Sonet dziewiąty cyklu pierwszego: najmniej słów, jedyne
To sonet wyjątkowy: najkrótsze wersy, najmniej słów, najlapidarniej. Więcej światła, słowa tylko istotne, odpowiednio zważone, jedyne, nie do podmienienia, jakaś szalona oszczędność, jak gdyby Orfeusz grał na lirze – jednym palcem. Tylko wirtuoz tak potrafi.
Sonet, powstały między 2. a 5. lutego 1922 (a opublikowany jeszcze w tym samym roku, w sierpniu, w zeszycie 6. lipskiego „Das Inselschiff”), określany jest w komentarzach jako zbliżony do piosenki (krótkie wersy, rytm daktyliczny – sprzyjają śpiewności). Można by ten wiersz zanucić. Znawcy zwracają także uwagę na pokrewieństwo z utworem Goethego Phänomen (inc. „Wenn zu der Regenwand Phöbus sich gattet“)[1], a może nawet na świadomą doń aluzję.
Zobaczmy, jak spolszczają sonet dziewiąty części pierwszej polscy tłumacze. Mieczysław Jastrun zachowuje ton pieśniowy raczej niż piosenkowy, wysoki, a także pielęgnuje to, co trzeba by nazwać szczególną aurą tego wiersza (wiążącą mak i sen, mak i śmierć). Niestety, nie udaje się polskiemu tłumaczowi oddać anafory stroficznej, występującej w oryginale w pierwszych dwóch strofach – czterowersowych (po niemiecku obydwie zwrotki otwiera formuła „Nur wer”, czyli „Ten tylko” / „Tylko ten”). W trzeciej strofie postanawia Jastrun przełożyć Rilkeański imperatyw, radykalnie przecież afirmatywny, „Wisse das Bild” („Znaj obraz” / „Wiedz obraz”), wyróżniony zresztą przez austriackiego poetę kursywą, zachowawczo i eufemistycznie – jako „Nie trać obrazu”. Natomiast znakomicie wykorzystuje wyrażenie „w oboim żywiole”, wzięte z Mickiewiczowskiego wiersza Do samotności[2] – w strofie czwartej jako ekwiwalent oryginalnego „Doppelbereich” (dosłownie „podwójnego obszaru”) chociaż bliżej wersji niemieckiej – brzmiałoby spolszczenie wersu „Dopiero w oboim żywiole” – zamiast „Tylko w oboim żywiole”. Tłumaczenie odnajduje się jednak po polsku – jako całość – koherentnie; zasadnicza integralność stylistyczna jest utrzymana:
Ten tylko, kto zdołał wznieść
lirę pomiędzy cienie,
może hołd zmienić w pieśń,
przeczuć jej brzmienie.
Kto z umarłymi mak
spożył, z ich plonu,
zachowa najlżejszy takt
i tchnienie tonu.
Choćby odbicie wodne
zmąciło kształty swoje,
nie trać obrazu.
Tylko w oboim żywiole
stają się głosy od razu
wieczne, łagodne.
Adam Pomorski stara się w swym przekładzie zachować ułamek anafory stroficznej dwu pierwszych zwrotek (odpowiednio: „Ten tylko…” – „Ten, co…”); pięknie i imperatywnie (jak u Rilkego) spolszcza wyróżniony wers trzeciej strofy: „kształt miej w pamięci” (lekka amplifikacja jest tutaj elementem wzmacniającym, nie ma charakteru samowolnego). „Dwójobręb” jako odpowiednik „Doppelbereich” wydaje się jednak zbyt wydumany, zbyt fizyczny w tym metafizycznym wierszu, mało poetycki. Rytm i tonacja są nie tak swobodne jak u Jastruna, a współbrzmienia – zbyt ostentacyjne:
Ten tylko, co z lirą postał
wśród cieni, śmiało
nieogarnioną by sprostał
przeczuciu chwałą.
Ten, co z umarłych plonu
pożywał maku,
najzwiewniejszego tonu
nie traci smaku.
Choć nieraz odbicie wodne
znika nam, ginie:
kształt miej w pamięci.
W tym dwójobrębie jedynie
głosy łagodne
wieczność uświęci.
Bernard Antochewicz nie utrzymuje anafory stroficznej, wprowadza, co prawda, ton afirmatywny w wersie „Wisse da Bild”, lecz, niestety, dodaje do jego zwięzłości – zupełnie niepotrzebną – amplifikację, nie wyróżnia też wersu ani pogrubieniem, ani rozstrzeleniem druku, ani kursywą; a to przecież wers szczególny, podkreślony przez samego Rilkego; spolszczenie „Doppelbereich” jako „w obu sferach” jest neutralne, brzmi dobrze, lepiej niż propozycja Pomorskiego, choć nie tak finezyjnie jak zabieg mickiewiczowski u Jastruna. Tłumaczenie Antochewicza jest przegadane – z Rilkeańskiego „najmniej słów” czyni on (może prócz wygłosowej strofy) zwyczajną opowieść, narrację właśnie – a nie lapidarny wiersz. O rytmie czy tonacji nawet nie wspomnę, gdyż tłumacz – moim zdaniem – nie do końca je wysłyszał:
Tylko kto lirę wytrwale
niósł w krainie ciemności
może wieczystą chwałę,
przeczuwając, głosić.
Kto mak umarłych tknął
i jadł razem z nimi,
ten swój najcichszy ton
nie zgubi nigdy[3].
Choć odbicie nieraz
nasze rysy zamąci:
znaj obraz koniecznie.
Dopiero w obu sferach
stają się głosy
łagodne i wieczne.
Sonet o obcowaniu jasnej pieśni z ciemnością – o synestezyjnym rozświetlaniu mroku dźwiękiem liry, o ucztowaniu z umarłymi – życiodajnym, przypominającym sen; sonet o ocalaniu w makro- i mikrokosmicznym świecie, o czułym uścisku z tym światem. O witalnej mocy maku, snu, pamięci. O życiu w pieśni.
I ta piękna nić – życiodajna – snuta między poetami: Rilke bierze przędzę Goethego (a potem – chyba – tę Rilkego przejmuje Paul Celan w Maku i pamięci), Jastrun podejmuje formułę Mickiewiczowską, lecz przecież brzmi tu także Norwid, ten z Rzeczy o wolności słowa, ten u którego trzeba wydrzeć jasność ciemności (a nie rozlać ją na tło) – to istota tworzenia.
I my, którzy możemy z podziwem dotykać materii przez nich utkanej.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY
[1] Wiersz z roku 1819.
[2] Przypomnę, że u Adama Mickiewicza wyrażenie to pojawia się w dystychu zamykającym wiersz (ze względu na budowę, można by uznać utwór za sonet francuski, a domykający dwuwers – za rodzaj pointy): „I bez oddechu w górze, bez ciepła na dole, / Równie jestem wygnańcem w oboim żywiole”. Wiersz darowany 1830 lub 1832 (nota Czesława Zgorzelskiego w wydaniu trzecim zmienionym, tomie II Wyboru poezyjMickiewicza, BN I 66, z roku 1986, s. 238).
[3] Tu spolszczenie wręcz gramatycznie niepoprawne.