Jest portret Stanisława Czycza zrobiony przez Wojciecha Plewińskiego. Chyba z 1980. Jego zdjęcie ma podobne rekwizyty: biurko, radio tranzystorowe, lustro w ciemnej oprawie na ścianie. I - maszynę do pisania. Na moim negatywie, z czerwca 1993, na sąsiedniej klatce - obok tej z zawalonym papierami biurkiem, tranzystorem i znikającym w lustrze pisarzem - jest też klatka z drugim biurkiem. Takim do pracy, z większą przestrzenią. To na nim stała maszyna do pisania – ta ze zdjęcia Plewińskiego.
W stolicy Meksyku, w kwietniu 1993, nie udało mi się zrobić portretu Sławomira Mrożka - pisarza spotkałam, jesienią tamtego roku, we Frankfurcie nad Menem. Trafiłam za to na licznych pisarzy przy biurkach, ustawionych na placach. Wystukiwali listy, petycje, podania dla - niemających własnych maszyn lub nieumiejących pisać - klientów. Ten obrazek pomógł mi zrozumieć, dlaczego tamtejsze metro używa piktogramów i jest tak proste w obsłudze.
Biały dom sfotografowałam w 1983. Nazwy miejscowości nie wpisałam. Miesiąc wcześniej wyszłam za mąż, widać nie było ważne, dokąd jedziemy. Przez długie lata miejscowość nie miała nazwy. Od połowy lat 90. często wyjeżdżaliśmy z córką na wieś, pod Kraków. Stamtąd - na wycieczki do Dobczyc - nad zalew, do zamku. Krajobraz drogi powrotnej, do parkowanego pod zamkiem samochodu, zapadał mi w pamięć.
O fascynacji Balzaca fotografią dowiedziałam się dzięki lekturze "Diane Arbus. Biografia" Patricii Bosworth. Książkę przeczytałam, wkrótce po jej ukazaniu się w W. A. B, w 2006. Fotografce spodobała się teoria Balzaca - świadka narodzin dagerotypu w 1838, że każda istota ludzka to niezliczona liczba nałożonych na siebie obrazów, a aparat fotograficzny zdejmuje je po kolei.
Często, kiedy nie prowadziłam lektoratów albo sama nie uczestniczyłam w zajęciach na UNC (University of North Carolina at Chapel Hill), opiekowałam się dziećmi naszych przyjaciół: Shizuko - studentki stomatologii i jej męża Mitsuo - pracownika laboratorium. Najstarszy z trójki był Naoshi, średni - Nozomo, najmłodsza - Megu. W weekendy jeździliśmy w naturę. W wyprawie „Spring`86” (zapis na negatywie), towarzyszył nam chłopiec sąsiadów.
Do czerwca 1987, i wyprawy nad rzekę, gdzie rośnie papirus, znałam tylko produkt końcowy rośliny. Miejsce z papirusem na Sycylii, niedaleko Syrakuz, pokazał nam Aldo – przyjaciel Nadii. W Rzymie prowadził antykwariat.
„The Book of Disquiet” Fernando Pessoa, wydanie Serpent’s Tail, London 2010, rozpoczyna zdanie: „Sometimes I think I will never leave Rua dos Douradores". Książkę kupiła Ola w BERTRAND LIVREIROS - najstarszej na świecie księgarni operującej w tym samym miejscu. Poświadcza to pieczątka przybita przy kasie na stronę tytułową. Pessoę pożyczyłam od córki na lot powrotny do Warszawy, ale zaczęłam czytać jeszcze w Lizbonie i, 18 września, odnalazłam Rua dos Douradores.
Miejsce: schody przy zejściu do podziemia dworca kolejowego w Krakowie. Czas: 6 czerwca. W kalendarzyku, z 1996, zapisałam: Łazienki, foto Wojciech Karpiński. „Zejście do podziemia” zrobiłam w ostrym, późnopopołudniowym słońcu, po powrocie z Warszawy, gdzie, w południe tego dnia, byłam umówiona z pisarzem na portret.
Kim był człowiek, któremu postawiono pomnik w Perugii, nie wiem. Z pewnością kimś ważnym; na jednej ręce nosił sygnet, drugą wskazywał kierunek lub błogosławił. Tyle, w czerwcowe południe 1987, zdążył przekazać mi pomnik i jego cień.
Nie tylko topografie miast, także wydarzenia historyczne mogę odtwarzać dzięki negatywom. Na tym, z 27 stycznia 1995, poza kobietą z wózkiem, mam też klatkę ze znakiem "zakaz zatrzymywania się" i tabliczką "OBOWIĄZUJE w dn. 26-28.01.95". Wizytę na Kazimierzu złożył, wtedy, ówczesny premier Izraela - Szymon Peres.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.