Sonet trzeci cyklu pierwszego: Gesang ist Dasein
Istnieją słowa od razu uskrzydlone. Muszą pofrunąć, mimo że nie są wcale lekkie. Są zaraz po napisaniu nie z tego świata. Ani my, ani poeta nie może im umknąć. Takimi właśnie słowami – dla umysłów ścisłych, które się pogubiły i właśnie czytają tę interpretację, dodam, że to coś na kształt słynnego równania Einsteina – są te z trzeciego wersu drugiej strofy Sonetów do Orfeusza / Die Sonette an Orpheus I, 3: „Gesang ist Dasein”. Spolszczyć je niełatwo i czyniono to różnie: „Śpiew to istnienie” (Mieczysław Jastrun), „Śpiew jest istnieniem” (Bernard Antochewicz), „Śpiewać to być” (Adam Pomorski). Nie ma tu dobrego rozwiązania wobec wieloznaczności i interakcji oryginału: Jastrun tłumaczy literalnie, lecz przecież w słowie „Dasein” (formalnie rzeczowniku odsłownym, acz mieniącym się od swego „czynienia”, swej aktywności, od swego czasownikowego rodowodu: „być – być obecnym – być tu oto”) pojawia się jakiś idiomatyczny rdzeń nie do przetłumaczenia, z niemożliwym do oddania bogactwem polisemii; Antochewicz czyni z Rilkeańskiego skrzenia się znaczeniami, z tej naraz formuły i enigmy, zbyt prostą, zbyt jednoznaczną – definicję; Pomorski próbuje va banque – dwa czasowniki – i gubi podmiot, istnienie…
Wróćmy jednak z samego serca tego wiersza, ku jego rudymentom. Sonet powstał między 2 a 5 lutego 1922 roku w Muzot.
W pierwszej strofie – przytaczam ją w przekładzie Jastruna – Rilke przeciwstawia kondycję poetycką, ograniczenia poety jako człowieka – kondycji boskiej:
Bóg zdołał. Ale jakże, powiedz, wąska lira
przepuścić ma człowieka, by szedł za nim?
Rozdwojony. Nie wzniesie się nad skrzyżowaniem
dwóch serca dróg świątynia Apollina.
Pomorski zaś proponuje „ciasną lirę” i „serca rozdroże”, które nie może się stać świątynią Apollina. Antochewicz pisze wręcz o „mężczyźnie” – niemieckie słowo „(ein) Mann” może oznaczać zarówno „człowieka”, jak i „mężczyznę” – wyraźnie zbliżając myślenie odbiorcy wiersza ku poecie, może nawet ku Rilkemu.
I wtedy następuje owa przepyszna strofa druga (cytuję ją tu w spolszczeniu Jastruna z przerzutnią międzystroficzną – gdyż domyka się jej wykładnia dopiero w strofie trzeciej), wydobywająca zarówno bezradnego poetę-człowieka, który rozmawia poniekąd z samym sobą (acz w obecności bóstwa), jak i nas – co w tej bezradności uczestniczymy, czytając, z impasu:
Śpiew, jak nauczasz, nie jest z pożądania,
ani to spełnień jeszcze osiągalnych droga;
śpiew to istnienie. Rzecz łatwa dla Boga,
Lecz kiedy my jesteśmy? A kiedy On skłania
ku naszym bytom Ziemię, gwiazdy, jutrznie?
Od konstatacji, będącej mocnym, czystym odparciem zaprzeczenia: „śpiew […] nie jest żądzą” („Gesang […] ist nicht Begehr”): „Śpiew to istnienie” („Gesang ist Dasein”) – ja mówiące wskazuje jednak, że co oczywiste dla Boga, tak trudne bywa do osiągnięcia dla człowieka. Słowa „Gesang ist Dasein” grawitują, poeta ściąga je na Ziemię. Ich skrzydła są spętane – jakby w odwróconym toposie. Widać to dobrze, gdy przeczytamy jeszcze jedną linię ze strofy trzeciej – tę po-przerzutniową, i gdy zwrócimy uwagę na wyrazy wyróżnione[1] ręką Rilkego (tu odwołam się do tłumaczenia Adama Pomorskiego, który – podobnie jak autor oryginału – myśli o bogu raczej jako Apollonie, Rilke pisze wręcz „er” małą literą):
Lecz kiedyż my jesteśmy? Kiedy skłania –
On – ziemię, gwiazdy ku naszemu byciu?
Że kochasz, chłopcze, nie jest niczym.
W oryginale, występująca wewnątrz przerzutni, sekwencja „jesteśmy – On (on) – nie jest” (u Pomorskiego), odpowiednio u Jastruna „jesteśmy – On – To” (Jastrun nie wyróżnia kursywą ostatniego słowa, nie wiedzieć – dlaczego), brzmi: „sind (wir) – er – ists”. Dzięki możliwościom niemczyzny, nie mającym analogii w języku polskim, Rilke różnicuje istnienie. My, ludzie, potrzebujemy, by być, zaimka (podkreśla to inwersja: „sind wir”), bóg / Bóg – trwa – sam jest zaimkiem (er), zaś wszelkie inne (pozaludzkie i pozaboskie) bycie spina, kontaminuje te dwa sposoby istnienia (ists).
W trzeciej strofie rozpoczyna się inne różnicowanie – kontynuowane w czwartej (tym razem przytaczam spolszczenie Jastruna):
To nie to, chłopcze, że kochasz, i jeśli
śpiew rozewrze twe usta, ty zapomnieć ucz się,
żeś zaczął śpiewać. To przemija z biegiem lat.
Inne ma tchnienie głos prawdziwej pieśni.
Tchnienie wokół nicości. Oddech w Bogu. Wiatr.
Tę przerzutnię między strofami trójwersowymi (które zwyczajowo w sonecie mamy za refleksyjne) nazwałabym przerzutnią „mniejszą”. Tamta – między strofami czterowersowymi (które zazwyczaj traktuje się jako wykładnię sytuacji) – dotyczyła kwestii kosmicznych, różnicowała typy egzystencji we Wszechświecie. Ściągnięte na Ziemię / ziemię – „wielką” przerzutnią, znalazły się zaledwie w świecie.
Na konstrukcji tego sonetu – klarownej i dynamicznej, dzięki obydwu przerzutniom – można by uczyć zależności między makro- a mikrokosmosem.
W strofach trzeciej i czwartej Rilke mówi o młodzieńcu (i do młodzieńca). Tak bowiem należałoby spolszczać niemieckie „Jüngling”. Wprowadza dystynkcję pomiędzy śpiewem / bytem nietrwałym, wynikającym z przeżycia miłosnego (ludzkim śpiewem / bytem), a bytem, który jest naprawdę. U Rilkego widać to przeciwstawienie wyraźniej; opozycja między krótkim jak mgnienie „Das verrinnt” (u Pomorskiego: „To upływa”) a „in Wahrheit singen” (u Pomorskiego: „śpiewać naprawdę”) – pozwala lepiej pojąć wygłosowe:
In Wahrheit singen, ist ein andrer Hauch.
Ein Hauch um nichts. Ein Wehn im Gott. Ein Wind.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY
[1] Rilke używa kursywy jako wyróżnienia, podobnie Jastrun. Pomorski – rozstrzelonego druku. Idę za wydawcami Rilkego.