fbpx
HOME
Renata Gorczyńska

Elegia na odejście

Adam. Imię po Tamtym Adamie? Zagajewski. Nazwisko jak z pagórków leśnych i łąk zielonych. Urodzony we Lwowie, do którego ciągle jechał. Wydziedziczony jako kilkumiesięczne niemowlę, wzrastał w Gliwicach. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim psychologię i filozofię. W 1976 roku cenzura objęła go żelaznym uściskiem za memoriały w obronie praw obywatelskich i podpisy pod listami protestacyjnymi.  Spędził na stypendium rok w Berlinie Zachodnim. Stamtąd pojechał w ślad za Mają Wodecką, swoją wielką miłością, do Paryża. Francuzi przestali gustować w poezji współczesnej, zwłaszcza tłumaczonej; dla nich czas się zatrzymał na Apollinairze. I choć Maja Wodecka tłumaczyła jego poezje wydane u Fayarda, nie zyskał tam należnej mu sławy, w przeciwieństwie do krajów języka angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego. Czas dzielił między Francję i Stany Zjednoczone. Wykładał creative writing najpierw przez wiele lat w Houston, a następnie w University of Chicago.

Został obsypany ważnymi nagrodami zagranicznymi za swoją twórczość poetycką i eseistyczną, między innymi w Hiszpanii i w Niemczech. W Oklahomie wyróżniono go Neustadt International Prize for Literature. Był, jak to się mawia w języku angielskim, a poets’ poet. Wysoko go cenili i Miłosz, i Brodski, i Herbert i wielu innych wielkich. Ale czytali go również z poczuciem olśnienia młodzi czytelnicy poezji światowej.

Rok po ataku terrorystycznym z 11 września 2001 roku Adam zorganizował w Nowym Jorku wielki wieczór polskiej poezji współczesnej w przekładzie na angielski. Stało się to wydarzeniem literackim, gromadząc blisko tysiąc widzów i doczekało obszernych relacji w mediach, na czele z „New York Timesem” który na pierwszej i kolejnych stronach opisał ze szczegółami ten niezwykły spektakl. Adam występował na końcu, mówiąc między innymi swój słynny wiersz Jechać do Lwowa. Otrzymał owację na stojąco.

Adam Zagajewski, Józef Czapski, Sailly 1986

W 1983 roku, gdy mieszkałam w Nowym Jorku, przyszedł do mnie pocztą z Paryża najnowszy numer „Zeszytów Literackich”, w którego kolegium redakcyjnym Adam znajdował się od chwili założenia pisma w Paryżu. Zostałam urzeczona tą imaginacyjną podróżą do miasta rodzinnego. Bez chwili wahania postanowiłam przetłumaczyć ten wiersz z niesłychanie mocną motoryką i wyrazistym rytmem, jakby odtworzeniem stukotu kół pociągu. Chciałam się nim podzielić z anglojęzycznymi czytelnikami. To Go to Lvov wysłałam do oceny Robertowi Pinsky’emu, z którym współpracowałam nad przekładami poezji Miłosza. On z kolei od razu ogłosił ten wiersz na łamach pisma „The New Republic”. Kilka tygodni później zatelefonowano do mnie z wydawnictwa Farrar, Straus & Giroux, proponując przekład całego tomiku wierszy Adama. O jego sztuce poetyckiej dowiedzieli się od swojego autora Josifa Brodskiego, który gorąco ją polecał. I Josif nadał tytuł wyborowi: Tremor.

Wiosną 1984 roku leciałam niedużym samolotem z okolic Nowego Jorku do stanu New Hampshire. Pogoda była fatalna i maszyną rzucało jak latawcem na wietrze. Na lotnisku szybsi pasażerowie zajęli wszystkie taksówki, na postoju została jakaś młoda nieznajoma, z wyglądu studentka, no i ja. Czekając, aż pojawi się jakiś taksówkarz, dziewczyna zaczęła mnie zagadywać. Usłyszałam sakramentalne zdanie o moim akcencie, co prowadziło do dalszych pytań – co robię, czym się zajmuję. Nie miałam ochoty na rozmówki, ale w końcu wydusiłam z siebie, że jestem dziennikarką i tłumaczką. A co tłumaczę – nie ustępowała. Odpowiedziałam, że teraz takiego poetę polskiego, o którym pewnie nie słyszała. Za-ga-dżeu-ski. Podskoczyła jak oparzona. – My go teraz przerabiamy na kursie poezji. A jaki wiersz? – nie ustępowała. To Go to Lvov. – O rany – wykrzyknęła studentka prestiżowego uniwersytetu. – Myśmy analizowali ten wiersz na ostatnich zajęciach. Jest cudowny! A było to na rok przed ukazaniem się tomiku Tremor.

Zagajewscy wrócili do Krakowa w 2002 roku. Przed bodaj pięcioma laty Adam przeszedł tam ciężką operację serca, po której, jak mi opowiadał, odzyskał młodość i siłę.

W ostatnich latach stał się aktywny jako obrońca kradzionych nam praw obywatelskich. Z emocją czytałam jego kolejne książki. Był Adam filozofem i lirykiem w jednym. Także melomanem. Mierzył wysoko, więc po powrocie do Polski bywał celem ataków młodszych hunwejbinów, zapewne powodowanych zawiścią za światowy rozgłos.

Umarł – ironią losu – w Międzynarodowym Dniu Poezji, w pierwszy dzień kalendarzowej wiosny.

Cóżeś nam uczynił…

RENATA GORCZYŃSKA

Warto również przeczytać...