HOME
Miłosz Waligórski

Materac

A jeszcze takie rzeczy oprócz tego mówimy, że to, co powstało, jest czymś powstałym i to, co powstaje, jest czymś powstającym, i to, co ma powstać, jest czymś przyszłym i to, co nie istnieje, jest czymś nieistniejącym. Żaden z tych zwrotów nie jest ścisły. Ale może być, że w tej chwili nie pora się o to spierać.

Platon, Timajos

Wszystko, co widać, a czego nie słychać: czarne litery na białym tle – to cień, pocień, jaki rzucają knypki oświetlone świeczką. Karły myśli, protezy prozy, zjawiska na papierze. Ukrócone zostały wszelkie aspiracje, oddech zamknięto w worku ze skóry, z czasem okryją ją porosty lub patyna. A jednak ciało, mimo braku warunków rozwojowych, wykiełkuje zielono, otuli uwięzione dwutlenki chlorofilową gąbeczką, mchem, który weźmie się w te pędy do fotosyntezy.

Na początku cisza

Księżycowy lunapark, nad popiół jesionów fruną balony, dziesiątki balonów wypełnionych gazem: załogowe, bezzałogowe, wolne i bezwolne, captify na uwięzi. Nigdy nie widziałem tylu naraz. Duch Boży [„tchnienie”, „wiatr”] unosi się nad wodami. Początek świata. Pod zwietrzałym murem kobiety lekkich obyczajów, duchny, jak je nazywa staropolszczyzna. Czekają na odlot latawice i latawce. Światłolubne reklamówki niesione wiatrem, pegazy skroś mgły, gałęzie pstrokate od krepowych papug. Dzieci z balonikami wśród sprzedawców przywiązanych sznurkami do zwiewnego towaru – aż dziw, że się jeszcze trzymają. Podszedłem. Kupuję pęk, zaznaczając, że chcę napompowane nie helem, tylko zwyczajnie, ustami lub pompką. Rozwiązuję supełki, wypuszczam powietrze i zaraz sam je nadmuchuję. „No, teraz mam dwa życia”, wzdycham po skończonej robocie. Ech, gdybym wiedział, że dwa życia to jedna śmierć więcej, może nie sięgnąłbym po portfel. Albo kupił pajaca.

Zbliżenia

Ów obraz, a przynajmniej jego część, mógł mieć związek z tym, co niedawno pokazywały bydgoskie „Zbliżenia”. Podczas imprezy urodzinowej w klubiku przy Magnuszewskiej zmarł nagle chłopiec, Tadek. Region obiegły zdjęcia leżącego na podłodze malca, nad którym pochylają się przerażeni rodzice. Wokół wszystko stoi bez życia: koledzy i koleżanki, czcze piniaty i psy na biegunach. Nikt nie wie, jak się zachować, konsternacja przyłapana in flagranti. Ludzie w konfetti i serpentynach, z czapeczkami na głowach. Pod sufitem obwieszonym girlandami kolorowych żaróweczek lewitują helowe dmuchańce o różnych kształtach: jednorożce, łabędzie, flamingi… Cała ta pluszowo-lateksowa armia sprawia wrażenie, jakby chciała stąd uciec, wyrwać się dachem z dusznego pomieszczenia, wydrążyć sobie drogę ewakuacji. Ale nie może. Grób trzeba kopać przy zamkniętym lufciku, pomnik lepić z gumy.

