HOME

Księga Przyjaciół

Jarosław Klejnocki Kefalonia
Myślę o powieści "Nikt" Jerzego Andrzejewskiego, a zwłaszcza o jej końcu, gdy Odys umiera z głodu i pragnienia na dryfującym statku, a w ostatnią drogę odprowadza go błazen, który okaże się prawdziwym autorem "Odysei". Interpretacja Andrzejewskiego jest opowieścią o niespełnieniu, klęsce i nienasyceniu, które w końcu przegrywają z życiowym zmęczeniem. Wszystkich nas to dotknie w różnych wymiarach i w różnym stopniu; wszyscy umieramy z głodu i pragnienia, nawet jeśli nie o jedzenie i picie idzie, tylko o deficyty serca i ducha. I maskujemy to zabieganiem, pogrążaniem się w – jak to nazwał św. Paweł – „życiu zewnętrznym”, muskamy po powierzchownościach i oddalamy zbyt skomplikowane myśli. Trwamy, a trwając, uciekamy w doczesność. Odwracam głowę i ruszam do wozu, by zająć swoje miejsce i pojechać dalej. Nie różnię się niczym od innych.
Jarosław Klejnocki Kreta. Jak być wolnym?
Gospodarz [...] zadał fundamentalne dla tego rejonu Europy pytanie, formułowane wobec przyjezdnych: „Where are you from?”. A kiedy odrzekłem – „From Poland”, bo czego tu się w końcu wstydzić, rozpętała się prawdziwa grawitacyjna burza. W gospodarza jakby diabeł wstąpił, a jednocześnie uaktywniły mu się objawy choroby św. Wita, podkręcone naturalnym osobistym wzmożeniem, jak to u wszystkich Wzbudników. Rzucił mi spojrzenie w stylu „oczu w 5 złotych”, odwrócił się do gospodyni, wciąż rozmawiającej na boku przez telefon, by wyrzucić z siebie potok słów z prędkością karabinu maszynowego. Ta zaś przerwała połączenie i stała nieruchomo, patrząc na nas z uśmiechem. „Poland? Poland! My friend! You my friend!” – darł się teraz gospodarz w naszym kierunku, ściskając jednocześnie moje lewe ramię z siłą kulturysty – „You know Ksziszżtof Ważiyha? You know? He my friend too! And now another friend I have – Emmanuel Olisadebe, very good!”. No tak. W tamtych czasach, jeśli gdzieś za granicą kojarzono polskiego piłkarza, to był to obowiązkowo Zbigniew Boniek, era Roberta Lewandowskiego dopiero miała nastąpić. Ale tu była Grecja, ziemia fanatycznych kibiców lokalnych klubów, chyba nawet bardziej niż reprezentacji, kraina futbolowych ultrasów, gdzie zdarzały się sytuacje, kiedy kamery telewizyjne chwytały włożone za pasek pistolety wśród tychże czy przedstawicieli klubowego personelu. A myśmy właśnie trafili na zaprzysiężonego psychofana Panathinaikosu AO, jednego ze starszych, założonego w Atenach w roku 1908 i utytułowanych klubów piłkarskich w kraju. Grecki kibic to szaleniec, może trzeba by rzec „Boży szaleniec”, dla którego transgresja bywa stanem normalnym, a nie chwilową anomalią. Jeśli taki kocha – to bez granic, a jeśli nienawidzi – to na zabój (czasami dosłownie).
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek