegrywają z autorami, z redaktorami, z grafikami, których prace katalog pilnie odnotowuje. Powinno się ich nazywać nie autorami tej czy innej książki, nie redaktorami serii, lecz twórcami wydawnictwa jako całości. To oni sprawiają, że wydawnictwo istnieje, choć nie powinno, bo każdego dnia powtarza mu to surowy rachunek ekonomiczny, że trwa latami, nie poddając się przeciwnościom losu, których życie zwłaszcza w czasie przejściowym nie szczędzi wydawcom książek nierynkowych, że płynnie przechodzi od jednego dnia do dnia następnego. I do dni kolejnych. Ad infinitum? […]

 STANISŁAW ROSIEK

Zamieszczamy fragment wstępu do publikacji jubileuszowej wydawnictwa słowo / obraz terytoria. Na ręce twórcy wydawnictwa i jego redaktora naczelnego, Stanisława Rośka, składamy najserdeczniejsze gratulacje i wyrazy podziwu. Nie ulega wątpliwości, że to gdańskie wydawnictwo zmieniło rynek wydawniczy w Polsce. Na lepsze. Pokazało nam, czytelnikom, jak mogą, a właściwie, jak powinny wyglądać książki i co jeszcze ważniejsze ogłosiło tytuły, bez których teraz nie moglibyśmy już istnieć. Stanisław Rosiek stworzył wydawnictwo wyjątkowe, które ma swoje wyraziste, wyróżnione miejsce w historii, także w historii literatury. Życzymy wielu wspaniałych książek i raz jeszcze dziękujemy za to, co już otrzymaliśmy.

 

Warto również przeczytać...