Fot. Kacper Mazurowski

Titonos

Zawijasami spaceruję po alejkach. Zza kolejnego zakrętu wyłania się przede mną szpaler tui etymologicznie zakorzenionych w dymie, mgle, duszy i tchu. Wiecznie zielone dotleniają lastryko przez całą dobę, zimą i latem, w świątek i piątek. Uderza mnie ich zapach, o rześkim nerwie, lekko wiercący w nosie. W dużych dawkach podobno jest szkodliwy, więc biorę tylko jeden głęboki wdech, po czym… siarczyście kicham, oddaję salwę honorową tym cmentarnym ważniakom. Z gleby zasilanej sokami ciał wyrastają również cyprysy. Na pierwszym nagrobku czytam napis: „Tu leży nasz nieodżałowany ratler, Cypryś z Zarękawia”. Dlaczego „ratler”, a nie „ratlerek”? Nie zdążę się nad tym dobrze zastanowić, bo tuż obok znajduję coś jeszcze ciekawszego: dmuchaną karimatkę. Albo to pamiątka po pupilu, jego umiłowane leże przytaszczone na miejsce wiecznego spoczynku, albo siedzisko pogrążonej w rozpaczy właścicielki, szurniętej Tłui, która dzień w dzień, wznosząc oczy ku niebu, gromi stąd Boga. Wtem na karimatkę wskakują trzy owady: pasikonik, trajkotka i świerszcz. Widocznie wzięły ją za trampolinę. Skaczą, terkoczą, pocierając skrzydełkami o nóżki i cykają pieśń: modlitwę o śmiertelność. Bo świerszcze, jak wiadomo, chcą umrzeć, ale nie są w stanie.

Na wydechu

„Tamtego popołudnia, zanim się utopił, Nenad / zostawił na plaży gumowy materac. / Sam go nadmuchał, godzinę przed tragedią, głębokimi / wdechami i wydechami, z uśmiechem. // Niecały rok później Dušica znalazła materac / w garażu, leżał zapomniany, samotny jak obłok. // Zamurowało ją, kiedy zrozumiała, co ma przed oczami. / Wzięła go pod pachę i zaniosła do pokoju na górę. // Rozebrała się do naga, w skupieniu umyła każdy cal / swojego ciała i mokra położyła się na materacu. // Zamknęła oczy, najpierw tylko oddychała. Później / wzięła dzióbek do ust, ostrożnie, / ostrożnie zdjęła gumową zaślepkę / i zassała. Czuła, jak cała wypełnia się wydechami / Nenada, powietrzem z jego płuc. // Wdychała zeszłoroczne wydechy / złapane w materac, a materac flaczał / pod naporem jej gorącego ciała. // Ostatnie tchnienie dmuchnęło jej w tchawicę. // Dušica, mokra Dušica, drżała na płaskim flaku – / odtąd nie ma już nic, co można by nazwać / powietrzem Nenada”. Jakiś czas temu przetłumaczyłem ten wiersz (Dech, tchawica, Dušica) Darka Cvijeticia – rzecz o życiu po życiu, wieczności, która trwa, póki trzymają zaślepki i zgrzeiny, rzecz o nieskończoności mierzonej w litrach.

Cud płuc

Nenad przeżył sam siebie, uwięziony w gumie, ale też zmarł dwa razy – jak Jezus, Adonis, Eurydyka, Syzyf, bracia Lwie Serce i Bolesław Kołyszko – o tym też musimy pamiętać, gdy, wypacając szare komórki, głowimy się nad zmartwychwstaniem. Najpierw przeszedł na tamten świat, gdy się utopił, a potem z pomocą Dušicy, która, napierając rozpulchnionym ciałem, wycisnęła na wolność jego pneumę. „Literatura zawsze spełnia rolę płuc. A płuc, Sveli, nie można zastąpić skrzydłami czy ogonem”, tłumaczy Duży, łacinnik z Memuarów młodego mężczyzny Zigmundsa Skujiņša, w odpowiedzi na pytanie wnuka o rolę poezji. Ogon i skrzydła mają smoki i latawice, byty nie z tej ziemi. (Nawiasem mówiąc, w wielu językach oba określane są jednym słowem: puķis, sárkány, šarkan, en drake, zmaj). Poezja jest odruchowa, bliższa ciału, biologii, rytmowi oddechu, który przez wciąganie tlenu i wydalanie dwutlenku węgla dosłownie i niedosłownie dzieli czas: na składniki żywe i martwe. Z nich jest złożony człowiek, cios za cios, coś za coś, wziąć – dać. Samożywne pasmo i lata luk CO2.

