Od pięciu dni Mirek ma 36 lat. Niezadługo i moje urodziny. Czy też będą wojenne? Ostatnio często zadaję sobie pytanie czy przeżyliśmy już swoją „porcję wolności”. Wygląda na to, że opuszcza mnie już nadzieja. Może jednak będzie to tylko chwilowe. Informacje, które napływają świadczą o tym, że w kraju dzieje się dużo, że wszędzie się gotuje, że ludzie nie mają zamiaru jeszcze się poddawać. To powinno krzepić.
Julka w zatłoczonym tramwaju chciała koniecznie wiedzieć, gdzie Natalia ma swojego Witka. Musiałam jej powiedzieć, że go WRONa internowała. A dlaczego? – padło nieuchronne u czterolatki pytanie, skupiając na nas uwagę współpasażerów. – Myślę, że się go boi – odpowiedziałam czując na sobie badawcze spojrzenia. Nie dało się odgadnąć czy życzliwe. [...] Jutro Natalia jedzie do Witka. Upiekę czarne ciasto. Chciałam je czymś nadziać, choćby kartką z ucałowaniami, ale okropnie na mnie nakrzyczeli (Mirek z Natalią, a potem dołączyła Teresa). Nie rozumiem ich. Na pewno nadziewane byłoby dużo lepsze. W końcu zgodzili się na daktyle.
Zapiski w szarym 100-kartkowym zeszycie zaczęłam prowadzić, żeby rozładować kipiące we mnie emocje wywołane warunkami życia pierwszych dni stanu wojennego, zaradzić przymusowej bezczynności, zapanować nad niszczącym poczuciem bezsilności, zwalczyć bezradność. [...] Zapiski miały charakter osobisty, intymny i nie miałam zamiaru ich publikować. Dziś zdecydowałam się je ogłosić, bo tamte emocje zblakły, a dziennik czytany po czterdziestu latach nabiera wyrazistości, obserwacje i komentarze w nim zawarte, aktualności.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.