Duszek

W serbsko-chorwackim materac to dušek, z tureckiego döşek, co nie ma nic wspólnego z duszą, ale brzmi tak, jakby miało. Pamiętam, jak latem 2014 roku Jarosław Mikołajewski czytał poezję na festiwalu w Nowym Sadzie. Kiedy od aktora, który zabierał się do recytowania jego wierszy po serbsku, usłyszał, że Materac to Dušek, wybałuszył oczy jak ktoś, kogo przejrzano na wskroś i na wylot. Pomyślał pewnie, że sobie z niego zakpiono. Bo tytuł w przekładzie zdradzał cały koncept, na którym opierał się ten liryk: „Ojciec nadmuchiwał nam go co lato. / Ma lat trzydzieści, może nawet więcej. / Ze szczelin wciąż jeszcze sypie się piasek. / W zgrubieniach wciąż oddycha powietrze jego płuc. / Dopóki go nie wyrzucę, dopóki nie przegryzą go szczury, / mój ojciec może pojechać nad morze. / Konserwa kaszlu. / Relikwiarz na leszczynowe kołki. / Pamiątka organiczna. / Balsam tchu beztroskiego. / Wieczny odpoczynek. / Miech zmartwychwstania”. Miech-człek się zakrztusił. Gdyby uderzyć go w plecy, korek wypadłby mu z niemieckiej dziurki, a on by ożył – ożył, żeby później wyzionąć ducha po raz wtóry. Do wora na wiersze złapałby go poeta.

Na dziko

W sierpniu ruszam do Szwecji, jadę jak najdalej, daleko za koło podbiegunowe. Chcę naostrzyć sobie pamięć i zmysły, spojrzeć w oczy reniferowi, zobaczyć w nich pierwsze niebieskie żyłki zwiastujące zimę, przeżyć ostatnią jasną noc i poszukać śniegu, który wszystko kryje. (To takie memento Północy, barok na miarę Lutra). Kusi też Allemansrätten, prawo wszystkich ludzi, które pozwala spać na dziko wszędzie, gdzie sen zmorzy, a więc: gdzie popadnie. Jadę. Długo jadę. Co wieczór rozbijam namiot i pompuję karimatę. Dmucham ustami i dmucham, całą duszę wkładam w to dmuchanie, omal tej duszy nie wypluję. Kładę się na miękkim, lecz rano czuję pod plecami twardą glebę. Ubrany jestem na cebulkę, w śpiworze powinno być mi jak w nozdrzu łosia, a jednak od ziemi, choroba, od ziemi idzie zima. Ta, co paraliżuje korzonki, ta, co łupie w krzyżu, daje wilka i pociąga nosem. Okazuje się, że z karimaty uchodzi powietrze, korek wykorkował albo jest nieszczelny, bezczelny. Codziennie przesypiam moment, kiedy wyziewa ducha – mojego ducha, tego, co w nią tchnąłem przed spaniem. Cóż, każdemu podług… Jeden ma pomnik trwalszy niż ze spiżu, drugi ma pomnik z dziurawej gumy, nieskończoność krótszą niż noc. Moje życie wieczne, kruchsze od drzemki, liczy się w namiotogodzinach.

Chyba nic

Życie po życiu nie wytrzymało próby, ba, nie zdążyło zaistnieć, zgasło w zarodku doczesności. I co teraz? Co począć? Chyba nic. Ulotnić się z krzesła, na którym się siedzi, pisząc słowa przewiewne, wzięte z powietrza. Obok, po śladach deszczu – dzięki czemu nie musi zacierać tropów, same się zacierają – prze ku stratosferze podobny do mnie chłopiec, Tadek. Gdybym był w radiu, zrobiłbym teraz dramatyczną pauzę i puścił piosenkę: Lend põhjataeva all (Lot pod północnym niebem) Mari Kalkun, a potem znów bym sobie gadał, skrobał trzy po trzy.

Ale nie jestem w radiu. Jestem w materacu.

I burczę stąd głosem brzuchomówcy.

MIŁOSZ WALIGÓRSKI

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek